*5*

4.8K 412 10
                                    

Następnego dnia, jeszcze zanim zdążyłam wejść do szkoły, usłyszałam głosy Mike'a i Lindsay. Biegli w moją stronę, przecinając trawnik. Nie przejmowali się, że woźna wrzeszczy, że zgłosi ich do dyrektora za perfidne niszczenie zieleni. W dodatku śmiali się z niej jakby byli nienormalni. Zatrzymali się dopiero przede mną.

- Twoja twarz wygląda już lepiej - stwierdził blondyn.

Miał rację. Maść, którą dostałam szybko pomogła zmniejszyć opuchliznę.

- Tak. Dzięki, że zaciągnęliście mnie do pielęgniarki. Gdyby nie wy dziś ciągle bym straszyła.

Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie dziwnie i położyła dłoń na moim ramieniu.

- Nadal straszysz, kochanie. - Wzgrygnęłam się mimowolnie. - Ale już dużo mniej. I ten paskudny fiolet zmienia się powolutku w naturalny kolor twojej twarzy.

- Mówiłem, że Ella jest najlepsza - wtrącił chłopak.

Wczoraj całą drogę do gabinetu Mike wychwalał pielęgniarkę. Koniec końców okazała się ona jego 28 letnią kuzynką. Była dla mnie miła i delikatna - zupełnie różna od wszystkich innych, u których bywałam wcześniej. Poprzednie pytały znudzone, odpowiadały krótko, a zajmowały się mną tylko dlatego, że musiały.

- Tak, tak, pamiętamy - mruknęła Lindsay. - A teraz przestań gadać i chodź. Idziemy odprowadzić Izzy pod klasę.

Znów drgnęłam. Nie nawidziłam tych zdrobnień. Przypominały mi Jima.

- Okej, możecie iść ze mną, ale nigdy nie nazywajcie mnie "mała", "kochanie", "skarbie" ani "Izzy", okej? - poprosiłam. - Nie cierpię, gdy się mnie tak nazywa. Mówcie na mnie jakkolwiek, byle nie tak.

Obydwoje wyglądali na nieźle zaskoczonych. Tym bardziej, że byłam śmiertelnie poważna. Ale pokiwali głowami na znak, że zrozumieli i uśmiechnęli się lekko.

- Jasne, Iz. Nie ma problemu.

Ułożyło mi.

- Dziękuję.

Mike uniósł wysoko głowę i poważnym głosem zaczął mówić:

- W takim razie, żeby było jasne. Na mnie można mówić tylko Mike. Tylko i wyłącznie.

Lindsay próbowała zrobić to samo co on.

- A na mnie możecie mówić tylko... - Poddała się i parsknęła śmiechem. - Na mnie możecie mówić jak wam się podoba. Lindsay, Liz, Zi, Si... Jeśli nie będziecie wyzywać mnie od dziwek, zniosę wszystko.

Zaśmiałam się cicho i przez głowę przeszła mi myśli, że trafiłam na świetnych ludzi. Zwykle ludzie myślą, że żartuję, albo natrętnie pytają o powód. Mike i Lindsay są zupełnie inny. Lepsi. Potrzebowałam takich osób, dlatego miałam wielką nadzieję, że to właśnie oni będą moimi przyjaciółmi.

- To jak? - zaczął blondyn. - Idziemy?

Ja i szatynka wymieniłyśmy przyjazne spojrzenia i zgodnie pokiwałyśmy głowami.

* * * * * * * * * *

Ostatnią lekcją przed lunchem była geografia. Usiadłam w swojej ławce i wyciągnęłam zeszyt. Kiedy pan Black zajął swoje miejsce rzucił mi przelotne spojrzenie i wrócił do sprawdzania listy. Ale chwile później znów zerknął w moją stronę. Wiedziałam, na czym skupił się jego wzrok. Bandaż na nadgarstku. Nie spojrzał mi w oczy ani na chwilę. Po prostu wpatrywał się przez kilka chwil w moją rękę, marszcząc brwi, a potem zaczął lekcję. Jeszcze parę razy zerkał na mój nadgarstek i dyskretnie na policzek, ale nie odezwał się ani słowem.

Nie jesteś sam(a)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz