- Jesteś, dobrze. Kupiłem trochę rzeczy na obiad - powiedział ojciec. Całe szczęście autobus był idealnie na czas, więc nie miałam teraz żadnych problemów. Tata wydawał się w całkiem niezłym humorze. Naszła mnie nadzieja, że do końca dnia będzie spokojnie. - Ugotuj mi coś. Jestem dziś zadowolony, więc możesz nałożyć sobie jeden talerz, ale kiedy już pozmywasz po mnie. Idę do Jima. Jak wrócę wszystko ma lśnić, a obiad czekać na mnie na stole.
Wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Ten dzień staje się znacznie lepszy niż sądziłam, że może być. Zaniosłam plecak do pokoju, przebrałam się w luźne ciuchy i zabrałam się za gotowanie. Zrobiłam grochówkę kanadyjską. Miałam nadzieję, że ojciec nie będzie miał mi tego za złe. Kupił sporo świeżego grochu, a nie chciałam, żeby się zmarnował. Poza tym grochówka mimo, że nie jest najlepsza w smaku, zawsze dawała mi sporo siły, a tej mi teraz naprawdę potrzeba. Nie wiem czy dam sobie radę z tym wszystkim: lekcjami, gotowaniem, sprzątaniem, kiedy porcje moich posiłków są naprawdę niewielkie. Potrzebuje więcej jedzenia, ale nie mam pojęcia jak to zrobić. Nie starczy mi pieniędzy, żeby codziennie przynajmniej trochę się najadać. Przez głowę przeszła mi myśl, żeby schować trochę grochówki i zabrać jutro w termosie do szkoły, ale w momencie, kiedy już się zdecydowałam usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
Szybko wytarłam jeszcze brzegi talerza ojca i czekałam na niego. Pojawił się w towarzystwie Jima - swojego najlepszego, równie okropnego przyjaciela. Jim nie raz pomagał ojcu mnie karać, albo po prostu urządzali zawody, kto znajdzie więcej powodów do uderzenia mnie, i ten, który wygrał mógł mnie walić i kopać przez równą minutę. Nie spodziewałam się jego wizyty, więc nie przygotowałam drugiego talerza. Jim od razu zauważył, że nie ma jego porcji.
- Co to ma być, mała? - spytał i złośliwie podkreślił ostatnie słowo. Wiedział, że nie cierpię kiedy ktoś mnie tak nazywa, właśnie przez to, że on tak do mnie mówi.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że pan przyjdzie.
- Jaki "pan", mała? - warknął. - Już nie pamiętasz jak masz do mnie mówić? John! Twoja córka znów zaczyna!
Wzdrygnęłam się. Jim już od dawna ma na mnie chęć i ojciec to wie. W dodatku nic sobie z tego nie robi, tylko każe mu zaczekać do moich osiemnastych urodzin. Przyjaciel ojca uważa, że ma do mnie prawo i jestem też jego, więc zmusza mnie, bym mówiła do niego "kochanie" albo "skarbie". Nie cierpię, kiedy do nas przychodzi. Jest prawdopodobnie nawet gorszy niż ojciec.
- Odpuść jej - usłyszałam niezbyt zadowolony głos ojca. - Pobawimy się innym razem. Dziś mam za dobry humor.
Jim nagle zupełnie stracił mną zainteresowanie i wpatrywał się z ciekawością w mojego ojca.
- Dostałem awans - powiedział dumny, ale kiedy spojrzał na mnie jego twarz znów stała się twarda i wykrzywiona w złości. - Isabelle, na co ty do cholery czekasz?! Jim jest głodny.
Jestem pewna, że ja byłam znacznie głodniejsza, ale nie odezwałam się ani słowem. Posłusznie postawiłam przed Jimem talerz z zupą. Przestraszyłam się, kiedy złapał mnie za nadgarstek. Ojciec nie zareagował nijak, po prostu jadł, ignorując to, że jego najlepszy przyjaciel chce się dobrać do jego córki. Jim uśmiechnął się perfidnie i wiedziałam, że zamierzał mnie pocałować. Po prostu to czułam. Przekręciłam szybko głowę, dzięki czemu pocałował mnie w policzek, a nie usta.
- Suka! - syknął i ścisnął mój nadgarstek tak bardzo, że upadłam na kolana, a łzy napłynęły mi do oczu. - Następnym razem połamię ci rękę. Będziesz moja - chcesz czy nie będziesz musiała mnie całować.
- Nieźle - mruknął ojciec z aprobatą. - Zaczynasz nad nią panować.
Zupełnie nie rozumiałam jak człowiek który mnie stworzył może tak spokojnie, wręcz z zadowoleniem reagować na moje cierpienie i pozwalać, by jego przyjaciel mnie krzywdził.
CZYTASZ
Nie jesteś sam(a)
RomanceCzasem życie wzmaga od ciebie więcej niż jesteś w stanie udźwignąć. Izzy coś o tym wie. Koszmar, rozgrywający się w jej domu odciska coraz większe piętno na jej psychice. Mimo to dziewczyna świetnie radzi sobie z życiem towarzyskim. Kiedyś jednak co...