Następnego dnia dobry humor mnie nie opuszcza. Oprócz tego, że Jim nie dał mi wczoraj kolacji nie wydarzyło się zupełnie nic złego. Z każdą godziną nabieram coraz więcej nadziei. Może niepotrzebnie. Nie mam żadnej pewności, że cokolwiek uda się mi i Alexowi, ale wierzę, że mogę się wydostać z tego koszmaru. Wczoraj umówiliśmy się, że dziś po szkole też się spotkamy.
Mike ma mi trochę za złe, że wczoraj wybiegałam szybko z klasy i zniknęłam. Rano dał mi porządny wykład na temat tego, dlaczego na razie nie powinnam go zostawiać samego z Lindsay. Przeprosiłam go więc, ostrzegłam, że dziś po szkole też nie będę miała czasu, ale szybko poinformowałam go, że w zamian za to na czas lekcji to ja przejmuję Liz.
Idziemy więc we dwie na lunch. Dziewczyna przez cały czas mówi o Tonym. Powoli zaczyna mnie to męczyć, ale cierpliwie jej wysłuchuję. Chyba nawet odrobinę zazdroszczę. Chciałabym mieć tak troskliwego chłopaka. Całkiem możliwe, że gdybym wcześniej kogoś znalazła, nie musiałabym się codziennie martwić, że muszę wrócić do domu pełnego agresji. Może mój chłopak wyciągnąby mnie z tego bagna. Albo odszedł by ode mnie po tym jak Jim i ojciec by go pobili i zastraszyli.
- Zaprosił mnie do kina w sobotę! - świergocze szatynka. Przez cały dzień uśmiech trzyma się jej twarzy. - Mam nadzieję, że pójdziemy na jakąś komedię i będziemy się śmiali tak, że ludzie będą musieli nas uciszać. Albo na horror! Wtedy mogłabym tulić się do niego za każdy razem, kiedy coś mnie przestraszy! Może nawet odprowadziłby mnie do samego pokoju, żebym się nie bała potworów. Moglibyśmy też obejrzeć jakiś romans. No wiesz, para w filmie by się całowała, a on w tym samym czasie spojrzałby na mnie i wtedy byśmy się pocałowali.. - wzdycha. Jej pragnienia wywołują uśmiech także na mojej twarzy. - Nie całowaliśmy się jeszcze. Nigdy. Chciałabym go pocałować - wyznaje. Widzę rumieńce się na jej policzkach i zadziwia mnie jak stan zakochania się może zmienić człowieka. - Wprawdzie nawet nie jesteśmy jeszcze razem, ale to się zmieni. Chyba... Mam taką nadzieję... Co o tym myślisz?
Zagryzam wargę, powstrzymując się przed opowiedzeniem jej o planach Tony'ego.
- Myślę, że niedługo oficjalnie będziecie parą.
Lindsay nie wygląda na przekonaną.
- No nie wiem...
Mam ochotę wywrócić oczami. Jak ta dziewczyna może być taka niepewna, kiedy to oczywiste, że będą świetną parą. Wiedziałabym to nawet gdyby Tony nie powiedział mi, co zamierza zrobić.
- Liz, nie martw się tak - uspokajam ją. - Mogę się założyć, że za tydzień, góra dwa będziecie już olewali dla siebie cały świat.
Szatynka zatrzymuje się nagle. Marszczę brwi i robię to samo. Na jej twarzy jaśnieje cwany uśmieszek.
- W takim razie się załóżmy - proponuje. - Ty obstawiasz, że w ciągu meksymalnie dwóch tygodni będziemy razem, ja myślę, że później. Jeśli wygrasz przez tydzień stawiam ci lunch. Jeśli ja wygram zabieram cię na imprezę. Co ty na to?
Odruchowo chcę odmówić. Jeśli dowiedziałaby się, że wiedziałam o wszystkim byłaby strasznie zła. Nawet zaczynam kręcić głową, ale wtedy widzę jak z jej twarzy znika ekscytacja. Wzdycham ciężko, rozbawiając się ją przy okazji, i w końcu się zgadzam.
- Okej, okej. Niech ci będzie.
Liz przytula mnie krótko, ściskamy sobie ręce, a później idziemy do stołówki.
Jest przerwa obiadowa, więc pełno tu ludzi. Ledwo dajemy radę kupić sobie coś do jedzenia. Lindsay idzie pierwsza. Rozpycha się łokciami, żeby zrobić nam miejsce i klnie na chłopaków, którzy ciągle stają jej na nogi. Wulgarne słowa sprawiają, że czuję się trochę zagrożona, mimo, że tak naprawdę nie mam czego się bać. Szukamy jakiegoś wolnego stolika, ale bezskutecznie. Zrezygnowane stajemy pod ścianą.

CZYTASZ
Nie jesteś sam(a)
RomanceCzasem życie wzmaga od ciebie więcej niż jesteś w stanie udźwignąć. Izzy coś o tym wie. Koszmar, rozgrywający się w jej domu odciska coraz większe piętno na jej psychice. Mimo to dziewczyna świetnie radzi sobie z życiem towarzyskim. Kiedyś jednak co...