17#

8.5K 772 189
                                    

Avril

Wróciliśmy do jednostki, wszyscy byli wykończeni. Te kilka dni dało nam się we znaki. Już wcześniej wynegocjowałam z dowodzącym jednostki, abyśmy mieli tydzień wolnego. W tym czasie nie mieliśmy mieć żadnych patroli czy misji, ewentualnie jakieś ćwiczenia.

Sama miałam zamiar wyłączyć się na te kilka dni. Potrzebowałam odizolować się od tego wszystkiego. Szczególnie nie chciałam widzieć ani słyszeć Aresa. Zawsze pałętał się pod nogi i gdzie nie spojrzałam, tam zawsze musiał być on. To już się robiło strasznie irytujące.

Usiadłam za swoim biurkiem, by napisać raport z ostatniego wyjazdu. Zajmuje mi to prawie godzinę, ale nie spieszę się, mam czas. Wsuwam wypełnione kartki do koperty i zanoszę do dowództwa.

Po wyjściu spotykam Aiko i Nyks, które siedzą na ławce i żywo o czymś dyskutują.

-Widziałyście Hadesa?

-Jakiś czas temu mijał nas razem z Luni. Wyglądali, jakby mieli być bardzo zajęci.- powiedziała znacząco Nyks.

-Okej, gdybyście go widziały, to przekażcie mu, by przeprowadził jutro i pojutrze treningi w samo południe.

-Nie ma sprawy.

Udałam się jeszcze na stołówkę i zjadłam szybki obiad. Porozmawiałam jeszcze z obsługą, by przez najbliższy tydzień dostarczała mi posiłki do mieszkania. Nie było z tym problemu, kilku dowództwo robiło tak cały czas, wiec jeden dodatkowy nie zrobi różnicy.

Resztę tego krótkiego dnia, spędziłam na spotkaniu dowódcami. Omówione zostały plany na najbliższy miesiąc, nie było to nic szczególnego. Części żołnierzy z jednostek wschodnich miała być przerzucona do jednostek, gdzie nie było jeszcze muru. Oprócz tego została też przedstawiona sytuacja po stronie wampirów. Od czterech dni nie ma kontaktu z naszym zaufanym informatorem. Ostatnie informacje, jakie nam przekazał, dotyczy szefa dyplomatycznego Mefista i miasteczka, w którym ostatnio byliśmy. Podobno próbuje on przejąć jego miejsce, nie on jedyny, ale tylko jemu można by zaufać. Zna się na zarządzaniu tak wielkim terytorium. Aleksander nie robi nic, by zająć się burdelem, jaki u nich panuje.

Opuszczam zebranie zaraz po jego zakończeniu, nie interesują mnie dalsze dyskusje. Marzę, by zaszyć się teraz w swoich czterech ścianach.

Wchodząc do niewielkiego salonu, zapalam światło. Moją uwagę zwraca wściekle żółta kartka na stole.

Jestem u Luni. Nie wrócę na noc. Jak coś to dzwoń.

Poznaję staranne i charakterystyczne pismo Hadesa. Nie mam zamiaru im przeszkadzać. Mój przyjaciel zasługuje na chwile szczęścia po tym, jak przez sześć lat nie miał innego życia jak opiekowanie się mną.

Kieruję się do swojego pokoju i z szuflady wyciągam leki, których nie brałam już od dwóch lat. Łykam na raz dwie i z innej szafki wyciągam szklaną butelkę z trunkiem, Hades zrobiłby mi niezłą awanturę, ale teraz go nie ma. Biorę sporego łyka, lekko krzywiąc się przy tym, jak ciecz pali moje gardło, spływając do żołądka i rozpływając się przyjemnym już ciepłem.

Lekko ponad kwadrans zajmuje mi opróżnienie butelki, która upuszczam na podłogę. Sięgam po kolejną, gdy zaczyna mi szumieć w głowie. Moje mięśnie się rozluźniają i opadam na poduszki, w dłoni cały czas trzymając butelkę. Teraz czuję się błogo i nie myślę o niczym.

Nie pamiętam niczego dalej, gdy budzę się rano. Słonce świeci przez okno prosto na moją twarz. Przykryłam się bardziej pościelą, która nie pachniała tak jak moja. Podniosłam się, przeczesując pokój wzrokiem, z przerażeniem stwierdziłam, że nie jest on mój. Dodatkowo byłam zupełnie naga, serce zabiło mi mocniej, gdy ktoś poruszył się obok.

Nosz kurwa nie!

Ares.

Spał na poduszkach obok, odwrócony tyłem do mnie. Wyślizgnęłam się spod pościeli i zaczęłam prędko się ubierać, zbierając swoje rzeczy porozrzucane po całej podłodze. Jego także tak samo były rozrzucone w nieładzie.

Stawiałam cicho stopy za każdym krokiem, nie miałam nastroju do konfrontacji z tym kretynem. Musiałam ominąć sporą ilość pustych butelek, on też musiał pić. Sama nie byłabym w stanie wypić takiej ilości wódki.

Teraz widziałam same wady mojego wczorajszego postępowania. Hades powiedziałby pewnie coś w stylu "a nie mówiłem".

O tak, to był mój ostatni raz, gdy mieszałam tabletki z alkoholem. Przez to zrobiłam zbyt duże głupstwo, do tego dochodzi ból głowy. Wzięłam dwa głębsze wdechy i jeszcze raz lustrując pokój, czy czegoś nie zapomniałam, mój wzrok zatrzymał się na Aresie.

Oddychał miarowo, jego włosy były ścięte na krótko, przez co nie zasłaniały twarzy. Miał ostro zarysowaną linię szczęki, a jasny zarost lekko się już odznaczał. Zaczynałam mi się jakoś dziwnie czuć, gdy tak na niego patrzyłam, ale gdy pomyślałam o tym, by zobaczyć zieleń jego oczu, wiedziałam, że czas najwyższy się już ulotnić. To zaszło zdecydowanie za daleko.

Wyszłam z pokoju, cicho zamykając drzwi. Do wyjścia z budynku nikogo nie spotkałam, co było dziwne, bo musiało być już koło południa.

Szłam przez prawie pusty teren jednostki, nie wiele osób się kręciło dookoła. Większość z nich znałam tylko z widzenia, reszta musiała być nowymi rekrutami.

Przechodziłam obok miejsca, gdzie rosło kilka drzew. Lubiłam to miejsce, było lekko na uboczu i rzadko kto tam przychodził.
Nie wiele myśląc, zatrzymałam się i zapatrzyłam na to miejsce.

Siedziałam pod drzewem i obserwowałam lekko rozmazane gwiazdy. Patrząc w gwieździste niebo, zawsze czułam spokój i tak było tym razem.
Byłam tak rozkojarzona, że ledwie zarejestrowałam czyjąś obecność. Z początku myślałam, że to Hades mnie znalazł. Obróciłam powoli głowę, to nie był on. Obok mnie na trawie usiadł Ares i zamyślony patrzył na mnie lekko z ukosa.
Nie panowałam nad swoimi ruchami, jakbym była tylko obserwatorem, a moje ciało należało do zupełnie innej osoby.
Podałam mu prawie pełną butelkę alkoholu.
Bez słowa przyjął ją ode mnie i pociągnął sporej ilości łyk. Odbierając z powrotem swoją własność, nasze palce się zetknęły. Poczułam przyjemne ciepło tam, gdzie nasza skóra się stykała. Żadne z nas nie zabrało dłoni, chwilę patrzyliśmy sobie w oczy.

Jasna cholera co się wydarzyło tej nocy?
W głowie mam zupełnie czarną dziurę, zdarzyło mi się to już kiedyś, ale wtedy nie robiłam takich głupstw. Wtedy to Hades sprawował nade mną opiekę i pilnował, bym nie robiła głupstw.

Pokręciłam głową, nie dowierzając, co zrobiłam. Jako dowódca nie powinnam odwalać takich numerów.

Dowlokłam się do swojego mieszkania i spojrzałam na zegar. Było przed dziesiątą, dlatego większość osób po porannych ćwiczeniach była teraz na stołówce.

Od razu skierowałam się do łazienki, by zmyć z siebie zapach Aresa. Jeszcze by mi brakowało, aby ktoś się dowiedział o dzisiejszej nocy. Jak tylko się ogarnę, będę musiała z nim sobie porozmawiać i wyjaśnić parę spraw.

Zdjęłam swoje wczorajsze ubrania i rzuciłam je w kąt łazienki. Zimna woda była odpowiednia dla mojego ciała. Wzięłam pierwszy z brzegu żel i namydliłam swoje ciało. Gdy przejechałam dłonią po wewnętrznej części lewego nadgarstka, natrafiłam na coś, czego nie powinno tam być.

-Nie, nie, nie...- mój głos przechodził w krzyk.

Osunęłam się po zimnych kafelkach w dół. W moich żyłach zaczynał płynąć czysty gniew, oczy musiały mi pociemnieć.

-Zabiję go.- krzyknęłam, wybiegając z łazienki do pokoju.

Ubrałam pierwsze ciuchy, jakie wpadły mi ręce i wybiegłam z domu.

Ten rozdział nie jest żadnym prima aprilisowym żartem, gdyby ktoś tak pomyślał. :)

Płomień wilka tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz