6 lat później...
Ares
Tydzień temu ukończyłem szkołę pierwszego stopnia. Może nie znalazłem się w najlepszej dziesiątce, ale dużo mi nie brakowało. Czternaste miejsce też jest dobre jak na prawie sześćset osób kończących ten rok.
Aktualnie przebywam razem z Leo u jego ojca. Mam jechać na niedokończoną część muru. Każdy absolwent zostaje gdzieś wysłany, niestety nie mój przyjaciel. Leo postanowił zostać na prośbę swojego brata i pełnić funkcję jego zastępcy. W tym momencie nasze drogi się rozstają, każdy z nas zacznie nowe życie.
Niby nowe życie, a nic się nie zmieniło. Cały czas czuję ogarniająca mnie pustkę. Nie umiem już spojrzeć na inne kobiety tak jak kiedyś. Patrząc na nie, wyobrażam sobie, jakby wyglądało moje życie, gdyby Avril żyła. Czy bylibyśmy razem?
Może nadal byśmy się nie lubi. Dokuczalibyśmy sobie podczas tych sześciu lat w szkole.-Nad czym tak rozmyślasz, synu?- spytał, podchodzący do mnie ojciec.
Siedziałem na schodach prowadzących do domu. Obok mnie leżała torba ze spakowanymi ubraniami, jednym słowem byłem gotowy do wyjazdu.
-Możemy już jechać?-odpowiedziałem pytaniem, by nie odpowiadać na jego.
Nadal nikt nie wiedział, że Avril była moją mate. Nie było już sensu nikomu o tym wspominać, tylko Leo wiedział i starał się mnie pocieszać. Wszyscy myśleli, że to szkoła mnie zmieniła, jednak prawda była inna. To wszystkie te odczucia, które towarzyszyły mi przy jej porwaniu. I to gdy ojciec poinformował mnie, że córka Tegana nie przeżyła.
-Tak, możemy.- odpowiedział mój ojciec, odwracając się do mnie plecami i odchodząc.
Czasami mam wrażenie, że staje się taki sam jak on. Wyprany z emocji, wykonujący kolejne zadania, które zostają mu powierzane.
Wsiedliśmy do samochodu, by zacząć czterogodzinną podróż do jednostki wojskowej, znajdującej się prawie na zachodnim krańcu granicy.
Podczas całej drogi nie rozmawiałem z ojcem za dużo. Zazwyczaj były to pojedyncze słowa. Nigdy nie mieliśmy jakiegoś super kontaktu. Może gdyby moja matka żyła, wszystko wyglądałoby inaczej. Jednak jej nie było, a ojciec zawsze podrzucał mnie innym osobom, by się mną opiekowały. Zawsze wolał się rzucić w wir pracy i nie zwracać uwagi na mnie.
Jakiś czas popołudniu dotarliśmy na miejsce. Krótko pożegnałem się z tatą, a on odjechał.
Szedłem przez jednostkę i szukałem wzrokiem miejsca, gdzie będę mógł zameldować swój przyjazd. Jest to jedna z większych jednostek wojskowych, a największa na północy. Stacjonuje tutaj około półtora tysiąca żołnierzy, wliczając już w to dowódców.
-Ares.- słyszę znajomy głos.
Odwracam się i widzę znajomego kumpla ze szkoły. Często spędzaliśmy razem czas, ponieważ byliśmy w jednej grupie ćwiczeniowej. Tylko on oprócz Leo wiedział, że miałem swoją bratnią duszę i że już jej nie ma.
-Cześć David.
-Nie myślałem, że wyślą Cię tutaj.
-A jednak.
-Dobrze będzie mieć tutaj kogoś znajomego. Meldowałeś się już?
-Nie dopiero przyjechałem.
-Mogę ci pokazać, gdzie trzeba iść. Jestem tu od wczoraj.
-Dzięki, przyda się pomoc.
-Wiesz, że to tutaj stacjonuje słynny skorpion. Jeszcze go nie widziałem, ale może pojawi się jutro na porannej zbiórce. Mówią, że skończył południową szkole pierwszego stopnia w pięć lat. Musi być naprawdę dobry, skoro niewiele osób kończy ja przed czasem.
-I może jeszcze liczysz, że trafisz do jego oddziału?
-Czemu by nie, ale mówili, że bierze tylko najlepszych. To tutaj.- wskazuje ręka na drzwi.
Wszedłem do pomieszczenia, gdzie za biurkiem siedział starszy siwy facet. Podałem mu dokumenty, a on coś zapisał w komputerze i rzucił kluczyk w moją stronę.
-Mundur dostaniesz, pod koniec tygodnia na ogólnej odprawie, gdy wszyscy dotrą.
-Dzięki.
Wyszedłem z na zewnątrz, a David czekał oparty o ścianę.
-Jaki masz numer pokoju?
-Sześćdziesiąt trzy.- powiedziałem, patrząc na numer przy kluczyku.
-Ehh to nie mamy razem pokoju, ale prawie obok. Ja mam siedemdziesiąt osiem.
-Pokażesz mi, gdzie to jest?
-Jasne, chodź.
Poszliśmy do dużego budynku. David wyjaśnił mi, że tutaj mieszkają tylko szeregowi płci męskiej, a budynek dla żeńskiej części znajdował się obok i był znacznie mniejszy. Dowódcy mają zupełnie osobne budynki, które przypominają dwupiętrowe domki ustawione szeregowo.
Pokój dzieliłem z dwoma innymi chłopakami. Jeden był żywiołakiem ognia, drugi wilkołakiem. Każdy z nas miał osobne łóżko i szafę. Łazienka znajdowała się na końcu korytarza i była wspólna dla całego piętra.
Wieczorem udałem się na stołówkę, było sporo osób. Ostatnie wolne miejsce zająłem przy stoliku pod ścianą, gdzie większość osób była w moim wieku i jak na ironie siedział tam David. Powoli zjadałem swój przydział jedzenia, przysłuchując się ich rozmowie.
-Nigdzie nie widzę tego słynnego skorpiona, ktoś mi mówił, że to koksu. Łamie człowieka w pół jak zapałkę.
-Wszyscy o nim gadają, a koleś pewnie nie istnieje. Zwykła opowiastka, by zmobilizować rekrutów.
-Wszystkie laski zerkają w stronę naszego stolika, odkąd tu usiadłeś.-szepnął mi na ucho.-Może któraś pomoże Ci zapomnieć.
Nic mu nie odpowiedziałem, tylko zakończyłem, zjedzony w połowie posiłek. Żadna inna kobieta nie ukoi smutku po jej stracie, a co do dopiero sprawić, że zapomnę. Nie znalem jej wcale, ale straciłem szansę na założenie rodziny. Rodziny, której sam nigdy nie miałem i nie chciałem mieć. Dlatego na początku tak się na nią wkurzałem. Myślałem, że będzie jak każda inna laska gadająca, jakie to dzieci są urocze. Udałem się do swojego pokoju. Skoro świt mieliśmy się stawić na głównym placu i odbyć poranny trening. Nie wiedziałem jeszcze, co będzie mnie czekać w tym miejscu.
Mam nadzieję, że taki prezent świąteczny się Wam podoba 😊
Kolejny rozdział pojawi się po zakończeniu "Kade"
CZYTASZ
Płomień wilka tom II
WerewolfTrzecia część serii Płomień Luny. Praca brała udział w konkursie literackim Splątane Nici zima 2017/2018