- Jim Parker - przestawił się. - Tymczasowy opiekun tej małej.
Widziałam jego dłoń. Alexander obrzucił go ostrym spojrzeniem, ale ścisnął krótko jego dłoń. Zdziwiłam się. W zasadzie nawet bardzo. Nie miałam pojęcia dlaczego zachowuje taki dystans. Zwykle ludzie uwielbiają przyjaciela mojego ojca.
- Alexander Black. Nauczyciel.
Głos nauczyciela także był stanowczy i mocny. Mimo to coś w nim, jakaś nuta w tonie, uspokoiła mnie trochę. Wiedziałam, że dopóki tu stoję nic mi się nie stanie.
- Izzy. - Głos Jima spowodował, że miałam ochotę zemdleć tu i teraz i nie budzić się przez długi czas. Zjechałam wzrokiem na koszulkę Alexa i wpatrywałam się w nią, uparcie walcząc z własną słabością i łzami. Doskonale widziałam, co czeka mnie, gdy tylko przekroczymy próg domu. - Chodź. Wrócisz ze mną. Musimy już iść. Mamy do pogadania. Chyba trzebawyjaśnić ci coś jeszcze raz. Poza tym miałem dziś dużo na głowie, więc będziesz musiała pomóc mi z obowiązkami.
To nie będzie pomoc, ani tłumaczenie, ani rozmowa. To będzie ból i praca. Wkładałam całą swoją silną wolę, żeby ukryć moje zdruzgotanie przed nauczycielem, ale chyba nie wychodziło mi to za dobrze. Czułam jego palące spojrzenie na sobie.
- Isabel - warknął cicho Jim.
Drgnęłam i wiedziałam, że moja kontrola poszła na urlop. Czułam, że cała dygoczę. Wiedziałam doskonale, że przyjaciel ojca będzie jeszcze bardziej wściekły jeśli okaże strach, szczególnie w obecności Alexa, ale nie mogłam nic zrobić. Jedyne co utrzymywałam resztką sił to powstrzymywanie łez. Jednak byłam pewna, że i one wydostaną się dziś na zewnątrz. O ile dam radę zachować przytomność.
Dałam krok do tyłu, bo nie chciałam nadwyrężać cierpliwości mężczyzny. Kątem oka widziałam, że Alex zerka raz na mnie, raz na Jima.
- Czy Izzy mogłaby wrócić autobusem, panie Parker? Mamy kilka spraw do omówienia. Prezentacje i prace dodatkowe na geografię.- spytał nagle. Zdawałam sobie sprawę z tego, że coś zauważył i z tego, że chce o tym ze mną porozmawiać. Wyczułam też, że na mnie zerknął, jakby sprawdzając moją reakcję. - A tego co wiem i tak planowała wrócić autobusem.
Tak bardzo błagałam, żeby Jim się zgodził. I równie mocno uświadamiałam sobie, że tego nie zrobi.
- Przykro mi, ale nie dziś - burknął. - Ostro mi nakłamała i musimy porządnie porozmawiać.
Wciągnęłam gwałtownie powietrze, kiedy poczułam jak ręka mężczyzny zaciska się na moim ramieniu. Zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam dopiero po chwili. Przecież Jim mnie zabije. Wyraźnie okazałam słabość i strach, zbyt wyraźnie. Dodatkowo przy kimś innym niż on lub ojciec. Nie przeżyję tego. A jeśli nawet to nie wyjdę z tego cało. Jestem pewna.
Spojrzenia mężczyzn w jednej chwili padły na mnie. Zacisnęłam szczękę, żeby zatrzymać emocje i nie pogorszyć sytuacji. Czułam jak Jim coraz mocniej zaciska palce. Zdusiłam jęk bólu.
- Proszę ją puścić.
Podniosłam głową i zauważyłam gniewny wzrok Alexa. Ale nie był skierowany na mnie. Mężczyzna patrzył się na Jima.
- Niech się pan nie wtrąca - ostrzegł przyjaciel ojca. Pociągnął mnie w moją stronę. Jego dłoń ani na moment nie przestała zaciskać się na mojej ręce. Nie mam pojęcia, jak można mieć tyle siły w rękach. Miałam wrażenie, że gdyby chciał i przycisnął trochę mocniej połamałby mi ramię. - Gdyby pan wiedział, co zrobiła, miałby pan do niej zupełnie inne podejście.
- Szczerze wątpię.
Patrzyłam na Blacka z zaskoczeniem. Nie wiedziałam, jakim cudem rozgryzł wyraz mojej twarzy już na początku pojawienia się Jima, skoro jak dotąd udało się to tylko jednej osobie kilka lat temu, kiedy byłam jaszcze mała i niewyćwiczona w ukrywaniu emocji. Nie miałam też pojęcia, dlaczego tak ostro reaguje na Jima. Nie znał go, więc nie miał pojęcia co wraz z moim ojcem robi, gdy jesteśmy sami. Alexander nie jest też typem warczącym na każdego. Wręcz przeciwnie. Więc dlaczego się tak zachowuje?
CZYTASZ
Nie jesteś sam(a)
RomanceCzasem życie wzmaga od ciebie więcej niż jesteś w stanie udźwignąć. Izzy coś o tym wie. Koszmar, rozgrywający się w jej domu odciska coraz większe piętno na jej psychice. Mimo to dziewczyna świetnie radzi sobie z życiem towarzyskim. Kiedyś jednak co...