Rozdział trzydziesty

2.8K 150 1
                                    

Katrina:
Jestem już w moim rodzinnym mieście. Właśnie kieruje się do swojego domu by wziąć jakieś ubranie, a następnie stawić czoło Peterowi.
Kiedy docieram do budynku, zauważam że wokół panuje cisza. Gdzie są inni? Wchodzę do środka. Nikogo tu nie ma. Gdzie oni się podziali? Co się stało?
-Mamo? -wołam w pustą przestrzeń.
Cisza. Idę na piętro budynku by następnie wejść do swojego pokoju i ubrać się. Wybieram ciemne jeansy i koszulkę w biało-czerwone paski. Spoglądam jeszcze w lustro na drzwiach szafy. Moje włosy wyglądają strasznie. Potargane, poplątane. Jednak na razie nie mam na to czasu.
Wychodzę z pokoju i rozglądam się po pozostałych sypialniach. Pustka i cisza. Zaczynam się niepokoić. W pośpiechu schodzę na parter budynku i wchodzę na ulicę.
Docierają do mnie różne dźwięki, gdzieś jakby z placu. Nagle dostrzegam idącą w moją stronę czternastoletnią brunetkę. Lana.
-Katrina?! -woła zaskoczona.
W mgnieniu oka podbiegam do niej i przytulam ją.
-Co się z tobą działo? -pyta mnie. -Kiedy zniknęłaś Peter szukał cię wszędzie, nie wiedział co się z tobą stało. Kiedy dowiedzieliśmy się że zaginęłaś też się martwiliśmy.
-Długo by gadać. -stwierdzam. -Gdzie mama, Brian i Thomas?
-Właśnie...-mówi. -Kiedy zaginęłaś Peter szukał się wszędzie, podejrzewał że uciekłaś od niego...
Jakże był on bliski prawdy.
-Przetrząsał każdy dom, sądząc że ukrywasz się przed nim. -kontynuuje. -I, przez to dochodził do głupich wniosków.
-Jakich wniosków? -pytam zaskoczona.
-Sądził że ukrywamy cię przed nim. -zaczęła mówić dalej. -Nachodził nasz dom codziennie. Aż zaczął grozić mamie. Groził jej że jeśli nie powie gdzie jesteś, to...to zabije mnie i Briana.
Właśnie prawda o Peterze wyszła na jaw. Jest mordercą, który najwyraźniej nie powstrzymałby się nawet przed zabiciem dwójki dzieci.
-Gdzie mama? -pytam. -I Thomas?
-Thomas stanął w naszej obronie...-tłumaczy Lana. - Wtedy Alfa się wściekł, i powiedział...powiedział że właśnie wydał na siebie wyrok. Potem zabrał go do lochów. Teraz są na placu...i...
Nie dokańcza. Ciągnie mnie za rękę w stronę placu. Jest tutaj tłum innych mieszkańców miasta. Coś krzyczą, nie jestem w stanie rozróżnić słów.
Na podwyższeniu dostrzegam  klęczącego Thomasa. Chłopak przywiązany jest do słupa. Jego ciało pokrywa wiele ran. Obok niego stoi Peter. Wygląda inaczej niż go zapamiętałam. Wydaje się władczy i niespodziewający się  sprzeciwu.
W tłumie zauważam moją matkę. Próbuje dostać się do mojego brata i mu pomóc, jednak dwie bety uniemożliwiają jej to. Obok niej stoi Brian, który zapewne nie rozumie co się dzieje.
Zaczynam przedzierać się przez tłum, chcąc powstrzymać Petera. Idzie mi to dość opornie, gdyż jest tu bardzo dużo osób.
-Zapytam jeszcze raz. -słyszę głos Petera. Przez to staram się dotrzeć tam szybciej. -Gdzie jest Katrina?
-Nie wiem! -woła Thomas.
-Nie wiesz? -pyta Peter. -To ja ci przypomnę.
Zamachuje się czymś w rodzaju kija w stronę Thomasa. Nie zważając na nic, szybko biegnę tam i staje między Peterem i Thomasem.
-Nie!! -krzyczę, chcąc chronić brata.
Peter zatrzymuje zamach, wpatrując się we mnie jak w zjawę. Wśród tłumu zapadła cisza. Słyszę jedynie jęk rozpaczy wydany przez moją matkę.
-Katrina? -pyta zaskoczony Peter.
-Zostaw mojego brata. -mówię pewnym głosem.
-Oczywiście...-chłopak opuszcza kij, wciąż wpatrzony we mnie.
Ja w mgnieniu oka pomagam wstać Thomasowi.
-Myślałem że uciekłaś by zobaczyć wróżki...-szepcze chłopak.
-Bardzo śmieszne. -odpowiadam mu, pomagając oprzeć się o moje ramię. Razem schodzimy z podestu, a zaraz po tym pojawia się obok nasza matka, która również pomaga Thomasowi iść.
Wracamy do naszego domu. Lana i Brian również idą z nami. Jestem świadoma tego, że zrobiłam niezły popis, i zapewne zapewniłam miastu plotki na następny miesiąc.
Kiedy wreście docieramy do naszego domu, mama każe położyć Thomasa na kanapie w salonie. Kwestią godzin pozostaje to, kiedy wydobrzeje.
-Katrina. -mama przytula mnie. -Co się z tobą działo?
-Ja...-waham się czy powiedzieć jej prawdę. -Pomagałam wampirom.
-Wampirom? -pyta zaskoczona Lana.
-Wampirom. -powtarzam. -Peter uwięził i okaleczył ich siostrę. Która...która zmarła.
-Oh...-wzdycha mama. Ona nigdy nie miała żadnych uprzedzeń do innych ras. Pamiętam nawet, że gdy byłam młodsza, chyba przyjaźniła się z jakąś ludzką kobietą...
-Pomagałam jej braciom uzyskać pomoc czarownic, niestety z marnym skutkiem. -mówię dalej.
-Na dworze królewskim wampirów panuje żałoba...-stwierdza mama.
-Tak...-potwierdzam.
Zapada cisza. Zbyt dobrze wiem że powinnam iść zobaczyć się z Peterem. Jednak ja staram się jak najbardziej odwlec te spotkanie.
-Katrino, niedługo będzie obiad. Zapewne jesteś głodna. -mówi mama.
-Bardzo. -potwierdzam. -Jednak najpierw wolę wziąć prysznic.
Mama kiwa zrozumiale głową. Ja kieruje się do łazienki. Gdy tam wchodzę, od razu zdejmuje z siebie ubrania i wchodzę pod prysznic. Przede mną ciężka rozmowa z Peterem, który na pewno nie będzie spokojny.

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz