Rozdział 3 - Pełna kontrola (część 2)

66 10 5
                                    

Nie minęła godzina, jak Franek znalazł się pod sklepem. Był lekko spięty, ale gotowy do akcji. Początkowo sprawdził czy rower dalej stoi tam, gdzie go zostawił. Złom na kółkach nie zmienił swojego położenia przez całą noc. Przypięty grubym drutem do płotu dobrze maskował się na tle gęsto porośniętego krzewu. 

Dobra, nie spieprz tego. Przyszedłeś po rower – pomyślał, dodając sobie otuchy. Następnie przekroczył próg. 

– O, dzień dobry – powiedziała słodkim głosem dziewczyna. Tego dnia ubrana była w króciutkie dżinsowe spodenki, jakąś kremową bluzkę z wyszytymi listkami, w japońskim stylu. Na stopach miała czarne balerinki. 

Franek znieruchomiał na olśniewający widok dziewczyny, z trudem próbując wyprzeć podniecenie jej absolutnie boską budową ciała. Powoli nabrał powietrza do płuc, jakby to miało mu pomóc przezwyciężyć niepokój. Skup się. To proste. Nie palnąć żadnego debilizmu. 

– Hej – oznajmił z wyraźną pewnością w głosie. Emocje dalej grały w tle piękny koncert, ale chłopak zdołał stłamsić w sobie wszelkie przeciwności. 

– Wpadłem po rower. Całe szczęście, że nikt go nie zwinął – rozpoczął, wymieniając z nią spojrzenie. Chwilę na siebie zerkali, po czym ona uciekła wzrokiem gdzieś w głąb sklepu.  

– To wspaniale – powiedziała do ściany. – Chciałam go dla ciebie przechować na zapleczu, ale był przypięty. – Odwróciła się, wskazując kolorową kurtynę. 

– Tak? To dziękuję.

Franek zagapił się na jej biust, co było bardzo nie na miejscu. Na szczęście dziewczyna zajęła się obserwacją sufitu. Starając skupić się bardziej na jej twarzy niż staniku, dodał: 

– To rower mojego brata. Niezły z niego złom, ale jego złom, więc muszę o niego dbać – wyjaśnił, po czym nastała niezręczna cisza. Przez chwilę znów się sobie przypatrywali, aż Franek przezwyciężył strach i zapytał: 

– Zastanawiałem się, czy nie chciałabyś wyskoczyć na kawę? – Anastazja zmieszała się na tę propozycję. 

– Dzisiaj? – wyksztusiła niepewnie, poprawiając nerwowo włosy opadające na rzęsy. Szukała wzrokiem punktu zaczepienia, aby na chwilę oderwać się od jego stanowczego wzroku. Wyrwał ją z transu słowami: 

– Tak, dzisiaj. – Zawahał się, dodając po chwili: – Chyba że masz już jakieś inne plany.

– Nie, nie, nie! – Anastazja niemalże krzyknęła. Jej serce biło dużo szybciej niż zwykle, patrzyła na Franka z zafascynowaniem i jednocześnie obawą o to, żeby tego kontaktu nie stracić. Jej malachitowe oczy skakały jak opętane, zbiegając ciągle do wyznaczonego językiem uczuć centrum. 

– Okay! To co powiesz na godzinę 16 w mieście?  

– 16 będzie idealna! – zgodziła się, oszołomiona. 

Franek jak najszybciej musiał wykrzesać ze wspomnień jakąś dobrą kawiarnię w rodzinnej miejscowości. Dodatkowo pojawił się jeden drobny, acz fundamentalny problem, którego zupełnie nie potrafił przeskoczyć. 

Matko, przecież ja nie lubię kawy. No nic, najwyżej będę udawał, że piję. – W tym momencie uśmiechnął się do Anastazji, kryjąc zakłopotanie. Szybko przewertował wszystkie wspomnienia i nagle go olśniło. 

– Myślałem, żeby skoczyć do tej nowej kawiarni, którą otworzyli w centrum. Podobno jest bardzo przytulna. – Powtórzył zasłyszane przeszło tydzień wcześniej z ust matki zdanie, kiedy przypadkiem pojawił się w domu. Alicja opowiedziała mu o nowej knajpie serwującej cudowne przysmaki pitne w przystępnej cenie. Zaraz też przypomniało mu się, dlaczego o tym wspominała. 

Alicja ubóstwiała kawę, a na samą myśl o jakimś delikatnym Latte macchiato robiła jej się gęsia skórka. To właśnie dlatego Franek tak bardzo nie cierpiał zabarwianej szambem wody. Każdego ranka bez wyjątku smród różnych rodzajów kofeiny unosił się na parterze. Wszyscy domownicy to pili, nawet jego starszy brat Michał zapijał się nocami ową substancją, jakby była napojem bogów. A to jedynie śmierdziało i smakowało jak pot goryla. 

Jak można to pić – pomyślał. Nagle w jego wewnętrzną gonitwę myśli wkradła się Anastazja, oznajmiając entuzjastycznie: 

– Jejku, super. Właśnie chciałam zobaczyć, jak wygląda. Babcia bardzo ją chwaliła. Podobno parzą tam genialne cappuccino. –Franek odetchnął z ulgą, zaś dziewczyna kontynuowała: – A czy mogłabym mieć prośbę? 

– O co chodzi? – zapytał zdziwiony. Nie spodziewał się, że będzie stawiać jakieś warunki. W jego wyobrażeniach nie występował termin „pierwszorandkowe przysługi". 

– Moglibyśmy spotkać się przed wejściem do szpitala? – Nie dało się ukryć, że chłopakowi ulżyło, gdy to usłyszał. Choć miejsce spotkania było nietypowe, to zaakceptował je. 

– Czemu nie. Ale dlaczego akurat szpital? 

– Wiem, że nie jest to najlepsze miejsce spotkania. Ale... – Przerwała, aby nabrać powietrza. – Chodzi o to, że moja babcia leży w szpitalu po wylewie. To się stało niecałe osiem dni temu. Po prostu zasłabła i myśleliśmy z dziadkiem, że to nic szkodliwego, ale jak upadła na podłogę nie było innego wyjścia, jak wezwać pogotowie. Nie będę się bardzo zagłębiać w szczegóły, ale chodzi o to, że dzisiaj z dziadkiem miałam jechać do szpitala, żeby pomóc babci się spakować i przenieść jej rzeczy do samochodu. Już wydobrzała, jednak mimo to nie chciałam, aby cokolwiek dźwigała lub żeby dziadek sam nosił bagaże babci. Umówiliśmy się wczoraj z babcią, że podjedziemy do niej dzisiaj o 15. Trochę pewnie jeszcze pogadamy, ale myślę, że tak plus minus zdążę wyrobić się do 16. 

Kończąc te krótkie wyjaśnienia, Anastazja spięła włosy w kok. Spojrzała na Franka badawczo, sprawdzając czy wszystko do niego dotarło. – Szpital, 16:00. Czyli wiele się nie zmieniło – pomyślał.

– Jasne. Rozumiem. Czyli pod szpitalem punkt 16:00. – Uśmiech Anastazji oznaczał pełną akceptację, przy czym jeszcze potwierdziła wszystko ruchem głowy. 

– Dzięki, to bardzo miłe z twojej strony. A, i z góry przepraszam, jakbym się spóźniła. Często, jak się rozgadam, to tracę poczucie czasu. 

– Ja chyba też – pocieszył ją, choć tak naprawdę nie miał problemów ani z punktualnością, ani z gadulstwem. 

Rozpromienił się, bo ich rozmowa zmierzała ku końcowi, a przecież on osiągnął zamierzony od początku cel. Przepełniała go duma zwycięzcy. Teraz wystarczyło jeszcze zgrabnie się wycofać. 

– To nic, ja się zbieram. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Zatem do zobaczenia na miejscu. 

Od momentu, gdy Franek zaproponował Anastazji spotkanie, ona hamowała się przed otwartym okazywaniem radości. Przepełniało ją wspaniałe uczucie i z tego powodu nie potrafiła swobodnie rozmawiać. Bała się, aby czegoś nie zepsuć. Wewnątrz była wulkanem emocji, ale nie dała tego po sobie poznać. Choć chorowała na jego punkcie, usilnie udawała zdrową. Do przesady grała naturalną.     

Wyrok NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz