Rozdział 2 - Ostatnie tchnienie wolności (część 6)

125 13 21
                                    

Na życzenie dziewczyny przez ciało Franka przepłynęło tysiąc różnych rodzajów bólu. Były to zaledwie sztuczki, ale dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Odczuwał cierpienie z pełnym oddaniem realizmu każdej sekundy. 

Chciał krzyknąć, ale udało mu się wydać tylko jakiś zduszony dźwięk. Tym jękiem wzbudził zainteresowanie przechodniów. Posiwiały staruszek zareagował pierwszy. Później w tym samym kierunku ruszyła jakaś studentka. Wspólnymi siłami oderwali dziewczynę i powalili ją na ziemię. To zdecydowanie nie przypadło jej do gustu, ale nie wyrażała większej wściekłości niż przedtem. Po prostu wstała i machnęła ręką.

Wyglądało, jakby chciała ich spłoszyć tym niepozornym gestem, ale zrobiła coś o wiele gorszego. Oni zwyczajnie wyparowali. Zmiotła ich energia cieplna porównywalna do temperatury powierzchni Słońca. Chodnik zamienił się w breję lawy. Pobliskie samochody roztopiły się, łącząc się w jedną gotującą się asfaltową zupę. Pobliskie drzewa zostały pochłonięte przez płomienie. 

Franek nie miał pojęcia, co się właśnie stało. Anastazja uczyła go różnych technik, ale nigdy czegoś takiego. Ich treningi opierały się głównie na atakach specjalistyczną bronią i walce wręcz. Widok nieokreślonej żadną miarą mocy przeraził go. Taka potęga w niepozornym ciele! To nie mogło mieć racji bytu. 

Chociaż... – Zamyślił się na moment i zrozumiał. – Przecież to sen. 

Dość banalne stwierdzenie przerodziło się w niezniszczalną ideę. Przeanalizował atak Anastazji, dochodząc do wniosku, że może stworzyć cokolwiek tylko chce przy użyciu własnej wyobraźni.

Do tej pory operował na urządzeniach, bo dziewczyna zataiła przed nim oczywistą prawdę. Nie trzeba być geniuszem, aby stwierdzić następującą zależność. 

Skoro ona zmiotła ich jednym ruchem, to ja mogę przywrócić ich do życia w ten sam sposób.

Musiał jednak jakoś potwierdzić swoją tezę, aby mieć absolutną pewność. Sformułował więc życzenie i jego prośba natychmiast przelała się na język materii. Ze zdumieniem obserwował, jak komórki zabitych chwilę wcześniej przechodniów składają się w jedną całość. Patrzył, jak kości oblekają się mięśniami, a następnie skórą. Zaraz też przywrócił im świadomość i naprawił otoczenie, tak by nie przypominało wnętrza wulkanu. 

– Dlaczego okłamywałaś mnie tyle czasu? Mydliłaś mi oczy! W jakim celu? – zapytał podniesionym głosem. 

Wizja tworzenia w czasie rzeczywistym była wspaniała. Sytuacja jednak nie skłaniała go do radości. Musiał stłumić w sobie entuzjazm tego odkrycia.

– Dawałeś sobą tak łatwo manipulować. Nic nie musiałam robić. Wierzyłeś mi w każde słowo. Jesteś taki naiwny. Ta cała bujda o portalu, o wielkim wyzwoleniu...

– To wszystko było prawdą, dopóki nie przeszłaś przez ten portal! – wrzasnął, zbliżając się do dziewczyny o parę kroków. – On cię zmienił. Pozbawił cię dobra. Ty już nie jesteś sobą!

Mówiąc to, przyjrzał się uważnie Anastazji. Z zewnątrz wcale się nie zmieniła, była tą samą delikatną dziewczyną o łagodnych rysach twarzy. Niestety, jej serce uległo zepsuciu. 

– Dobro – rzuciła rozbawiona. – Jest gorzej niż myślałam. Skoro ja straciłam tam dobro, to ciebie Eveneris pozbawiło mózgu. 

– Znajdę sposób, aby to odwrócić – zadeklarował i postanowił w środku, że słowa dotrzyma. 

– Jak mnie pokonasz, to może będziesz mógł spróbować. Do tego czasu... 

Wyrok NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz