11#

9.4K 790 308
                                    

Avril

Mężczyzna o surowych rysach twarzy i mający około czterdziestu lat podszedł do mnie.
Gdy już się zbliżał, wstałam i chwyciłam dziewczynę za ręce związane plecach.

-Chce wiedzieć, co się tutaj wydarzyło i dlaczego jest tyle trupów? Było przecież mówione, że bierzemy najwięcej jeńców, jak tylko się da.

-Macie swojego jeńca.- powiedziałam, popychając dziewczynę w stronę żołnierza stojącego z boku.- Nie będę zdobywać jeńców kosztem moich ludzi. Skoro tak Wam na nich zależy to sami ich łapcie.

-Do wieczora na moim biurku ma być złożony szczegółowy raport z tego zajścia, dowódco.- ostatni wyraz jakby splunął.

-Burak.- mruknęłam pod nosem, gdy się oddalił ode mnie.

Na plac weszła Domi z chłopakami, od razu przyszli do mnie zerkając tylko na wszystko, co się działo dookoła.

-Gdzie Luni.-spytała dziewczyna, spoglądając na mój bark.

-Na obchodzie z Kato, co tak długo?

-Mały incydent z ludźmi, musieliśmy kogoś złapać, a nie zaznaczyłaś, że to pilne.-powiedziała, otwierając swoją torbę z apteczką.- Zdejmij górę munduru, będzie łatwiej mi opatrzyć twoją ranę.

Zdjęłam marynarkę i zostałam w samej koszulce typu bokserka. Odsłoniłam swoje ramiona z bliznami, na widok których Simon zrobił wielkie oczy. Szybko jednak odwrócił wzrok, widząc, jak na niego spojrzałam.

-Nie przyspieszy to zbytnio gojenia, ale zminimalizuje ból i zatamuje krwawienie.- powiedziała dziewczyna i na ranę położyła jakąś zieloną papkę, którą zakryła sporych rozmiarów przylepcem.

Założyłam górę munduru, nie zwracając uwagi, że był mocno zabarwiony krwią. Tym sposobem o wiele mniej zwracałam na siebie uwagę niż gdybym chodziła z odsłoniętymi ramionami. Nie lubiłam tego wzroku ludzi, wyrażającego współczucie, troskę i zaciekawienie.

-Możecie wracać na patrol.

-Oczywiście.- odpowiedzieli chórem.

Oddaliłam się kawałek i przystanęłam na rogu, obserwując ludzi na placu. Zręcznie pakowali ciała do czarnych worków, jakby była to ich codzienność. Odwróciłam się do nich tyłem i ruszyłam do patrolowania uliczek.

Nie przeszłam kilku ulic, gdy natknęłam się na Hadesa i Nyks. Mój przyjaciel w mgnieniu oka pokonał dzielącą nas odległość.

-Gdzie jest Luni? Co się stało?- dopytywał się nerwowo.- Jesteś ranna?

Jego wzrok tępo przesuwał się z mojej twarzy na zakrwawiony mundur.

-Nic jej nie jest, kontynuuje patrol z Kato. Małe zamieszanie z bandą pijawek, ale już opanowane.-powiedziałam, wymijając go.

-Gdzie Ty idziesz?

-Dalej patrolować.

-Powinnaś wrócić do bazy, ta rana musi wyglądać poważnie.-powiedział poważnym głosem.

-Co mnie nie zabije to wzmocni, w tym wypadku od dawna jestem już nieśmiertelna.- puściłam mu oko i nim zareagował lub powiedział cokolwiek, zniknęłam za kolejnym zakrętem.

Hades powinien wiedzieć, że w ten sposób zakończyłam naszą rozmowę, ma mi dać spokój i wrócić do patrolowania ulic.
Już miałam ich wszystkich dość z tą opiekuńczością. Nie jestem aż tak delikatna, jak wszyscy myślą. Dostałam już twardą lekcję od życia i wyszłam z niej zwycięsko. Zwycięstwo nie oznaczało jednak, że wyszłam bez szwanku, bo zapłaciłam wysoką cenę.

Płomień wilka tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz