#37

336 25 15
                                    

Tego właśnie dnia postanowiłam wybrać się do Arona.
Wstałam dla wcześnie, aby spędzić z nim cały dzień.
Ubrałam się i zeszłam na dół. Zjadłam szybko śniadanie i wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyłam w drogę.

Zbliżając się do celu usłyszałam krzyki. Poprędziłam galopem do miejsca skąd dochodziły odgłosy. Było to czego się spodziewałam. Znów tym razem większa armia orków atakowała miasteczko.

Nie czekając chwili dłużej podbiegłam zostawiając konia nieopodal. Znalazłam idealne miejsce, z którego będę mogła strzelać.

I tak w oka mgnieniu wybiłam połowę orków. Musiałam walczyć wręcz, tamci znajdowało się zbyt daleko, by do nich strzelać. Wyszłam z kryjówki i podbiegłam w ich stronę. Nie tylko ja walczyłam, walczyli również mieszkańcy, ale nie szło im za dobrze. Kilkudziesięciu było rannych.

W tłumie walczących zobaczyłam Arona. Walczył i szło mu dobrze. Zobaczyłam jak ogromny ork zbliża się do niego od tyłu. Szybko wystrzeliłam strzałę i chwilę potem padł na ziemie.

Przyjaciel obrócił się w moją stronę i lekko się uśmiechnął.

Po pół godzinie, wszystkie orki leżały trupem.

Miałam kilka zadrapań, ale ona szybko się zagoiły i nie było po nich śladu.

Podbiegłam do Arona. Miał głęboką ranę w prawym ramieniu. Powiedziałam kilka słów, przyłożyłam rękę do jego rany, a ona później się zrosła i nie było po niej śladu. Zrobiłam to z resztą rannych ludzi.

Po skończonym leczeniu poszłam szukać znajomego.

Chodząc i go szukając znalazłam go przy jednym z domów. Podeszłam do niego.

-Wszystko w porządku?-zapytałam.

-Tak-powiedział krótko.

-Pomóc ci jakoś?-spytałam po chwili.

-Nie, nie za chwilę kończę i możemy iść-powiedział.

Jak mówił tak zrobiliśmy, szliśmy w nasze ulubione miejsce.

Zdjął z siebie rzeczy i wszedł do wody. Nie protestując za długo dołączyłam do niego. I tak minęło nam popołudnie. Nie obyło się bez śmiechu i zabawy.

Kiedy zaczęło się robić zimno, wyszliśmy i rozpaliliśmy ognisko.
Jak już wyschłam ubrałam się w rzeczy.
Siedzieliśmy tak i gawędziliśmy sobie. Powiedziałam mu co się wydarzyło wczoraj. Nic nie powiedział tylko się we mnie  wtulił.

Gdy już zaczął zapadać zmrok wyruszyliśmy spowrotem do miasteczka.
Stanęliśmy przed jego domem.

-Może chciałabyś zostać na kolacji-pytał

-Nie, nie będę wam przeszkadzać-rzekłam.

-Nie będziesz, zapraszam-powiedział po czym wskazał ręką drzwi. Otworzył je, a ja weszłam do środka.

-Tato, mamy gościa-krzyknął

-Dobrze, już do was idę-odkrzyknął jego ojciec i chwilę później znalazł się już z nami.
Przywitałam się z nim. Miał na imię Brad i kazał mi mówić do niego po imieniu.

Kolacja minęłam nam w miłej atmosferze. Było widać, że bardzo się kochają. Jeden troszczył się o drugiego i był w stanie zginąć za niego.

Było już na prawdę późno. Pożegnałam się i podziękowałam za pyszną kolację. Zawołałam mojego towarzysza, założyłam kaptur na głowę i wyruszyłam.

Odstawiałem konia do jego boksu, a sama poszłam do zamku.
Chciałam się czego napić. Weszłam po cichu do sali, ale na moje nieszczęście siedział w niej mój ojciec, król i Legolas z Eladerem.

Spojrzeli się na mnie i posłali mi wściekłe spojrzenia.

-Gdzie ty u diaska byłaś?-zaczął Elader.

-Nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy-ciągnął Legolas.

-Nic ci nie jest?-zapytał jedynie zatroskany król.

-Królu nic mi nie jest. Dziękuję.-rzekłam.

-Dziękuję, że wy też spytaliście-te słowa skierowałam do reszty.

Poszłam do siebie. Nie miałam zamiaru im się tłumaczyć.
Weszłam i ledwo zamknęłam drzwi usłyszałam pukanie. Poszłam zirytowana i otworzyłam. Stali w nich brat z księciem

-Możemy?-spytał

Kiwnęłam głową i weszli.

-Co tym razem?-zapytałam.

-Powiesz nam gdzie byłaś?-do pytał się Legolas.

-Czy wy stale będziecie tak robić?-pytałam zła.

-Jeszcze trochę. Poprostu narazie musimy. Nie znasz się jeszcze na swoich mocach i musimy się o ciebie martwić-rzekł Elader.

-Rozumiem. Więc byłam u Arona. Chciałam spędzić z nim dzień. I wyruszyłam z samego rana i teraz wróciłam. Międzyczasie na wioskę napadła zgraja orków, ale szybko sobie z nimi poradziliśmy-powiedziałam.

-Jak wy?-spytał Elader.

-Ja, Aron i paru ludzi z miasteczka-odpowiedziałam.

-Nic im nie było?-dopytywał

-Uleczyłam ich-rzekłam

-Co, ale przecież jeszcze nie umiesz-mówił zdziwiony brat.

-A umiem-rzekłam radośnie.

-My już pójdziemy, jak coś to wiesz gdzie nas szukać.-mówił Elader.

-Ja jeszcze zostanę-wyrwał się Legolas.

Elader nas zostawił, książę usiadł obok mnie i mnie pocałował.
Skoczyliśmy dopiero kiedy skończył się nam tlen.

-Za co to?-spytałam

-Martwiłem się i poprostu musiałem. Nie spędzamy ze sobą czasu.-rzekł.

-Rozumiem, kocham cię-powiedziałam.

-Do zobaczenia jutro-mówił, po czym stał i wyszedł.

Wzięłam kąpiel i leżałam. Długo nie mogłam zasnąć, ale po wielu nie udanych próbach w końcu się udało.

Życie Cassandry [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz