Próbowałam przełknąć śniadanie, jednak przychodziło mi to z trudem. Byłam bardzo głodna, ale gardło bolało mnie tak bardzo, że ciężko było mi przełknąć najmniejszy kęs. Pewnie rozchorowałam się po wczorajszych zadaniach, jakie dawał mi Jim. Wiedziałam, że nie odpuści i miałam rację. Dawał mi dwa razy więcej obowiązków niż zwykle, więc nie miałam czasu na pracę domowe. Położyłam się spać grubo po północy. A i tak nie wyrobiłam się ze wszystkimi zadaniami, jakie dostałam. Dlatego Jim mnie pobił. Uderzał, kopał i popychał mnie też w "przerwach" między obowiązkami. Już dawno nie widziałam go aż tak złego. Wyżywał się na mnie okropnie, ale mimo to wiedziałam, że starał się być opanowany.
Spojrzałam na swoje ciało w lustrze w przedpokoju i stwierdziłam, że ubranie zakrywa większość siniaków i ran. Najbardziej widoczne było wielkie zaczerwienienie z fioletowymi przebarwieniami na twarzy, ale na to nie mogłam nic poradzić. Zatuszowałam to w pewnym stopniu, ale nie ma szans, że uda mi się to w stu procentach. Wolałam nie oglądać nóg ani brzucha, ale gdy tylko na nie spojrzałam widziałam nawet przez ubrania te wszytkie... siniaki, zbite kolana, obfite piszczele i nie tylko.
Zamknęłam na chwilę oczy, żeby się uspokoić i lekko kulejąc, poszłam na przystanek. Bałam się konfrontacji z Mikem, Lindsay, Tony'm. Ale najbardziej obawiałam się spotkania z panem Blackiem. Widział wczoraj za dużo. Przyjaciołom wystarczy dobra wymówka i gadka o mojej niezdarności, ale Alexander będzie wiedział, że kłamię. Wczoraj zbyt łatwo odczytał wyraz mojej twarzy, żeby dziś nie zorientować się, że coś jest nie tak. Nie mam pojęcia jak mu to wytłumaczę.
Martwiłam się tym przez całą drogę do szkoły, a mimo to nie wpadłam na nic sensownego.
Tak jak podejrzewałam Liz i Mike stali tuż przy drzwiach wejściowych. Gdy mnie zobaczyli, wyciągnęli szybko powietrze. Podbiegli do mnie i zaciągnęli w jakiś zaułek. Kręciło się tam mniej osób niż na głównym korytarzu, co w zasadzie bardzo mi odpowiadało. Na twarzy moich przyjaciół malował się szok.
- Co ci się do cholery stało? - wykrzyknął Mike.
Skrzywiłam się, bo bolała mnie głowa, nie tylko od szarpania za włosy. Poza tym nie cierpię, kiedy ktoś przeklina. Lindsay zgromiła go wzrokiem, dzięki czemu uciszył się trochę.
- Wyglądasz jakby przyjechała cię ciężarówka.
- Przewróciłam się - skłamałam. - Stałam na szczycie schodów, trochę zakręciło mi się w głowie. Próbowałam złapać się ręką barierki, ale zapomniałam, że mam na niej gips, więc zleciałam.
- Musiałaś upaść bardzo niefortunnie - zauważyła dziewczyna.
Jak mówiłam, trochę dopracowanego kłamstwa i prawdomówna mina i ludzie uwierzą we wszystko.
- Może pójdziemy do pielęgniarki - zaproponowała po chwili milczenia.
- To dobry pomysł - dodał chłopak. - Ella dobrze się tobą zajmie.
- Nie trzeba. Już się mną zajęli. - Kolejne kłamstwo. Kolejny zły czyn. Kolejna łatwa wymówka.
Przyjaciele zerknęli na siebie na wzajem, a potem znów wrócili wzrokiem do mnie.
- No dobrze - skapitulowali. - Ale gdy byś się działo, mów od razu!
- Jasne - zapewniłam ich, choć wcale nie powiedziałabym im, że źle się czuję. - Em... Macie może pracę domowe z kilku przedmiotów? Przez to wszystko nie miałam wczoraj czasu na lekcje.
- Nie mamy - zaczęła Lindsay.
- Ale znamy kogoś kto na pewno ma - dokończył Mike. - Chodź

CZYTASZ
Nie jesteś sam(a)
RomantizmCzasem życie wzmaga od ciebie więcej niż jesteś w stanie udźwignąć. Izzy coś o tym wie. Koszmar, rozgrywający się w jej domu odciska coraz większe piętno na jej psychice. Mimo to dziewczyna świetnie radzi sobie z życiem towarzyskim. Kiedyś jednak co...