Rozdział 4 - Doświadczenie (część 5)

48 7 1
                                    

– Franek, do cholery, skup się! Anastazja jest gdzieś w pobliżu! – wrzasnął Ryszard z wściekłością. Ruchem dłoni zlikwidował swoją kobiecą kopię i przeszedł do sedna. – Odrodziła się, przestań myśleć o bzdurach! 

– Zluzuj. Pali się, czy co? 

– No właśnie się pali. Mówię ci, że przejęła kontrolę nad inwazją – jęknął klon. 

– Nad inwazją, mówisz. – Zamyślił się. Dobrze. – A więc zabiera nasze zabawki? 

Wydaje się, że drobna kradzież nie powinna wywołać u niego żadnej reakcji zważywszy na fakt, że powstały twór otrzymał praktycznie za darmo. On jednak się wściekł. Nie okazywał złości na zewnątrz, po prostu frustrował się w duchu, planując jak odpłacić się dziewczynie za to bezczelne chamstwo. Dedukował chwilę nad tym tematem, aż wymyślił dostatecznie destrukcyjną zemstę. Postanowił wysadzić cały Wszechświat. 

Ale jak go wysadzę, to gdzie trafię? – Pytanie skłoniło Franka do stworzenia kopii czasoprzestrzeni. Wymyślił sobie to w ten sposób. – Jeśli Wszechświat byłby wielkości kulki... – Wyobraził ją sobie. Mieściła mu się w dłoni. – ... to chcę, aby zaraz obok znalazła się druga, podobna do tej pierwszej. – I stało się. Franek był w jakiejś nieokreślonej mlecznej nieskończoności poza jakąkolwiek przestrzenią i patrzył na to, co nazywamy Wszechświatem. 

Ciężki – pomyślał, podrzucając granatową miniaturkę. Przyjrzał się jej bliżej, dostrzegając wiele kolorowych punktów i połyskujących drobin. Następnie bez najmniejszego sentymentu westchnął. 

Niech Wszechświat eksploduje. 

Choć wyglądało to jak pęknięcie w szkle, tak naprawdę wiązało się z uwolnieniem niebotycznej energii. Świetlny promień jak piorun zaczął wyłaniać się z uszczerbków wcześniej gładkiej kulki, odkrywając iskrzące centrum. Z miniatury Wszechświata wydobywało się tyle mocy, że biel pomieszczenia, w którym znajdował się Franek, nieco przygasła. Chłopak mimo wszystko był lekko zawiedziony. 

Co? Tylko tyle? – pomyślał, patrząc na niedorobioną petardę strzelającą światełkami.

– Jak chcesz większych wrażeń to wracaj do normalnych rozmiarów. Tam w środku – klon wskazał rozgrzaną kulę – jest zdecydowanie więcej pokazów świetlnych niż tutaj. 

Bez cienia wątpliwości chłopak teleportował się do wnętrza umierającego Wszechświata. Z zapartym tchem obserwował przedzierające się przez miliardy lat świetlnych pnącza energii. Galaktyki kurczyły się i eksplodowały na jego oczach, supergromady łączyły się we wspólne punkty, tworząc gigantyczne skupiska materii. W końcu wszystkie ciała niebieskie scaliły się ze sobą i światło zgasło. Powstała jedna wspólna czarna dziura, która sprasowała materię. Wszechświat zaczął sukcesywnie kurczyć się, aż przestrzeń uformowała sferę o średnicy kilkunastu metrów. Wtedy Franek zobaczył Anastazję. Była bardzo stara. Całą jej twarz pokrywały zmarszczki, ręce miała bardziej szorstkie od drucianej szczotki. 

Jasny gwint. Ona ciągle ma na sobie tę sukienkę – pomyślał. To musiał być materiał cholernie dobrej jakości. Jedwab wzmocniony stalą spawaną przez samego Zeusa, czy coś. 

Sądząc po wieku dziewczyny domyślił się, że tak naprawdę nie zniszczył Wszechświata. On tylko przyspieszył upływ czasu. Wyglądało na to, że ta nieokiełznana potęga od zawsze dążyła ku samozagładzie. To miało jeszcze jakiś sens. Nie rozumiał tylko jednego. 

– Jak udało ci się przeżyć tyle czasu? – zapytał staruszki, starając się powstrzymać śmiech. Dziewczyna wyglądała jak antyk z okresu kamienia łupanego. Poza tym miała poważne problemy z koncentracją. 

– A jak myślisz kretynie, szukam cię od... – zaczęła gniewnie, trzęsąc się z wściekłości na całym ciele, przez co wypadła jej sztuczna szczęka. Przez chwilę zęby lewitowały sobie obok twarzy staruszki. W końcu jednak zauważyła to i włożywszy je z powrotem do buzi, powiedziała:

– O czym to ja mówiłam, młodzieńcze? 

Franek oniemiał. Nie wiedział czy ze starości Anastazja postradała zmysły, czy może tylko udawała demencję. Nagle wpadła w jakiś trans, jednoznacznie potwierdzając to drugie. Dziewczyna miała zniszczony umysł. 

– Co było pierwsze, kura czy kamień? – Zaczęła kręcić się wokół własnej osi. – Zaprzestań walki, poddaj się! – krzyknęła niespodziewanie. – Zniszcz plemię. Śmierć zdaj w miejscu życia. Umiera duch radosny. – Złapała się za klatkę piersiową, próbując wydrzeć z niej skrawek kości. Zaraz też powiedziała: – Pętają mnie ograniczenia, czuję więzy na mej piersi niczym kajdany. Ale koniec! Dosyć! – warknęła. – Nie będzie już więcej beztroskiej sielanki!

Anastazja przerwała monolog, powracając do swojego dawnego smukłego ciała. Okazało się, że tylko odegrała żałosną scenkę, aby zyskać na czasie i udało jej się. Wkręcała Franka na tyle długo, że Wszechświat skurczył się do objętości małego pomieszczenia. Wtedy ewakuowała się na zewnątrz i doprowadziła proces eksplozji do punktu kulminacyjnego. Zanim jednak doszło do wielkiego wybuchu, stworzyła potężny instrument laserowy przypominający kwiat marakui.
W miejscu rozłożystych płatków umieściła potężne soczewki, które skupiały laserowe wiązki pochodzące z generatorów luminescencyjnych. Przekształciła tysiące wiotkich pręcików na modulatory sygnału. Na koniec do centrum rośliny wbudowała potężną tubę z pakietem doskonale gładkich szkieł odpowiedzialnych za kierunkowe prowadzenie wiązki laserowej.

Odpowiednio wysterowany promień był w stanie zmienić właściwości ośrodka materii. I to właśnie wykorzystała Anastazja. Zmieniła właściwości ośrodka supermałego Wszechświata, przenosząc masę do innego wymiaru. 

Franek miał skurczyć się wraz z Wszechświatem do nieskończenie malutkiego ziarenka. Następnie, otoczony tycim skupiskiem materii, miał przetransferować gdzie indziej. I tam zginąć za sprawą wielkiego wybuchu. Na domiar złego Anastazja zablokowała wszystkie znane mu możliwości ucieczki. Czarnej sfery nie dało się zniszczyć, zniekształcić, przekonwertować ani ominąć. 

I co się stało? Wydostał się, czy pogodził z porażką? Pokonał Anastazję, czy jak tchórz podkulił ogon? Przezwyciężył własne ograniczenia, a może zatracił się w bezradności i strachu. Odpowiedź zawiera się w dwóch prostych słowach: nie wiem!
No dobra, wiem, ale nie ma sensu o tym wspominać. To, co się stało, było zwyczajnie żałosne. Poza tym w całej historii chodzi o pewien schemat. Zdarzenia oddzielone od siebie nie mają żadnego znaczenia. Dopiero jako całokształt przybliżają rąbek prawdy. 

Wyrok NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz