Rozdział 7 - Młodość (część 2)

39 4 0
                                    

W nieustannym napięciu i oczekiwaniu Franek, Karol, Robert, Krzysiek oraz Piotr przetrwali siedem nudnych lekcji. Gdy tylko wybrzmiał ostatni dzwonek, a sznurówki jesiennych trepów kurczowo przycisnęły buty do stóp, ruszyli naprzeciw przygodzie. Czymże jednak byłaby wyprawa bez trunku? Zebrawszy zapasy gotówki przeliczyli banknoty i wpadli do przydrożnego sklepu ze starym poczciwym mędrcem, który nigdy nie sprawdzał wieku klientów. Zakupiwszy trzy skrzynki browaru, kilka butelek 0,7 oraz piętnaście litrów gazowanej przepity, ruszyli w kierunku hal produkcyjnych. 

Opuszczona fabryka, o której mowa, przestała produkować papierosy zaraz po II wojnie światowej. Gdy do władzy doszli komuniści zamknięto przedsiębiorstwo, oddzielając je od reszty ludzkości czterometrowym murem. Wytwórnia upadła i 700 osób straciło pracę. Rejon fabryki stał się od wtedy pustynnym nieużytkiem. Potężna przestrzeń odizolowana i czekająca na kupca. Mimo faktu, że wystawiono ofertę sprzedaży, to cena była zbyt wysoka, aby ktokolwiek chciał choćby na nią spojrzeć. Brak specjalnej drogi dojazdowej, umiejscowienie w gęstym lesie i wyjałowiona ziemia sprawiały, że nikt nie interesował się przeszłością czy to przyszłością tamtych terenów.

Cofnijmy się jednak na chwilę do czasów jej świetności. Pół wieku temu pieczę nad zakładem sprawował wysoko postawiony bankier i intelektualista Krzysztof Lunstaf. Mężczyzna był w posiadaniu wielu zakładów na terenie całej Polski. Wbrew powszechnemu lękowi wobec władzy, Krzysztof nie miał oporów przed wyrażaniem własnych poglądów. Ignorowano zachowanie mężczyzny tak długo, jak długo podporządkowywał się drobnym zaleceniom. Pewnego dnia chciano jednak zmusić Lunstafa do odebrania kilku ton radioaktywnych odpadów, na co on kategorycznie się nie zgodził. Niespełna tydzień później zamknięto fabrykę. W bardzo szybki i oczywisty sposób doszukano się nieścisłości w papierach. Owego mężczyznę zamordowano ze względu na nieposłuszeństwo i szerzenie buntu. Po zbrodni na właścicielu pracownicy, w akcie uczczenia jego imienia, postawili się władzy. Milicja poskromiła strajkujących bronią maszynową i granatami. 

Tony radioaktywnych odpadów ukryto w podziemiach fabryki, zalewając wejścia betonem. Przedsiębiorstwo odcięto od świata w 1987 roku, dokładnie rok po wybuchu elektrowni w Czarnobylu. Następnie zalesiono dwa kilometry terenu wokoło zakładu. Na koniec usunięto wszystkie rejestry związane z jego działalnością i tak powierzchnia przeszło 300 hektarów stała się martwym punktem na mapie Polski. 

W całkowitej niewiedzy grupa młodych ludzi zmierzała do miejsca dawnego mordu i ciągle ulatniających się toksyn. Utartym szlakiem przeprawili się przez gęsty las iglasty, docierając do martwej strefy. Przy murze okalającym wysuszoną prerię zaczynała się kwarantanna. Wyschnięte konary przykrywały grunt parujący stęchlizną. Gdzieniegdzie dało się wyróżnić szkielety martwych zwierząt oraz otwarte grobowce zabłąkanych psów i kotów. Porozrzucane w różnych miejscach przedmioty codziennego użytku tylko podkreśliły upiorność miejsca. 

Licealiści widzieli jednak to, czego większość nie potrafiłaby dostrzec w tamtej okolicy, czyli wyizolowaną strefę wolności, swobody i luzu. Dla nich na poły zniszczona fabryka była azylem, bezludną wyspą. Swoistą arkadią. Kto przy takich argumentach przejmowałby się brakiem trawy, czy kilkoma martwymi zwierzętami? Zapewniam, że w okolicy mógłby leżeć nawet szkielet człowieka, ale dopóki nie był w stanie zadzwonić na policję, mieli to gdzieś. 

Do środka przedostali się stałym wejściem, czyli pęknięciem w murze na tyle szerokim, aby przenieść przez nie skrzynki z piwem. Pokonawszy kilkaset metrów wolnego terenu z porozrzucanymi wrakami pojazdów, zardzewiałymi kontenerami i licznymi baniakami przeżartymi na wylot, dotarli do głównego wejścia konstrukcji. Widniał tam szyld z przechylonymi kilkoma literami głoszący: „Belweder". Kątem oka Franek zauważył pozostałości wielkiego komina i kopiec z cegieł zbity masą betonu w jedną nierozerwalną całość. Przeprawiwszy się przez wielką halę, minęli stojące w dwóch rzędach maszyny do produkcji papierosów. Było tam również wiele śmieci, w tym ubrań i wielkich pudeł. Na końcu alejki skręcili w lewo, wdrapując się po metalowych szczeblach do oszklonej dziupli prezesa. 

Wyrok NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz