Rozdział 3 - Pełna kontrola (część 5)

61 7 17
                                    

Anastazja szybko wychwyciła Franka swoim bystrym wzrokiem. Truchtem doleciała do niego, rzucając stłamszone: 

– Hej! – Złapała trochę tlenu. – Długo czekasz? 

Oboje znaleźli się na wysokości pacjenta rozmarzonego w chmurach. 

– Dopiero co przyszedłem. Widziałem, jak pomagasz babci wsiąść do samochodu – oznajmił, z trudem powstrzymując swój umysł przed wizualizacją niepoprawnej sceny. 

– Właśnie odjechali. Cieszę się, że nie musiałeś czekać. Nie lubię się tłumaczyć. – Ważyła słowa, łapiąc powietrze. Oboje stali tak blisko siebie. 

– Chyba nikt tego nie lubi. To co, idziemy? – zapytał, wyciągając do niej szorstkie palce. Dziewczyna zarumieniła się, chwytając delikatnie jego dłoń. Przez chwilę patrzyli się na siebie, podsycając sekretną ciszę połączoną z pewnym rodzajem namiętności. Napięcie wzrosło, gdy uczennica uśmiechnęła się, bo jej usta przyciągnęły wzrok Franka. Jej serce zabiło mocniej. Zbliżyła się kilka centymetrów do jego twarzy. Ale to nie był ten moment, ta chwila. Jeszcze nie była gotowa, aby go pocałować, dlatego wybroniła się śmieszną wymówką.

– Masz plamę na szyi – powiedziała półgłosem.

Szybciej ziemniak przemówiłby ludzkim głosem niż Franek pominął jakiś fragment ciała podczas kąpieli. A jednak stało się, kartofle przyodziane w kamizelki wyśpiewały żałobną pieśń. – Jak mogłem nie zauważyć? Porażka... – pomyślał, pozostając w bezruchu.

– Zaraz to wytrę – rzuciła skołowana. 

Anastazja dotknęła dłonią jego skóry, gładząc ją subtelnie. Potrafiła przepisać fragmenty tej magicznej chwili na język uczuć. Nagle przeszyła ją gęsia skórka i uciekła wzrokiem gdzieś w bok, odrywając rękę. Franek widział, jak te niepozorne bodźce silnie na nią wpływają. Sam miał problemy z ich mnogością. Bezskutecznie próbował rozładować gromadzącą się pomiędzy nimi energię. 

– To co, idziemy? – zapytał stanowczo, czekając na jej reakcję. Obserwował jak odgarnia sobie ciemnobrązowe włosy i zaciska mocniej pasek torebki. Jeszcze nie była w stanie spojrzeć mu w oczy, ale zdołała wyksztusić z siebie skromne: 

– Tak. 

Zapadła niezręczna cisza towarzysząca im przez kilka kroków. Nagle za ich plecami rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, na co Franek z zainteresowaniem obrócił głowę. Któraś z szyb na piętrze pękła z niewiadomych powodów. Gdy tak przyglądał się temu ewenementowi, zobaczył staruszka i studentkę. Szli ku sobie. Zbiegali tak do jednego punktu, aż w końcu wyminęli się i szpital eksplodował. Bohater jak wryty patrzył na opadające tony betonu. Widział, jak środkowa część konstrukcji zapada się do piwnicy. Potrafił w kłębach dymu i kurzu wyodrębnić opadające łóżka z ludźmi, ich krzyki. Zanim upadł, zobaczył jak fragment dachu przygniata dwójkę nieznajomych. Ból towarzyszący chłopakowi przy uderzeniu o płytę chodnikową rozbudził w nim heroizm. W ostatniej sekundzie zerwał się z miejsca i podbiegł do uczennicy, biorąc ją w ramiona. Duży fragment frontowej ściany przetaczał się właśnie w ich kierunku, kiedy chłopak złapał Anastazję i odskoczył. Na koniec odsunął się jeszcze parę kroków, do miejsca, które uznał za wystarczająco bezpieczne. 

Nieprzytomna. – Stwierdził, patrząc na jej spuszczone powieki i wiotkie, filigranowe ciało. Kucnął, opierając jej nogi na płycie chodnikowej, biodra na lekko opuszczonym lewym kolanie i tułów oraz głowę na prawej ręce. Oddychała regularnie. Nie miała żadnych obrażeń zewnętrznych, więc przytulił ją mocno i wolną ręką wybrał numer alarmowy. Po dwóch sygnałach w słuchawce odezwał się kobiecy głos. Franek nawet nie musiał wyjaśniać szczegółów. Okazało się, że z nienaruszonej części szpitala ktoś wykonał już telefon. Straż pożarna była w drodze. 

Wyrok NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz