Zdarzyło się to latem, kolejnego dnia lipca, w sobotę. Franek, bo tak miał na imię, jechał na rowerze do sklepu spożywczego. Nie spodziewał się zastać tam żadnego cudu. Ewentualnym ewenementem na jego liście oczekiwań była zmęczona życiem kobieta. Przyjęłaby od niego zamówienie, wydała resztę i na tym koniec. Nie tym razem!
Chłopak zaplątany we własne myśli przekroczył próg sklepu usadowionego gdzieś w centrum wsi. Poszedł tam z konkretnym zadaniem. Jego żołądek potrzebował nasycić się cukrem i solą.
Ta żądza pojawiała się, ilekroć przekraczał świadomością granice innych światów. A robił to bardzo często, bo obcował praktycznie nieustannie z myszką i padem. Grał niczym nałogowiec. Oglądał tyle, ile czasu poświęca krytyk na analizę tworów dużego ekranu. Słowem – rasowy smakosz.
Cała jego rzeczywistość miała ulec natychmiastowej zmianie za sprawą jednej osoby. Ta wspaniała i niepowtarzalna dziewczyna stała przed nim i witała go szerokim uśmiechem. Ale on nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Przyjął za fakt ten wcześniejszy dziwaczny schemat i zajął myśli chrupkami serowymi nowej edycji. Rozważał dwie opcje. Mógł kupić cały regał, żeby starczyło mu na drogę powrotną i do końca dnia. Zakładał też możliwość nabycia jakiegoś napoju, aby nie zejść z powodu wysuszenia organizmu. Postanowił przeżyć podróż, dlatego wybrał wariant drugi. Złapał za tyle paczek, ile tylko zdołał objąć ramionami i z tym zapasem pognał w kierunku lady. Rzucił zdobycze z niechlujnością, tak że część rozpierzchła się po podłodze. Uświadomiwszy sobie jak haniebne było to działanie zanurkował ku gumoleum w poszukiwaniu paczek. Wtedy właśnie dziewczyna zapytała:
– Dać panu na to jakiś karton? – Jej głos wyraźnie odbiegał od schematu starszej, przygarbionej kobiety. Ten wyjątkowy sygnał wyrwał go z zadumy nad chipsami. Wstał niesiony ciekawością, po czym zamarł. Nieznajoma była absolutnie cudowna.
Nie wiedział, czy chodziło o jej gładką cerę, łagodne rysy twarzy, czy może palisandrowe włosy sięgające bioder. Potrafił skategoryzować ją tylko jednym słowem. Obłędna.
Jeśli facet mógł się zakochać od pierwszego wejrzenia, to było to właśnie takie coś. On nie tylko myślał, że ona jest idealna. On to wiedział. Pytał sam siebie jak to możliwe, bo przecież nigdy wcześniej tak nie reagował na kobiety. A tym razem opętała go pozytywna fala bodźców. To musiał być sygnał lub coś większego. Przeznaczenie? Niezręczną ciszę Franek przerwał, odpowiadając:
– Tak, dzięki. Szykuje się duża impreza u mnie w domu – skłamał. Tak naprawdę planował przegrać całą noc w nowego RPG-a i dostać niestrawności.
– Znajdę coś dla ciebie. Mamy dużo pustych kartonów na zapleczu – powiedziała, chowając się za kotarą złożoną z tęczowych paseczków wmontowanych w górą część futryny.
Franek, wykorzystując moment jej nieobecności, sprawdził oddech. Nie był on zadowalający, bo przecież od trzech dni nie szczotkował zębów. Jego organizm także jakoś stronił od wody. Z higieną osobistą Franek miał mocno na pieńku. Można by powiedzieć, że się posprzeczali, choć właściwie powodem, dla którego się nie mył było lenistwo. Po co miał się kąpać, skoro następnego dnia znowu był brudny. Prosta logika.
Teraz jednak się tego wstydził. Bo przecież śmierdział jak stare gacie, a z ust waliło mu niczym z japy zdychającego kojota. Istna mieszanka najgorszych zapachów, jakie wydziela twój organizm kilkanaście godzin po śmierci.
Niestety, on się nie rozkładał, choć bardzo tego pragnął. Wolał zginąć niż w jakiś sposób spłoszyć tę piękność. Nie potrafiłby sobie wybaczyć takiej straty. Na szczęście miał sprytny plan. Gdy tylko dziewczyna wróciła, odsunął się dwa kroki od lady i zapytał:
– Dostanę u ciebie gumę do żucia?
– Tak, leżą tam – oznajmiła, wskazując palcem plastykową gablotkę po swojej prawej.
Chłopak niczym wygłodniały wilk rzucił się na małe niebieskie paczuszki z drażetkami. Chwycił jedną i otworzywszy ją od razu włożył do ust trzy sztuki.– Jesteś Franek? Dobrze pamiętam?
To pytanie zdało się gwoździem do trumny. Laska była niebotycznie atrakcyjna, a on jej nawet nie pamiętał. Skąd się mogli znać? Widział ją kiedyś wcześniej? Może jako małe dziecko.
– Tak? – zapytał lekko zbity z tropu. – Nie chcę wyjść na gbura, ale mam słabą pamięć do twarzy. – Czy można było nazwać to rozwiązaniem – nie wiedział.
– Bawiliśmy się razem jako dzieci. Pamiętasz ten domek na drzewie? Ile mogliśmy mieć lat? Sześć, siedem?
Pierwszy raz od wielu lat, kiedy jego mózg mógł się na coś przydać niedomagał.
– Sorki, nie pamiętam. – Jeśli można było to spieprzyć to Franek zrobił to koncertowo. Jego nagła szczerość ukradła uśmiech z twarzy dziewczyny.
– To były fajne lata beztroski. Niczym nie musieliśmy się przejmować, liczył się tylko świat i jego tajemnice. Ale skoro nie pamiętasz... Szkoda. Podać coś jeszcze? – spytała obojętnie.
Chłopak nie miał pojęcia, co robić. Wiedział, że musi sobie przypomnieć choćby cząstkę z tamtego czasu, ale pamięć szwankowała. Złapał się na tym, że to nie pierwszy raz.
Notorycznie o czymś zapominał i to bez przyczyny. Nie to, żeby mu nie zależało. Tak się po prostu działo i nie miał na to większego wpływu. Tym razem wolałby odsprzedać swoją wątrobę za fragment wspomnienia z tamtego czasu. Niestety, nie doszło do transakcji, bo ani Franek nie przymierzał się do operacji wyrwania sobie organu, ani pamięć nie była skłonna do objawienia rąbka tajemnicy. Postanowił milczeć, szukając zaciekle najmniejszej wskazówki. Wszystkie próby zakończyły się jednak totalnym fiaskiem, dlatego odparł:
– Nie, to wszystko.
Dziewczyna podała jakąś kwotę i zabrała banknot. Później wydała resztę i na tym zakończył się zarówno dialog, jak i zauroczenie. Wziąwszy karton wyszedł frontowymi drzwiami.
CZYTASZ
Wyrok Nocy
Science FictionZnasz bajeczkę o złotej rybce, która spełnia trzy życzenia? A co gdyby przekroczyć limit. Okłamać los i posiąść moc wszystkich życzeń? Franek zyskuje taki dar. Może zrobić co chce, a mimo to nie unika problemów. Wręcz przeciwnie staje się ich katal...