*19*

4.2K 257 39
                                    

- Widzimy się jutro, lenie - usłyszeliśmy po dzwonku.

Między innymi za to uczniowie lubią Blacka. Za jego swobodę, normalność, poczucie humoru. Za to, że nie robi z siebie wielkiego profesora.

Byłam już przy drzwiach, ale odwróciłam się. Chciałam porozmawiać z panem Alexandrem o tym długopisie. Zrobiłam krok w tamtą stronę, kiedy poczułam, że ktoś łapie mnie za ramiona. Automatycznie odskoczyłam kawałek. Uspokoiłam się dopiero, gdy usłyszałam cichy chichot Tony'ego.

- Wybacz. Nie chciałem cię przestraszyć - przeprosił. - Idziemy do Linds i Mike'a?

Linds? Nie słyszałam, żeby ktoś tak do niej mówił.

- Jasne. Poczekaj chwilę muszę tylko wyjaśnić coś z pa...

Chłopak machnął tylko ręką i pociągnął mnie za sobą.

- To na pewno może poczekać, a Linds mówiła, że ma lody! - zachwycił się jak małe dziecko. Wkurzyłam się trochę, że zlekceważył całkiem fakt, że mogę mieć coś ważnego do załatwienia, ale jego dziecięca radość sprawiała, że nie potrafiłam się mu przeciwstawić. - Nie mam pojęcia skąd je wstrząsnęła, bo jest początek października i w szkole ich już nie sprzedają, ale mam na nie wielką ochotę!

Prawdę mówiąc ja też. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam lody, dlatego przyspieszyłam i teraz to ja ciągnęłam Tony'ego. Słyszałam jego śmiech.

- Gdzie są? - spytałam.

- W szatni dziewczyn.

Zatrzymałam się nagle. Przesłyszałam się?

- Gdzie?

- W szatni dziewczyn - powtórzył. - W tej, w której przebieracie się na wf.

Zmarszczyłam brwi. Co im odbiło, żeby iść akurat tam?

- Wiem, wiem...Wariaci - westchnął chłopak. - Ale mają lody!

- Idziemy - zarządziłam.

Andersson zrównał się ze mną i razem szybki krokiem poszliśmy do szatni. Kiedy tam weszliśmy Liz i Mike już kończyli jedno pudełko. Blondyn był cały upaćkany. Ja i Tony zaczęliśmy śmiać się na tyle głośno, że zaczęło to przeszkadzać tamtej dwójce. Uciszyli nas, ale ich miny były zbyt poważne.

- Co jest? - spytałam.

- Bądźcie ciszej, bo zaraz zlecą się hieny - warknął Mike.

Znów zachichotałam.

- Kto? - dopytywał Andersson.

- Hieny - westchnęła szatynka. - Ludzie już się czaili. Mówię wam, od razu wyczuli lody. Schowaliśmy się tu, bo tu jest najbezpieczniej! Dziewczyny nie przychodzą tu, jeśli nie muszą przebrać się na wf, a chłopaki mają zakaz wstępu, więc tu nikt nas nie znajdzie.

- Plan genialny - dodał blondyn. Przybił z Lindsay piątkę i wrócili do pałaszowania pudełka.

My staliśmy w miejscu i patrzyliśmy na nich jak na wariatów, którymi zapewne są. W pewnym momencie zorientowali się, że nadal tylko na nich patrzymy. Przekręcili oczami i westchnęli.

- Na co wy jeszcze czekacie? Lody są tam. - Mike wskazał na drugą ławkę.

Tony wzruszył tylko ramionami i poszedł po pudełko.

- Śmietankowe, cytrynowe czy jagodowe? - spytał.

Zamiast mu odpowiedzieć, odwróciłam się w stronę dziewczyny.

- Skąd ty je masz? - spytałam zdziwiona, bo lodów było dużo i były to jedne z tych, które miały niemalże zupełnie naturalny smak.

- Nie pytaj tylko jedz - nakazała. - Z tego co wiem masz teraz wf, więc za cztery minuty zleci się tu twoja grupa, żeby się przebierać, a my bedziemy się musieli zbierać i zabrać ze sobą te smakołyki.

Nie jesteś sam(a)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz