Rozdział 3 - Pełna kontrola (część 7)

58 6 0
                                    

Rozmowa o detalach codzienności zajęła Frankowi i Anastazji przeszło dwie godziny. Dziewczyna poruszała tematy czysto egzystencjalne. Mówiła szerzej o problemach rodzinnych, wspomniała co nieco o zawodzie miłosnym i dużo o marzeniach. Myśli miała na wierzchu, jakby rozmawiała z bratnią duszą. Czuła się swobodnie w towarzystwie Franka. Nie istniało żadne skrępowanie, nie istniały obawy, była tylko klarowna komunikacja przesycona językiem uczuć. 

Franek w gruncie rzeczy tylko przytakiwał, bo przecież w jego codzienności nie działo się nic na tyle ekscytującego, aby było to warte opowiedzenia. Pomrukiwał, starając się sprawiać pozór wykwintnego słuchacza. I udało mu się. Anastazja była święcie przekonana, że notuje w głowie każde słowo. 

Niestety, czas nie sprzyjał obojgu. 

– Późno już – stwierdziła dziewczyna, łapiąc powietrze po dłuższej wypowiedzi. Zaraz też potwierdziła godzinę na telefonie komórkowym. Choć pragnęła pobyć dłużej z Frankiem, to myśl o zmartwionych dziadkach nie dawała jej spokoju. Do tego miała świadomość, że wieść o tragedii już dawno rozniosła się po okolicy. Musiała zobaczyć się z nimi jak najszybciej. Powrót do domu był ostatnią rzeczą, jakiej w tej chwili pragnęła, ale musiała. 

– Przepraszam, dziadkowie na pewno martwią się o mnie. Było wspaniale spędzić z tobą czas. 

– Jak się pospieszymy, to jeszcze zdążymy na ostatni autobus. 

– Chcesz mnie odprowadzić? – zapytała zbita z tropu. Nie wiadomo było czy się uśmiecha, czy razi wzrokiem. W krępym świetle przyćmionego korytarza Franek nie miał pewności co widzi. Mimo to odpowiedział z entuzjazmem: 

– No jasne. A niechby ci się coś stało po drodze. Nie mógłbym sobie tego wybaczyć. – Stopień romantyzmu tej sceny sięgnął zenitu, gdy zbliżył się do niej, aby otworzyć drzwi. Przejście było naprawdę wąskie, dlatego przez chwilę znajdowali się zdecydowanie zbyt blisko siebie. Chemia zrobiła swoje. Napięcie rosło z każdą sekundą, bo ani ona, ani on nie wykonywali żadnych ruchów. Trwali w skupieni, delektując się sobą. 

Franek miał nieodpartą ochotę pocałować ją w usta. Nie wiedział, jak zareaguje, zwyczajnie zapragnął skosztować jej smaku. Ale skończyło się na marzeniach. Otworzył drzwi i skierowali się na przystanek. 

Po chwili siedzieli już w środku autobusu, gdzieś z tyłu. Ona od okna, przyklejona do zimnego szkła, tak jak niemowlę wtula się w matkę po urodzeniu. On wysunięty na zewnątrz celem zachowania odpowiedniego dystansu. W pewnym momencie pojazd najechał na jakąś dziurę i Anastazja lekko odskoczyła od szyby. Wtedy też zobaczyła jego odbicie i zapragnęła zbliżyć się do niego. Tak powoli przesuwała się w jego stronę, aż przylgnęła do prawego barku. Chłopak przez pierwszą sekundę nie wiedział, jak zareagować. Mimo wielkiej rozkoszy, jaką czerpał z tego prostego kontaktu, zawahał się. Na szczęście nie stawiał oporu. Szybko przełożył rękę przez jej ramiona, przyciągając ją bliżej. 

Dopiero teraz, gdy opierała się o niego, zauważył, jaka jest drobna. W porównaniu do jego postury była malutką osóbką. Mógłby ją złapać w pasie i przenieść jedną ręką, gdyby tylko chciał. I właśnie to go kręciło. Była subtelna, delikatna, absolutnie perfekcyjna. 

Słodycz sięgnęła punktu kulminacyjnego, gdy stanęli przed domem jej dziadków. Przyszedł wtedy czas na pożegnanie oraz rozstrzygnięcie podstawowego dylematu, który krążył po głowie Franka od krępującej sytuacji w korytarzu. Pocałować ją? 

Po wszystkich jawnych sygnałach powinien z pewną swobodą podejść do tematu, ale niestety Franek był Frankiem. Zwyczajnie nie nadawał się do interpretacji rozbudowanego aparatu informacyjnego kobiety. Nie był na to gotowy. To tak jakby wyrzucić udomowionego chomika na środku sawanny. Biedak zapewne zacząłby krążyć w kółko, zdezorientowany. Obraz ten idealnie oddaje powagę sytuacji. 

– Było naprawdę miło – szepnęła Anastazja. W nikłym świetle wyglądała na jeszcze smuklejszą.

– Mnie również – odparł lekko zakłopotany. Dylemat pozostawał nierozstrzygnięty. Jedyne, co mu pozostało, to podjęcie ryzyka. 

Postawił wszystko na jedną kartę. Pocałował ją. Jej delikatne usta miękko przyległy do szorstkich warg Franka. Anastazja przysunęła się bliżej, łapiąc palcami jego koszulkę. Chciała się w niego wtulić i w takim stanie pozostać. Ogłuszona, ledwo stała na nogach. Wydawało jej się, że frunie. Nawet chwilę po, czuła się cudownie. Chłonęła obecność chłopaka, wirując w burzy pozytywnych bodźców. 

Franek w tym czasie też bujał w obłokach, ale nieco bliżej ziemi. Czuł się fajnie. Mógłby określić swój stan jednym słowem. Spoko. Było super i tyle. Fakt, rozmarzył się trochę w krągłościach Anastazji, ale pozostawał sobą. Dziewczyna zaś zmieniła się bezpowrotnie. Na zabój zakochała się w najlepszym przyjacielu. Nie starała się przed tym uciec. Ona po prostu to zaakceptowała.

***

Franek wrócił do domu jako podwójny zwycięzca. Nie dość, że uratował pięknej życie, to jeszcze skradł jej serce. Bez wahania mógł przyznać: 

To najlepszy dzień w moim życiu. 

Zgromadziło się w nim tyle pozytywnej energii, że musiał ją gdzieś rozładować. Pechowo trafił na swoją babcię. 

Będziesz tego żałował! – powtarzał sobie, idąc w jej stronę, ale ostatecznie zbył tę myśl i otworzył puszkę Pandory. Konsekwencje tej decyzji nie miały dla niego większego znaczenia. Zapragnął pozbyć się nadmiaru radości i tak też zrobił. 

Do dwunastej w nocy opowiadał szczegóły spotkania z Anastazją. Wspominał heroizm, opisał tragedię. Skrupulatnie wyjawiał wszystkie detale dnia, aż zmorzył go sen. Zanim pogrążył się w blasku nocy, pomyślał ostatni raz:

Ona jest dla mnie stworzona!  

Wyrok NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz