- Hej, Iz - krzyknął Mike. - Wszystko w porządku?
- Jasne - odpowiedziałam szybko, wyrzucając książki do szafki. - Dlaczego pytasz?
Usłyszałam westchnięcie i przez chwile nie odzywał się.
- Krzyczeliśmy do ciebie odkąd tylko weszłaś do szkoły.
Liczba mnoga? Zerknęłam w bok i dostrzegłam Si, stojącą obok chłopaka. Przyglądała mi się uważnie. Przygryzłam wargę, nie bardzo wiedząc co odpowiedzieć.
- Przepraszam, miałam słuchawki w uszach - skłamałam. To zawsze działa.
- Wcale nie - zaprzeczyła Lindsay.
Choroba, chyba jednak nie będzie tak łatwo jak zwykle.
- No dobra, masz mnie, Liz - przyznałam. Lubiła, kiedy mówiłam na nią Liz, Li albo Si i wiedziałam, że to minimalnie załagodzi sytuację. - Zamyśliłam się, ale naprawdę was nie słyszałam.
Byłam zbyt zajęta rozmyślaniem nad podstępami Jima, żeby słyszeć cokolwiek lub kogokolwiek. Rano prawie wpadłam przez to pod samochód. Później doszłam do wniosku, że gdybym rzeczywiście miała wypadek... tu już nie chodzi tylko o to, że nie miałby się mną kto zająć. Z tym bym sobie poradziła. Ale nie dałabym rady robić tego wszystkiego co robię teraz. Ojciec i Jim byliby zdenerwowani, a ja nie miałabym siły. Biliby mnie jeszcze bardziej. To byłby prawdziwy koszmar.
Wróciłam do rzeczywistości. Liz coś mówiła, a Mike jej przytakiwał.
- ...że możesz po prostu powiedzieć o co chodzi? Może będziemy potrafili ci pomóc, jeśli masz jakiś problem.
Przez chwilę pomyślałam, że faktycznie powinnam im powiedzieć. Może powiedzieliby mi co mam robić, albo wymyślili jak pozbyć się tego wszystkiego z mojego życia. Chciałam to zrobić. Ale żadnego słowa nie wydostały się w moich ust. Miałam wrażenie , że jeszcze chwila i oczy zajdą mi łzami. Spuściłam tylko głowę i pokręciłam nią. Niemal natychmiast poczułam oplatające mnie chude ramiona dziewczyny i męską dłoń na ramieniu. Trwaliśmy tak kilka sekund, ale nie chciałabym by ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Wyplątałam się z uścisku przyjaciółki, zamknęłam szafkę i poszłam na lekcję. Geografia. Już wiedziałam, że żeby przyjść do klasy w miarę na czas trzeba ruszyć w stronę sali co najmniej półtora minuty przed dzwonkiem. Ja miałam jeszcze 5 minut, ale mimo to szłam najszybciej jak mogłam. Od razu weszłam do klasy, ignorując zdziwione spojrzenia pozostałych uczniów i pana Blacka. Wyciągnęłam mój zeszyt i zaczęłam w nim rysować, żeby zająć myśli czymś innym niż Jim i jego gierki. Dziś "przeniosłam się" do Wenecji. Szkicowałam gondole, zarys placu św. Marka, kanały. Wszystko, co przyszło mi do głowy, gdy pomyślałam o tym miejscu.
Ktoś chrząknął. Drgnęłam zaskoczona. Rozejrzałam się i dopiero po chwili odkryłam, że na krześle koło mnie siedzi Tony.
- Cześć - przywitałam się.
Zaśmiał się cicho.
- Hej. - Zerknął na kartkę przede mną. - Ładnie rysujesz. Wenecja. Chciałabyś tam pojechać?
Zerknęłam na kartkę. Na słońce i piękne kanały. Oczywiście, że bym chciała. Tylko bez ojca i Jima. Sama.
- Tak - westchnęłam cicho. - Na zdjęciach wygląda przepięknie. Cały czas ciepło, piękne widoki, tyle zabytków.
Chłopak wystawił rękę, chyba po zeszyt, ale zatrzymał się w połowie ruchu. Spojrzał na mnie pytająco i dopiero, kiedy upewnił się, że nie mam nic przeciwko wziął go do ręki. Przyglądał się dokładnie moim szkicom i uśmiechał lekko.
CZYTASZ
Nie jesteś sam(a)
RomansaCzasem życie wzmaga od ciebie więcej niż jesteś w stanie udźwignąć. Izzy coś o tym wie. Koszmar, rozgrywający się w jej domu odciska coraz większe piętno na jej psychice. Mimo to dziewczyna świetnie radzi sobie z życiem towarzyskim. Kiedyś jednak co...