(Od autorki, na dole.)
Rozpoczął się właśnie kolejny sezon. Kolejny sezon, który będzie do niczego w moim wykonaniu.
Zdawałem sobie z tego sprawę równie dobrze, jak w poprzednim sezonie. A wszystko za sprawą jednej osoby i największego błędu w moim życiu. Do dzisiaj nie mogę sobie darować, że to wszystko tak pięknie spieprzyłem. Po prostu perfekcyjnie.
Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu tylko i wyłącznie na własne życzenie. Straciłem najlepszego przyjaciela i jednocześnie ukochanego.
A zdałem sobie sprawę, że go kocham, dopiero gdy go straciłem.
Nie wiem, czy można być większym idiotą ode mnie.
Nie zmienia to jednak faktu, że od tamtego momentu nic mi nie wychodzi. To tak jakbym stracił zupełnie całą moją motywację i sens życia.
Dopiero po czasie uświadomiłem sobie, jak wiele znaczył dla mnie jego uśmiech, jak wiele motywacji i napędu do działania dawały mi jego słowa wsparcia.
Ale było już za późno. On znów wracał do swojej wielkiej formy. Już w poprzednim sezonie prawie udało mu się powrócić na szczyt. lepszy był od niego jedynie Kraft.
Teraz zajmuje drugie miejsce. Znów widzę w nim tego samego skoczka, jakim był w Sochi. Mistrz. Właśnie wtedy, zdobywając dwa medale olimpijskie pokazał, jak powinno się skakać. Wziąłem z niego przykład i sam starałem się do niego upodobnić. Wiedziałem jednak, że nigdy mu nie dorównam, nawet jeśli w tamtym momencie był w słabszej formie. a potem wszystko zepsułem. Zniszczyłem całą naszą przyjaźń.
Gdy powiedział mi, że się we mnie zakochał, odrzuciłem go. A teraz sam cierpię. Bo zdałem sobie sprawę, że też jestem w nim zakochany, jak już było zdecydowanie za późno. Obrączka zdobiąca jego palec przypominała mi o tym za każdym razem.
Teraz Kamil Stoch znów zaczął wracać na miejsce, jakie należy się tylko jemu.
I nie mógł wybrać sobie lepszego momentu, niż ten sezon olimpijski, w którym będzie bronił swoich tytułów. Patrząc na niego jestem pewien, że to zrobi.
Tymczasem wciąż starałem się zacząć skakać chociaż odrobin lepiej. I czasami mi się to udawało. Bo czasami widziałem uśmiech Kamila. Czasami patrzył na mnie. Przestał ignorować. Zauważyłem, że sytuacja dziwnie się zmieniła.
Nawet zaczęliśmy się witać, jak gdyby nigdy nic. Byłem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Lepsze to niż zupełne lekceważenie. Fakt, że Kamil przestał mnie nienawidzić dodał mi trochę skrzydeł. Wiedziałem jednak, że prawdopodobnie nigdy nie wrócimy do sytuacji, w której byliśmy. Jednak wciąż marzyłem.
A z marzeniami bywa tak, że czasami postanawiają się spełnić.
Podczas kolejnego konkursu doszło do wydarzenia, które zmieniło moje życie i którego prawdopodobnie nigdy nie zapomnę.
Reprezentacji Słowenii i Polski przyszło razem dzielić hotel. Gdy wracałem właśnie z treningu razem ze mną do windy wszedł właśnie Kamil. Na początku zauważyłem, że nie wiedział, co ma zrobić. W końcu od dłuższego czasu nie przebywaliśmy tak blisko siebie zupełnie sami. Jednak wsiadł do windy i nacisnął guzik swojego piętra, uśmiechając się lekko i ukrywając wszystkie swoje emocje.
Ja swoich nie potrafiłem ukryć. Tak bardzo za nim tęskniłem. A teraz stał obok mnie w malutkiej windzie, kiedy nagle poczuliśmy, że się zatrzymujemy.
Może to brzmieć jak scenariusz z jakiegoś marnego filmu, ale utknąłem w windzie z osobą, z którą najbardziej chciałem ostatnio porozmawiać na osobności.
CZYTASZ
OneShots
FanfictionKrotsze i dłuższe opowiadania, powstałe podczas bezsennych nocy. ski jumping | football Okładkę wykonała @monixela ❤️