15#

8.6K 759 107
                                    

Hades

Patrzę, jak ona odchodzi i już sam nie wiem, ona jest tak głupia czy chce znowu umrzeć. Obiecała mi, że więcej tego nie zrobi, ale z jej stanem psychicznym może być różnie, szczególnie w kilku najbliższych dniach.

Luni patrzyła się z szokiem w oczach, jak Avi pokonywała kolejne kroki w stronę wampirów. Dostrzegłem, że z każdym krokiem zbacza lekko w stronę jeńców.

Spojrzałem na urządzenie komunikacyjne, nadal nie mieliśmy wiadomości od strzelców, że zajęli już pozycje. Niestety aktualnie jesteśmy bez wsparcia, szturchnąłem Kato i wskazałem na pobliski budynek. Kiwnęła głową i ruszyła w jego stronę, chowając się w cieniu innych budynków.

Avril

Jestem coraz bliżej, moje ruchy są przemyślane. Z każdym krokiem przesuwam się bliżej Denisa, by później nie tracić tych kilku metrów. Patrząc na wampira, który wydawał polecenia, kątem oka obserwowałam otoczenie. Naliczyłam jakiś dwadzieścia pięć wampirów.

-Zgubiłaś się dziecko?- powiedział, rechocząc na głos, a kilka osób mu zawtórowało.- Już wam brakuje ludzi i werbujecie dzieci?

Ostatnie pytanie kierował w stronę związanych osób. Te jednak nie mogły nic odpowiedzieć, ponieważ ich usta były zakneblowane.

To był ich drugi błąd, bo pierwszy popełnili biorąc jako zakładników drużynę Denisa. Jeszcze poczują na własnej skórze, jak to jest mnie lekceważyć.

Szybkim ruchem wyciągnęłam z buta sztylet, dodatkowo przecinając sobie trochę udo. Rzuciłam nim w zaskoczonego moim ruchem wampira. Sztylet wbił się do połowy w jego bark, a pijawka wrzasnęła, gdy w ranie rozeszła się moja krew. To wystarczyło, by rozproszyć ich uwagę.

W tym samym czasie rzuciłam się w stronę związanej grupy. Zmieniłam się w biegu, a strzępki ubrania upadły na ziemię, gdy ja już biegłam. Usłyszałam świst kuli przelatującej obok mojej głowy.

W momencie, gdy znalazłam się już przy zakładnikach, uwolniłam swoją zdolność. Futro zapłonęło, przenosząc płomienie na ziemię, która jeszcze chwilę się paliła. Zaczęłam okrążenia wokół nich, tworząc coś na wzór płonącego muru, by żaden wampir się do nich nie zbliżył. Przy którymś okrążeniu do okręgu wskoczył Orion, kiwając głową, że przejmuje ich.

Wyskoczyłam z płomieni wprost na wampira celującego do Nyks. Pocisk poleciał w powietrze i trafił w budynek, wzburzając w powietrze pyłki tynku. Wgryzłam się w jego nadgarstek, pod zębami poczułam kość. Machnęłam kilka razy głową, aż wypuścił broń. Następnie przejechałam mu płonącą łapą po twarzy, głównie skupiając się na oczach. Rzucał się po ziemi, próbując zgasić płonące ubranie i we wrzaskach przecierając twarz, teraz był nieszkodliwy.

Spojrzałam na boki i dostrzegłam część osób z grupy Jacka i Archiego. Reszta musiała ruszyć za uciekinierami.
Rzuciłam się na plecy kolejnego wampira, wgryzając się w jego szyję, co odwróciło jego uwagę od celowania w ogromnego szarego wilka. Ubranie wampira zaczęło się palić, a on w dalszym ciągu się szamotał. Puściłam się go i opadłam na ziemię. Po chwili wampir leżał martwy z dziurą w głowie. Strzelcy musieli zająć już swoje pozycje, tak mi się wydawało, gdy poczułam, jak coś oplata moją szyję.

Chwilę potem mój oddech stawał się ciężki, a płomienie przygasały aż całkowicie zgasły. Wtedy poczułam na sobie ciężar, który przygniótł mnie do ziemi, a ucisk na szyi prawie miażdżył mi gardło.

Atak tak szybko, jak się pojawił, tak samo znikł. Głęboki wdech ocucił mój umysł. Spojrzałam w bok i zobaczyłam kolejnego ogromnego wilka, w kolorze ciemnego biszkoptu, który zmiażdżył swoimi szczękami gardło ofiary. Jego pysk zdobił teraz szkarłat krwi, która kapała na ziemię.

Dookoła panował lekki chaos, a ja nie widziałam moich ludzi. Zostały tylko żywiołaki z mojego oddziału, reszta musiała ruszyć za uciekającymi wampirami.
Te tchórze spieprzają przy każdej możliwej okazji.

Nie tracąc czasu, biegłam na kolejną ofiarę, która jednak padła martwa na ziemię. Zrobiłam ostry skręt i odnalazłam kolejnego wampira, który wgryzał się w ramie Simona. Rzuciłam się na plecy pijawki i na mojej sierści znowu zapłonęły płomienie, przenosząc się na ubranie wampira.
Nie miałam skrupułów, by wgryźć mu się w bok szyi. Z tej pozycji ciężko było dosięgnąć do gardła. Wampir złapał mnie za łapę i rzucił przez bok, wylądowałam bokiem na ziemi, aż zabolały mnie żebra i ze świstem wypuściłam powietrze. Nie miałam czasu na przejmowanie się bólem, musiałam być gotowa na kolejny atak. Poprzez taki manewr i ból żeber, moje płomienie przygasały, aż w końcu zupełnie znikły.

Nie umiałam aż tak w pełni tego kontrolować ani utrzymać je przez dłuższy czas. Po wielu treningach udało mi się przynajmniej opanować uaktywnianie ich na zawołanie. Wcześniej tylko silnie emocje je wyzwalały.

Znikąd pojawiła się Aiko i za pomocą swojej katany pozbawiła pijawkę głowy. Ubranie dziewczyny było w większości brudne od krwi, która na pewno nie była jej. Poruszała się jak cień za kolejnymi wampirami, czyniąc z nich znowu martwe istoty.

Na placu nie zostało za wiele osób, w tym momencie nas było o wiele więcej. Zauważyłam, że dwójka wampirów była związana i pilnowana pod ścianą. Tylu powinno nam wystarczyć, by wyciągnąć jakieś informacje, ale jeżeli uda się złapać więcej żywych też będzie dobrze.

Nadal nie widzę Hadesa, Kato, Luni i także Nyks gdzieś zniknęła. Najwięcej osób było z drużyny Jacka i dwie czy trzy z Archiego. Płomienie tworzące krąg wygasały, a wszyscy w środku byli już wolni. Wszyscy pocierali się o zranione nadgarstki, w ich stronę biegła już Domi.

Nagły wystrzał przeszył powietrze, a chwilę później poczułam pieczenie w udzie. Nerwowo wzrokiem przeczesywałam teren, w celu znalezienia strzelca. Nie musiałam się długo wysilać, sam zaczął schodzić z drzewa i szykując się do ucieczki.

Spojrzałam na swoją ranę, z której leciała niewielka strużka krwi.
Nie było to nic poważnego. Ruszyłam w pogoń za wampirem, który nerwowo oglądał się za siebie. Byłam już blisko niego, gdy został powalony na ziemię przez biszkoptowego wilka. Nie miałam już po co podchodzić, bo nasz żołnierz już rozszarpywał swoją ofiarę.

Odchodziłam powolnym krokiem do miejsca, gdzie zbierali się już wszyscy. Zostałam jednak zaczepiona przez biszkoptowego wilka, który szturchnął mnie głową i wymownie spojrzał na moją tylną nogę. Pozostawiałam za sobą krople krwi, zbyt małe bym się tym przejmowała.

Spojrzałam na wilka, który szedł obok mnie, a jego łeb cały czas był zwrócony w moją stronę. Rozpoznałam go po oczach, których nie pomyliłabym z nikim innym. Ta zieleń była wyjątkowa.
Dalej nie dawał mi spokoju, spoglądając natarczywie na ranę.

Zrobiłam to, czego zazwyczaj nie robię w tej formie. Odsłoniłam zęby i warknęłam na niego, on skulił się lekko. Jestem alfą, wiec jego zachowanie w tym momencie było zwyczajnie normalne.

Na placu pojawił się już Hades z Luni oraz Nyks, nie widziałam nigdzie Kato. Podeszłam do Hadesa, który stał z Jackiem i Archim ich podniesione głosy wskazywały na to, że się kłócili.

-Kto wam na to pozwolił?- warknął wściekły Archi.- Nie było żadnego rozkazu, nie było wsparcia strzelców. Jesteście idiotami.

Był on głównym dowodzącym tą akcją, z racji na jego wiek i doświadczenie.
Zbliżyłam się do przyjaciela i pociągnęłam go za skrawek kurtki, odciągając go trochę od dwójki dowódców. Popatrzył na mnie i po chwili załapał, o co mi chodzi. Zdjął swoją kurtkę i przewiesił przez moje plecy.

Udałam się do najbliższego budynku i będąc w środku, zmieniłam swoją formę. Założyłam za dużą dla mnie kurtkę, która sięgała mi prawie do kolan. Podwinęłam lekko rękawy do nadgarstków. Miałam gdzieś, że to była jedyna część garderoby, jaką miałam na sobie, zakrywała wystarczająco.

Kolejny raz ruszyłam przed siebie w iście bojowym nastroju.

Płomień wilka tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz