Franek obudził się po pięciu minutach słodkiej drzemki. Otworzył oczy, wyostrzając obraz twarzy pięknej. Momentalnie uświadomił sobie, co zaszło i zerwał się do pionu. Spojrzał przerażony na dziewczynę, po czym porwał się do ucieczki. Rzucił się na drzwi jak opętany, szarpiąc klamkę we wszystkie strony. Gdy to nie pomogło, złapał taboret i rzucił go w okno. Małe krzesełko bez oparcia odbiło się i uderzyło w oszklony regał. Ampułki z różnymi płynami roztrzaskały się z hukiem na kafelkach. Patrząc jak jedna za drugą pękają, wrzasnął:
– Wypuść mnie stąd!
– Uspokój się. Nie mogę tego zrobić. Nie teraz.
– Tak jak myślałem, wielka ściema. Jesteś jego szmatą. Zabiję cię! – zagrzmiał, kumulując mnóstwo gniewu i wściekłości. Kierowany negatywnymi emocjami rzucił się pięknej do gardła. Przyciskając dziewczynę kurczowo do ściany, wyładował żądzę mordu na jej tętnicy. Estonida nie broniła się, tylko jęknęła głucho na rozlewający się po jej krtani ból. Jego ostre jak brzytwa paznokcie przebiły cienką warstwę eterycznej skóry i trysnęła krew. Amarantowy płyn zbryzgał okoliczne przedmioty, a przede wszystkim twarz i korpus Franka. Stojąc w kałuży z ludzkich soków chłopak odrzucił martwe ciało dziewczyny. Ociekające krwią dłonie drżały mu niemiłosiernie.
Nie dowierzał temu, co się stało. Próbował cofnąć czas różnymi komendami, ale nic nie działało. Był bezradny. Nie miał żadnych umiejętności. Sumienie zaczęło dawać o sobie znać, atakując najmocniej zranione miejsca.
– Jestem mordercą – zawyrokował.
Wcześniej jakoś nie pojmował znaczenia tego słowa. To było kolejne hasło w słowniku bez namacalnego potwierdzenia. Ale doświadczył, co to znaczy zabić i totalnie się załamał. Zwątpienie przerodziło się w rozpacz.
***
Czas toczył się powoli jak ślimak, doprowadzając Franka do obłędu. Zamknięty w czterech ścianach, bez możliwości wyjścia, myślał tylko o jednym. – Zabiłem ją. Jakby od razu skazany za swoją zbrodnię przyglądał się skutkom niemoralnego czynu. Krew zdążyła już zaschnąć, tworząc zacieki na ścianach i podłodze. W ciągu kilku godzin ciało zesztywniało i zrobiło się zimne jak zamrożony stek. Skóra, wcześniej śnieżnobiała, przybrała kolor purpury, miejscami lawendy. Wtedy zdarzyło się coś nieprzewidywalnego. Usłyszał głos:
– Coś ty najlepszego narobił? – powiedziała dobrze mu znana męska postać. Negus rozejrzał się po gabinecie pielęgniarki, ale był tam tylko on i martwa Estonida.
– Wyjdź! – polecił zrezygnowany, podchodząc do miejsca, z którego wydobywał się dźwięk. Otworzył półkę nad biurkiem, gdy zza pleców usłyszał ponownie.
– To koniec, laska umarła, zabiłeś ją. Mogła nam pomóc, a ty ją zabiłeś.
Franek odwrócił i z zaskoczeniem spojrzał na swoje lustrzane odbicie. Ryszard siedział na łóżku, nie ukrywając pogardy. Zaraz też wstał, zarzucił prześcieradło na trupa i powiedział.
– Oświeć mnie, bo może w twoim debilnym czynie ukryta jest jakaś głębsza myśl. Może czegoś nie dostrzegam?
Franek nie miał żadnej odpowiedzi na to pytanie. Najmniej pożądał w tej chwili drwin i szyderstw. Pragnął, aby ktoś mu powiedział, że to wszystko jest kiepskim żartem. Niestety, dziewczyna już dawno wyzionęła ducha. Oddała swój nieszczęsny żywot w ręce młodego narwańca. Zaufała chłopakowi, pozwalając mu na dokonanie bestialskiej zbrodni.
– Mniejsza o nią – stwierdził w końcu Ryszard. – Już nie cofniesz tego, co się stało. Czasu jest coraz mniej. Trzy dni to niewiele na pokonanie Anastazji, ale damy radę – oświadczył, nagle zmieniając podejście. Ryszard płynnie przeszedł z agresywnej krytyki do stanowczego wsparcia.
CZYTASZ
Wyrok Nocy
Science FictionZnasz bajeczkę o złotej rybce, która spełnia trzy życzenia? A co gdyby przekroczyć limit. Okłamać los i posiąść moc wszystkich życzeń? Franek zyskuje taki dar. Może zrobić co chce, a mimo to nie unika problemów. Wręcz przeciwnie staje się ich katal...