Przepraszam, przepraszam, przepraszam. Wiem, że bardzo długo mnie tu nie było, ale nie miałam czasu. Teraz już rozdziały będą regularnie raz w tygodniu.
Enjoy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ojciec wpycha mnie do mojego pokoju.
- Właź tam - wrzeszczy.
Łzy lecą mi po policzkach, ale nie sprzeciwiam się. Mimo to, tata popycha mnie znów, tym razem mocniej. Nie spodziewałam się tego. Nogi mi się plączą, świat zaczyna wirować i upadam na podłogę. Nie mam szans się podnieść. Czuję jak ojciec chwyta moje włosy. Ciągnie do góry, a potem gwałtownie pcha do dołu. Uderzam nosem w panele. Przeszywa mnie tępy ból. Unoszę głowę, widzę na podłodze krew.
- Jak śmiesz kwestionować to, co mówię? - Znów ciągnie mnie za włosy. - Jak ty się do mnie...
Ktoś puka do drzwi.
Oboje zastygamy w miejscu. Czuję chwilową ulgę, że ojciec skupił uwagę i swoją złość na kimś innym. Kopie ze złością w szafkę. Wszystkie książki i ozdoby spadają na podłogę. Kilka szklanych figurek rozbija się, a ostre kawałki rozcinają gdzieniegdzie moją skórę. Niefortunnie, parę wbija się w moją skórę. Wykrzywiam twarz w grymasie. Wiem, że to jeszcze bardziej rozwściecza ojca, ale nie potrafię się powstrzymać. Tata w końcu wychodzi. Szybko wyciągam odłamki szkła ze skóry, bo później nie będę miała szans. Co chwilę muszę wycierać nos, bo kapiąca krew mnie rozprasza. Wytężam słuch, żeby usłyszeć jeśli ojciec będzie wracał. Słyszę jak otwiera drzwi wejściowe, burczy kilka zdań, a później zatrzaskuje je trochę za głośniej niż powinien. Jego kroki stają się coraz wyraźniejsze. W przypływie adrenaliny podnoszę się w miarę sprawnie i opieram o szafkę. Nie chcę wyglądać bezbronnie, nawet jeśli wiem, że to słowo pasuje idealnie. W głowie kręci mi się tak bardzo, że jestem niemal pewna, że zaraz się przewrócę. Burczy mi w brzuchu. Jestem bardzo głodna, a jednocześnie targają mną odruchy wymiotne po niecałym kawałku pizzy, więc wolę nie ryzykować większą ilością jedzenia. Zresztą wątpię, by ojciec pozwolił mi dziś zjeść cokolwiek. Drzwi otwierają się nagle i z taką siłą, że odbijając się od ściany, zostawiają w niej spore wyżłobienie. Odruchowo cofam się kilka kroków, aż natrafiam na ścianę i nie mam już żadnej drogi ucieczki.
- Posłuchaj, mała gówniaro, mam cię dość! - Mężczyzna zbliża się do mnie, a ja modlę się, żeby ściana zaczęła się odsuwać. Zrobiłabym prawie wszystko, żeby stąd uciec. - Jesteś zupełnie niepotrzebna. Trzymam cię tu z litości, rozumiesz! Jesteś tylko zbytecznym ciężarem, a mimo to cię utrzymuje. - Jego twarz znajduje się niebezpiecznie blisko mojej. Nie chcę płakać, ale nie mogę powstrzymać łez. Słowa ojca bolą. Może nie jestem idealną córką, ale nie sądzę, żebym zasłużyła na to wszystko. - Nie miałabyś niczego, gdyby nie ja, więc zacznij mnie szanować, smarkulo! To co mówię jest święte i nie masz prawa mi się sprzeciwiać!
Automatycznie kiwam głową. Nawet nie myślę o tym co robię. Po prostu wiem co muszę teraz zrobić, żeby ojciec był zadowolony, więc to robię. Tata wpoił mi zasady porządnego zachowania i staram się ich trzymać, ale to trudne, kiedy ma problem z moimi przyjaciółmi. Chciałabym, żeby ich lubił i zrozumiał, że nie puszczam się na prawo i lewo. Może ma racje i rzeczywiście spędzam za dużo czasu z chłopakami, ale nie robimy żadnych niedozwolonych rzeczy.
- Za kare posprzątasz cały dom i nawet nie myśl o jedzeniu - decyduje ojciec. - Masz się wyrobić do dwudziestej, bo inaczej jutro na śniadanie nie dostaniesz nawet wody. Już ja cię nauczę posłuszeństwa.
Zaciska ręce w pięści i wiem, doskonale wiem, że chce mnie uderzyć, ale z jakiegoś powodu tego nie robi. Rozluźniam się trochę i to jest błąd. Ojciec chwyta mnie za ramiona i nogą podcina moje nogi. Tracę równowagę, a on nakierowuje moje ciało tak, że spadam tuż obok parapetu. Zahaczam o niego głową. Czuję ostry ból, a później już tylko pulsowanie. Nie słyszę ani nie widzę niczego. Zamroczyło mnie. Próbuję się podnieść, by móc się bronić przed ewentualnymi kolejnymi atakami ojca, ale ciało odmawia mi posłuszeństwa. Przekręcam się na bok i kulę, owijając ramiona wokół głowy. Czuję łzy napierające na oczy i niemal błagam, żeby już wypłynęły, ale nic takiego się nie działo. Kiedy powoli zaczyna mi wracać świadomość, zauważam, że moje ciało chce się przemieścić w stronę biurka. Czołgam się do plecaka, a później wyjmuję z niego piórnik. Próbuję go rozsunąć, ale ręce za bardzo mi się trzęsą. Piórnik kilka razy upada. Obraz wciąż zasnuwa mi czarna mgła, więc ciężko mi go znaleźć na podłodze. Kiedy znów udaje mi się go podnieść, ściskam go tak mocno, że nikt nie dałby rady mi go wyrwać. Powoli, bardzo powoli, rozsuwam go i wysypuje zawartość na podłogę. Patrzę na te wszystkie rzeczy, ale mam problem z odróżnieniem czegokolwiek. Kilka chwil zajmuje mi wyostrzenie wzroku. Stopniowo zaczynam odróżniać kształty. Widzę długopisy. Odkładam je na osobną kupkę i przyglądam im się tak długo aż w końcu dostrzegam ten, którego szukałam. Delikatnie wysuwam karteczkę z jego środka.
"535-244-145 dzwoń jeśli coś się będzie działo. Zachowaj długopis."
Wiem, że potrzebuję pomocy. Wiem, że sama nie dam rady. Nie mam pojęcia czy mogę ufać Alexowi, nie mam pojęcia czy komukolwiek mogę ufać, ale muszę zaryzykować.
Skupiam wzrok na kilku cyferkach, ale to nic nie daję. Nie potrafię ich odczytać. Nie rozpoznaję żadnego z kształtów. Znam je na pamięć, ale w tym momencie nie potrafię sobie ich przypomnieć. Mimo to sięgam do kieszeni po telefon. Nie ma go. Szukam w drugiej kieszeni, a później w kurtce. Nic. Nigdzie go nie ma. Wpadam w panikę. Ojciec mnie zabije. Specjalnie dla mnie kupił ten telefon i daje mi pieniądze na doładowywanie. Nie może się dowiedzieć, że zgubiłam telefon. Nie może. Muszę iść sprzątać. Wtedy będzie widział, że sprzątam i nie zainteresuje się moim telefonem.
Wstaję, ale nie potrafię długo ustać w pionie. Przewracam się na podłogę i znów ląduję na twarzy. Krzywię się z bólu, ale tylko wycieram nos rękawem i znów się podnoszę. Trzymając się czego tylko się da, podchodzę do drzwi. Sięgam do klamki, ale zatrzymuję się w połowie ruchu. Wracam dłoń i zakrywam nią buzię. Mdłości targnęły mną tak nagle, że ledwo jestem wstanie je w sobie zdusić. Daję następne kilka kroków i już nie umiem się powstrzymać. Wymiotuję na podłogę. Słyszę wściekły głos Jima i jego kroki, ale nie obchodzi mnie już to. Widzę mroczki przed oczami. Wcale nie odchodzą; wręcz przeciwnie. Namnażają się coraz bardziej. Upadam.
* * * * * * * * * * * *
Czuję ostry ból głowy jeszcze zanim wytworzę pierwszą świadomą myśl. Krzywię się, ale próbuję otworzyć oczy. Widzę dywan i mój plecak. Obok mojej ręki leży długopis od Alex. Powoli przypominam sobie wszystko z wczorajszego dnia. Strach momentalnie owija moją dusze. Czy Jim widział ten długopis i wie co jest na nim napisane? Siadam i dokładnie oglądam swoje ciało. Wyglądam okropnie, a w ustach czuję gorzki palący smak, ale wygląd na to, że Jim nie bił mnie po tym jak zemdlałam. Wstaję powoli i podchodzę do łóżka. Siadam na nim i i próbuje rozprostować kości. Mój wzrok automatycznie wędruje ku zegarkowi. Jest szósta. Dziś mam do szkoła na dziewiątą, więc na spokojnie zdążę doprowadzić się do porządku.
Czuję się dziwnie, bo po raz pierwszy wyrzuty sumienia za to, że nie posprzątałam wczoraj domu nie zżerają mnie tak bardzo. Wiem, że to źle, że nie czuję się winna, ale nic na to nie poradzę; nie wymuszę wyrzutów sumienia.
Gdy wychodzę z pokoju zastanawia mnie brak wymiocin przed drzwiami. Jestem pewna, że to właśnie tam nabrudziłam. Tata musiał to posprzątać. Jestem pewna, że słono za to zapłacę.
Pierwsze co robię to myję zęby. Dokładnie. Kilka razy. Za każdym razem przepłukuje buzię płynem do płukania zębów. Po kilkudziesięciu minutach czuję się już trochę lepiej, jednak nadal czuję wszędzie na sobie brud. Wchodzę pod prysznic i myję się bardzo dokładnie. Potem robię makijaż. Zakrywa trochę zmęczenia na mojej twarzy. Ubieram się i czeszę włosy. Wyczuwam duży strupek z boku głowy, ale nic z nim nie zrobię. Efekt końcowy nie jest taki zły. Udaje mi się zakryć większość śladów po wczorajszej kłótni.
Idę do kuchni, ale tak jak się spodziewałam nie czeka na mnie żadne śniadanie. Jest tylko mała karteczka na stole. Ojciec napisał na niej jak okropną córką jestem i że nadal muszę posprzątać cały dom. Dodał też, że nie mam co liczyć na kolację. Niczego innego się nie spodziewałam, ale jestem trochę ... zawiedziona. Liczyłam na chociażby pół kromki chleba. Zrezygnowana, podchodzę do zlewy i nalewam sobie wodę z kranu. Nie pomaga, więc po prostu odpuszczam i wychodzę z domu. Wiem, że to będzie ciężki dzień. Nie odrobiłam żadnej pracy domowej, nie umiem nic, każdy będzie zadawał pytania, a ja nie mam ochoty na nie odpowiadać, będą się ze mnie naśmiewali, a w dodatku nie zjem dziś ani kęsa, bo nie mam pieniędzy, żeby kupić sobie cokolwiek.
Wsiadam do autobusu, zajmuję pierwsze lepsze miejsce i biorę głęboki wdech.
CZYTASZ
Nie jesteś sam(a)
RomanceCzasem życie wzmaga od ciebie więcej niż jesteś w stanie udźwignąć. Izzy coś o tym wie. Koszmar, rozgrywający się w jej domu odciska coraz większe piętno na jej psychice. Mimo to dziewczyna świetnie radzi sobie z życiem towarzyskim. Kiedyś jednak co...