*28*

3.5K 218 16
                                    

- Jak z Liz?

- Co masz na myśli? - dopytuję.

Siedzę z Mike'm przed salą, czekając na nauczyciela. Spóźnia się już dziesięć minut i prawdę mówiąc nikt nie m mu tego za złe. Lindsay też tu jest, ale est zbyt zajęta rozmową z Tony'm, żeby zwrócić na nas uwagę. Stoją kilka metrów dalej - ona oparta plecami o ścianę, on przed nią, wpatrując się w nią jak w obrazek. Dziewczyna przejeżdża dłonią po jego włosach, roztrzepując je lekko.

- Chciała ze mną dziś pogadać o Andressonie, ale nie miałem czasu, więc pobiegła do ciebie. Jak z nią? Chodzi mi o.. wszystko właściwie.

Plącze się trochę, ale rozumiem o co mu chodzi.

- Tony dał jej róże dziś rano. I po sobotnim kinie będą już oficjalnie parą. Tylko jej tego nie wygadaj! Wydaje się bardzo szczęśliwa. Zakochała się - wzdycham. - To podobno zawsze jest piękne, więc przez najbliższy czas będzie pewnie tak zaabsorbowana Tony'm, że tylko o nim będzie mówiła, ale później będzie się dało z nią normalnie pogadać, nie martw się - pocieszam go. - Wiem co mówię. Rok temu moja koleżanka wpadła po uszy i zachowywała się podobnie

Sama nigdy się w nikim nie zakochałam, ale nie raz widziałam dziewczyny w tym magicznym stanie. One po prostu traciły głowy. 

- Czyli to na sto procent minie i nie będę musiał dwadzieścia cztery godziny na dobę słychać o Tony'm? - upewnia się.

Chichoczę cicho i kiwam głową na potwierdzenia.

- Całe szczęście! - Wypuszcza powietrze z ulgą, co jeszcze bardziej mnie rozbawia. - Jest dla mnie prawie jak siostra, co za tym idzie potrafi być też wkurzająca jak siostra. Jestem facetem! Nie zniósłbym ciągłego paplania o innym gościu.

Śmieję się.

- I tak będziesz musiał - ostrzegam go. - Uwielbiam Liz i mogę rozmawiać z nią godzinami, ale nie przed dwadzieścia cztery godziny. Dzielimy się na pół - decyduję.

Mike przekręca się gwałtownie w moją stronę. Automatycznie robię mały krok do tyłu. Jego oczy rozszerzają się w szoku. 

- Chyba sobie żartujesz, Iz! - krzyczy. Nie na tyle głośno, żeby wywołać zamieszanie, ale wystarczająco, aby kilka osób odkręciło się w naszą stronę. - Nie dam rady! Zmniejszmy to.

Przekręcam lekko oczami. Prawie nigdy tego nie robią. Głównie dlatego, że w domu mi zabraniają, więc się oduczyłam.

- Dobra. Niech ci będzie - ustępuję. - Jedna czwarta czasu jest twoja, a pozostałe trzy czwarte przejmuję ja.

Mike uśmiecha się szeroko i kładzie dłoń na moim ramieniu. Ściska je lekko, a ja zaciskam zęby, żeby nie pokazać, że mnie to boli. 

- Wiedziałem, że się jakoś dogadamy, Iz.

Śmieję się, mimo, że jego palce ciągle wbijają się w moją skórę. Lekko, ale to wystarcza, żeby mnie bolało, bo mam tam całą masę siniaków.

Nagle Mike poważnieje, zabiera dłoń z mojego ramienia i marszczy na chwilę czoło.

- Słyszałaś o wypadku?

- Anthony'ego? - dopytuję. Kiwa głową. - Tak. Wczoraj nawet była u mnie policja. Ktoś wjechał w samochód Bluesa na drugim końcu ulicy, na której mieszkam. Aspirant wypytywał czy nic nie widziałam.

Szczegół o układach Anthony'ego postanawiam zachować dla siebie. Blondyn znów kiwa powoli głową i mruży lekko oczy.

- Szkoda gościa - mruczy. - Mam nadzieję, że z tego wyjdzie. Chodzimy razem na hiszpański, nawet siedzimy koło siebie.

Nie jesteś sam(a)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz