- Au.. - usłyszałam ciche syknięcie.
Uniosłam głowę i zobaczyłam lekko skrzywioną twarz pana Blacka. Rozmasowywał ręką czoło. Mnie bolała głowa. Musiałam przypadkiem walnąć mężczyznę.
- Przepraszam. Nie chciałam pana uderzyć - zaczęłam się szybko tłumaczyć. Nie chciałam, żeby był zły. Kiedy ludzie są źli, stają się agresywni. - Naprawdę nie chciałam. Po prostu przestraszyłam się i zareagowałam niezdarnie. Tak mi przykro. Może pójdziemy do pielęgniarki. Przyłoży panu lód do czoła i będzie...
- Hej - przerwał mi. - Hej. Spokojnie Izzy. Nic mi nie jest.
Nie zadrżałam. Na początku czułam lekki dyskomfort, kiedy zdrobnił moje imię, ale później powtarzałam to zdanie w głowie i nie wyczułam niczego złego. Co więcej - naprawdę odrobinę się uspokoiłam. To było dziwne. Już od lat nigdy nienawidzę, kiedy ktoś nazywa mnie "Izzy", albo "mała".
- A ty? - spytał.
Nie zrozumiałam.
- Ja?
- Czy cię boli? Uderzyłaś się skronią - wyjaśnił.
Cóż, czułam ból, ale nie wolno mi go pokazywać. Dlatego pokręciłam przecząco głową.
- Na pewno? - dopytywał. - Pokaż mi to.
Drgnęłam, kiedy jego palce zetknęły się z moją skórą. Przekręcił mi delikatnie głowę i przyglądał się jej. Przez pierwsze dwie lub trzy sekundy byłam sparaliżowana. Zawsze się bałam, kiedy ktoś dotykał mnie w podobny sposób. Nie lubiłam też, gdy ludzie oglądali mnie wnikliwie. To za bardzo przypominało mi Jima. Jednak teraz coś było inaczej. Przestało mi przeszkadzać, że pan Alexander ostrożnie bada miejsce uderzenia. Otworzyłam oczy i powoli się odprężałam. Syknęłam w momencie, kiedy mężczyzna nacisnął lekko na moją skroń.
- Chyba jednak boli - zawyrokował. - Chodź, pójdziemy z tym do higienistki. Powinna mieć coś przeciwbólowego.
Wstałam, żeby chodź spróbować zrównać się z nim. Cóź, to nie było możliwe, bo byłam niska, a pan Alexander przewyższał mnie przynajmniej o 20 centymetrów*. Ale stojąc, czułam się pewniej.
- Nie trzeba - zapewniłam. - Wszystko jest okej.
- Na pewno? - zapytał znów i ponownie próbował przyłożyć dłoń do mojej skroni. Lekko odepchnęłam jego rękę. Wtedy jego wzrok skupił się na moim zabandażowanym nadgarstku. - Cała się trzęsiesz, poza tym myślę, że leki w tym wypadku nie zaszkodzą. Albo przynajmniej worek lodu.
- To pan powinien dostać coś zimnego do przyłożenia. To pan został uderzony.
- Nie pochlebiaj sobie, Isabel. - Puścił mi oko. - To było tylko małe... tryknięcie. Obrywałem dużo mocniej.
Przez sekundę chciałam go o to zapytać, ale to byłoby głupie. To facet. Faceci często się biją. Zupełnie bez sensu, ale tacy są. Prawie wszystkim to przechodzi. Prawie. Mój ojciec i Jim należą do tych bardzo nielicznych wyjątków. Z wyszczególnieniem, że oni wolą bić kogoś.
- Chodź - zachęcił mnie.
Nie ruszyłam się z miejsca, więc złapał moją rękę i pociągnął. Na moje nieszczęście chwycił za nadgarstek. Ból rozszedł się po ciele. Jęknęłam głośno i zagryzłam zęby, żeby w moich oczach nie pojawiły się łzy. Mężczyzna błyskawicznie odwrócił się w moją stronę. Delikatnie uniósł moją rękę i lekko nią poruszył. Zauważył, że zacisnęłam szczękę jeszcze mocniej, więc przestał.
- Cholera - zaklął. - Przepraszam. Nie chciałem sprawić ci bólu.
Nie wypuszczał mojego nadgarstka. Lekko drgnęłam, kiedy jego palce zetknęły się z moimi. Ale nie z obrzydzenia. To było... przyjemne.
CZYTASZ
Nie jesteś sam(a)
Lãng mạnCzasem życie wzmaga od ciebie więcej niż jesteś w stanie udźwignąć. Izzy coś o tym wie. Koszmar, rozgrywający się w jej domu odciska coraz większe piętno na jej psychice. Mimo to dziewczyna świetnie radzi sobie z życiem towarzyskim. Kiedyś jednak co...