Rozdział 6 - Nowe priorytety (część 6)

49 3 0
                                    

Wtedy Franek ponownie usłyszał głos Klotusa. 

– Scena czwarta: „przygoda". – Zanim cokolwiek się stało, chłopak wszedł do wyrosłego przed nim pnia.

Tym razem bohater pozostał sobą, bo głos Klotusa nie wymazał się z jego wspomnień. Pamiętał twarz tego parszywca ze szczegółami. Miał nieodpartą ochotę wbić mu jakieś wyszczerbione ostrze prosto w serce, żeby wykrwawiał się w nieskończoność. Ale przecież prawdziwego Klotusa nie było w pobliżu. Aby dobrać się parszywcowi do skóry musiał doprowadzić obłęd do końca. Musiał jakoś uporać się z nowym scenariuszem. Nie wiedział, czego się spodziewać, szukając desperacko wyjścia z sytuacji. Na początek spróbował coś stworzyć. Postanowił rozjaśnić sobie fragment pomieszczenia. 

Chcę, aby pojawiło się światło. – Jego życzenie nie wywołało żadnej reakcji. Zaczął więc analizować. – Miękko, mokro i ciepło. Gdzie ja u licha jestem? – Stojąc na czymś giętkim, poruszającym się, wywąchał zapach zgniłych jaj oraz smród psującego się mięsa. Nagle to, w czym się znajdował, miarowo przepchnęło go w określonym kierunku. W końcu stracił oparcie i został brutalnie wyrzucony w powietrze, po czym wylądował twardo na ziemi. Odzyskawszy zmysły spojrzał w górę, z trudem przyjmując fakt, że był zamknięty w pysku ogromnej lewitującej owcy. Wychwycił także słup światła, który wybijał z jej tłustego brzucha, prostopadle do miejsca lądowania. Promień podążał nieustannie za wełnianym spaślakiem, odkrywając fragmenty półmroku.

Co to za miejsce? – jęknął w duchu, machinalnie rozcierając sobie krzyż. Nie było sensu szukać wyjaśnienia na niebie, dlatego przerzucił wzrok na martwy las znajdujący się tuż przed nim. Wyjałowione pustkowie było gęsto usiane czarnymi jak smoła szczelinami. Drzewa, w większości połamane, nie miały liści, jak po opadach kwaśnych deszczy. W połączeniu z oświetleniem podobnym do zaćmienia słońca, owa dolina prezentowała się niczym przedsionek piekła.
Ta owca. Dlaczego ona świeci? – Pytanie niby wyrwane z kontekstu dało Frankowi mocno do myślenia. – Jeżeli ona świeci, a w sumie nie powinna, bo wnioskując z tego, co tutaj widzę, nie powinna świecić, to może... –  Rozważania chłopaka ukierunkowały się, prowokując mózg do sformułowania prośby. 

Chcę, aby światło zgasło. – Życzenie spełniło się, potwierdzając jego domysły. Świat, w którym się znajdował, działał według własnych reguł. Zachcianka nie zmaterializowała się w pożądanej przez niego formie, ale w troszeczkę innej. W tym przypadku owca po prostu przestała świecić. Oczywiście mógł być to bardzo nietypowy zbieg okoliczności, dlatego spróbował ponownie.

Niech wyrośnie trawa. 

Jak na zawołanie z wyjałowionej ziemi zaczęły wyrastać błyszczące i płaskie pola wypełnione niestabilną mazią. Różniły się od siebie dosłownie wszystkim, kształtem, wielkością, usytuowaniem i kątem położenia względem wysuszonej gleby. Wyglądały niczym mroczne lustra tylko częściowo odbijające światło. Bohater zaciekawiony postanowił wsadzić łapę w płynną formalinę, kiedy nieznajomy głos zza pleców wytrącił go z równowagi. Zbliżające się, spowite mrokiem, postacie powtarzały w kółko:

– Odnajdź w sobie prawdę. – Większość czołgała się w kierunku Negusa, nieliczni szli. – Nie naprawisz przeszłości. 

W końcu grupa znalazła się dostatecznie blisko i Franek zobaczył, z kim ma do czynienia. Obserwował zdeformowane twarze i uszkodzone ciała kobiet i mężczyzn. Na ich skórze rosły grzyby. Niektórzy byli garbaci. Nielicznym brakowało nóg, jedna dziewczyna nie miała dłoni. Włosy wyrastały im z zabliźnionych kikutów i szram. Parę osób było ślepych, u dwóch uszy zrastały się z głową.

Wyrok NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz