*10*

4.1K 233 8
                                    

 - Połóż ją tam i idź po jej wychowawcę. Masz teraz lekcję?

Pan Alexander zaklął pod nosem, jakby dopiero sobie przypominał, że zostawił całą klasę pierwszoklasistów całkiem samą. Ułożył mnie na kozetce i położył mój plecak na krześle obok.

- Mam. Kazałem im chwilę zaczekać. Cholera - przeklął znów. Przez ostatnie kilkanaście minut zdarzyło mu się to całkiem sporo razy. Nie spodobało mi się to.

Kobita zerknęła na niego, zakładając rękawice.

- Idź do nich - poradziła. - Sama sobie poradzę. Chyba, że masz po drodze do jej wychowawcy, wtedy możesz go zawiadomić i zawołać. Na biurku masz plan zajęć.

Kątem oka widziałam jak Black podchodzi i bierze do rąk kartkę. Przekręciłam się na bok, bo zrobiło mi się niewygodnie. Uważałam na rękę, ale byłam straszną niezdarą, więc i tak się uraziłam. Pani Elle podbiegła od razu, gdy usłyszała mój jęk.

- Ostrożnie - powiedziała. Zupełnie jakbym nie wiedziała, że muszę uważać. - Pokaż mi nadgarstek.

Wyciągnęłam rękę, a ona zaczęła ja oglądać. Mniej delikatnie niż pan Alexander, ale nadal dość ostrożnie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szukając wsparcia u Blacka, ale go nie znalazłam. Musiał wyjść dosłownie sekundę temu.

- Musisz jechać do szpitala.

To zdanie sprawiło, że otrzeźwiałam tak szybko, jak jeszcze nigdy. Spojrzałam na pielęgniarkę, mając nadzieję, że się przesłyszałam. Jej mina na to nie wskazywała, ale musiałam dopytać.

- Słucham?

- Zadzwonimy po twoich rodziców, a oni będą musieli zabrać cie do szpitala na prześwietlenie. Możesz mieć złamaną rękę. 

Nie! Chciałam krzyknąć, ale żadne słowa nie wydostały się z moich ust. Ella odwróciła się i dała mi jakieś tabletki.

- Nie chce jechać do szpitala - mruknęłam. - Nie dzwońcie do taty, proszę.

Pielęgniarka spojrzała na mnie podejrzliwie, ale chwile później złagodniała.

- Chcemy ci pomóc, Isabel - zapewniła.

- Nie dzwońcie do ojca - powtórzyłam desperacko.

Wiedziałam, że tata zadzwoniłby od razu do Jima, a on mógłby wtedy zrobić ze mną niemal wszystko, co by chciał. Mógłby zabrać mnie do szpitala, a potem traktować łagodniej, ale równie dobrze mógłby nawyzywać mnie od dziwek, suk, łamag, idiotek i wszystkiego innego, co przyszłoby mu do głowy. Mógłby też w ogóle nie wziąć do szpitala. Wolałam załatwić to sama. Wprawdzie jeszcze nie wiem jak, ale coś bym wymyśliła.

- Dobrze, nie musimy dzwonić do ojca - mówiła kobieta cichym, spokojnym głosem. - Możemy powiadomić twoją mamę.

Mina zrzedła mi natychmiast. Usiadłam, połknęłam tabletki i przez chwile milczałam, niepewna, co powiedzieć.

- Nie mam mamy.

Jak na zawołanie w oczach pielęgniarki zobaczyłam coś, co jest mi trochę potrzebne, a czego nie cierpię - współczucie.

- Tak mi przykro...

- Niepotrzebnie - zapewniłam. - Daje sobie radę.

Moim zdaniem naprawdę sobie radzę. I to całkiem nieźle. Nikt przeze nie nie ucierpiał - mam na myśli to, że ojciec nie skrzywdził nikogo z mojej winy. Mam siłę, może nie za wiele, ale mam. I nie poddałam się. Nadal walczę, bo wiem, że któregoś dnia to się skończy/

Nie jesteś sam(a)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz