Rozdział pięćdziesiąty siódmy

984 36 0
                                    


Katrina:
Mimo wszystko zdążyłam uspokoić się w czasie gdy Jason niósł mnie przez korytarz. Lana, która szła obok również wyglądała na spokojniejszą, lub po prostu nie dawała tego po sobie poznać.
Po krótkim czasie docieramy do celu, którym jak się okazuje był pokój Jasona. Gdy weszliśmy do pokoju chłopak położył mnie na łóżku, jednak ja zmieniam pozycję na siedzącą. Wciąż nie potrafię przyjąć do wiadomości, że mój brat i przyjaciółka nie żyją. Tak naprawdę zostali zabici, bo Peter ubrał sobie za cel nękanie mnie za to, że postawiłam się przeciwko niemu. Zginęli, bo postanowiłam stanąć po stronie jego wroga. Zginęli, bo zdradziłam swojego mate, nie chcąc brać udziału w wymyślonej zemście za śmierć jego rodziców. I mimo że wszyscy inni  mówią mi co innego, to jest moja wina, bo to ja zdecydowałam się pomóc rannej Arianie. To ja rozpoczęłam to wszystko.
Nie wiem nawet kiedy znów zaczynam płakać, orientuję się dopiero gdy czuję łzy spływające po twarzy. Siedzący przede mną Jason wzdycha, ścierając je. Czuję się winna, że i on musi przejmować się moim stanem. Przez to zaczynam płakać jeszcze bardziej, szlochając.
Lana próbuje mnie pocieszyć, przytula mnie do siebie, jednak wiem, że ona również mocno to przeżywa. Od zawsze poświęcała mu dużo uwagi, towarzyszyła podczas zabaw, opiekowała się nim. Czasami poświęcała mu więcej uwagi niż mama, która miewała napady depresyjne, które towarzyszyły jej odkąd zamordowano naszego ojca. Od tego momentu nasze życie naprawdę się zmieniło, jednak jakoś dawaliśmy sobie radę. Pytanie tylko, czy znów nadszedł czas by do nich doszło?
  Nie dowierzam również w to, że Vanessa nie żyje. Czuję się winna, że tamtego dnia poprosiłam ją o ukrycie Ariany. Może to by coś zmieniło, i Peter by jej nie podejrzewał? Chociaż, jeżeli teraz po prostu ich śledził, to wiedział jedynie o tym, że wyprowadziła chłopaków i Rozell. A to w jego mniemaniu musiało wystarczyć, by mieć powód do pozbycia się jej. Vanessa nie zginęła by, gdyby nie pomogła im. Ale ona zawsze lubiła Thomasa, a ten zapewne opowiedział jej co się stało Brianowi. Nie dziwię się, że im pomogła. Ja również pomogłabym jej rodzeństwu. Ale dlaczego musiała zapłacić za to życiem?
  Nie chcę nawet myśleć o tym, jak zginęła Vanessa, jednak pytania co do tej kwestii zadręczają mnie jak szalone. Rozell stwierdziła, że Peter ją dopadł. Co ten szaleniec jej zrobił? Zamordował na miejscu, czy zamknął w swoich celach? Mam nadzieję, że Vanessa nie cierpiała za bardzo. Mimo że nadal nie potrafię pogodzić się z jej śmiercią, nie wyobrażam sobie, że miałaby cierpieć w ostatnich chwilach życia.

Jason:
Cały czas wpatruję się w Katrinę, obserwując jej zachowanie. Do tej pory żadne z nas się nie odezwało, jakby nie wiedząc co powiedzieć. Pozwalam, żeby dziewczyna przez chwilę spróbowała sama się z tym pogodzić, mimo że mam ogromną ochotę zacząć ją pocieszać. Widok Katriny w takim stanie dobija mnie. Sam jednak bardzo dobrze wiem jak to boli, i, że żadne słowa pocieszenia nic nie dadzą. Pozwalam więc sobie przyciągnąć ją w ramiona, by choć trochę ukoić jej nerwy. Czuję, że Katrina wciąż płacze, jednocześnie starając się zdusić szloch, co niezbyt jej wychodzi. Ile bym mógł dać, by sprawić, żeby nie cierpiała. Żeby nic złego więcej jej nie spotkało. Jedynym wyjściem z tej sytuacji wydaje się być pozbycie się Petera, w końcu to on jest osobą, przez którą dochodzi do tego wszystkiego. Niestety, w najbliższym czasie zapewne nie zdarzy się okazja, w której utraciłby życie.
  Spoglądam na Lanę, która wygląda jakby już się uspokoiła, jednak wiem, że w środku wciąż to przeżywa, tak samo jak jej siostra. Młodsza przymyka lekko oczy, jakby chcąc odgonić płacz, jednak już od pewnej chwili nie uroniła żadnej łzy. Chyba na ten moment wypłakała wszystkie zapasy łez. Nie wiem co mną kieruje, gdy delikatnie przyciągam Lanę w swoją stronę, przytulając ją do siebie. Dziewczyna nie protestuje, bez wahania obejmuje również siostrę, która przestała szlochać, ale wciąż roni gorzkie łzy. Trwamy w takiej pozycji we trójkę, a ja czuję, że mógłbym w ten sposób ochronić je przed wszelkim złem.
-Usnęła. - słyszę głos Lany, który wydaje mi się trochę zachrypnięty.
  Dziewczyna ma rację, Katrina śpi spokojnie, i jedynie ślady łez na czerwonych policzkach mogą świadczyć o tym co działo się chwilę temu. Mimo wszystko czuję się zadowolony, że mimo tylu przeżyć w ciągu ostatnich godzin udało się jej usnąć. Lana również powinna tak postąpić, jednak ona wydaje się być bardziej rozbudzona niż Katrina, mimo że jeszcze z godzinę temu przysypiała na korytarzu.
Przez chwilę między nami nadal panuje cisza,  jakbyśmy nie chcieli zbudzić rudowłosej. Przechodzi mi przez myśl, że żadne z nas jej nie przerwie, lecz po chwili Lana decyduje się odezwać:
- Wiesz, nigdy nie sądziłam, że Katrina będzie potrafiła postawić się swojemu mate. Zawsze wydawała mi się zbyt spokojna, by choć pomyśleć o takich rzeczach.
- Nie dziwię się, że to zrobiła. - stwierdzam. - Kto normalny chciałby być w związku z facetem, który ma coś nie tak z głową. Bo na pewno nie jest normalne to, co on wyprawia.
  Lana przygląda mi się, ważąc moje słowa. Wątpię, że dziewczyna przyzna, że zachowanie Petera jest normalne i właściwe. Przecież przez jego głupie postępowanie umarł jej brat. Normalny Alfa zadbałby o to, aby jego mate była szczęśliwa, i na pewno nie mordowałby jej bliskich.
-Ty chyba nie jesteś zdolny do takich rzeczy, prawda? - pyta Lana. - Bo jeżeli ją skrzywdzisz, to pogadam z Thomasem, żeby ci urwał głowę, i uwierz mi, on by mnie posłuchał.
  Mimo usłyszanej groźby, uśmiecham się. Lana wydaje się być przejęta losem siostry, zwłaszcza po tym, do Peter zrobił ich bratu. W takiej sytuacji logiczne jest, że rodzeństwo będzie chroniło się przed wszelkimi zagrożeniami.
-Nie musisz się martwić, nie skrzywdzę jej. - odpowiadam już poważniej.
  Lana jednak uśmiecha się do mnie, a ja zdaję sobie sprawę, że w pewnym stopniu pozyskałem jej zaufanie.
-Gdzie tak właściwie jest Thomas? - pyta dziewczyna.
-Nie wiem, został z Clarkiem i Rozell. - odpowiadam jej, mimo że dziewczyna zapewne sama się tego domyśliła.
-Idę go poszukać. - stwierdza Lana, schodząc z łóżka. Zbliża się do drzwi, już ma je otworzyć, kiedy jednak odwraca się w moją stronę. - Nie wiesz, może gdzie mogli pójść?
  Nie mogę powstrzymać uśmiechu, widząc jednocześnie chęć i niepewność dziewczyny przy poszukiwaniu brata.
-Przypuszczam, że został z Clarkiem. - stwierdzam po chwili, mimo że ta opcja jest dla mnie nieprawdopodobna. Wątpię jednak, że Rozell chciałaby uczestniczyć w żaleniu się chłopaka z powodu straty brata.
Na twarzy Lany pojawia się jeszcze większa niepewność. Przywołuję ją do siebie gestem ręki, chcąc wyjaśnić jej układ pokoi.
-Pójdziesz w lewo, i skręcisz w tamten korytarz, gdzie... -urywam, szukając odpowiedniego słowa, bo naprawdę nie chce powiedzieć ,,gdzie Rozell powiedziała nam o śmierci Vanessy", bo nie wiem jaki przyniesie to skutek. - gdzie obydwie usypiałyście. Na końcu są schody, zejdziesz nimi na piętro niżej. Wzdłuż korytarza jest pełno drzwi, jednak te od jego pokoju są na końcu, pomalowane na czarno, reszta jest jasnobrązowa.
Urywam, w myślach przypominając sobie wygląd korytarza i rozkład drzwi. Co do tych od pokoju Clarka mam całkowitą pewność, ponieważ chłopak sam przemalowywał je z dziesięć lat temu.
-Dobra. - mówi Lana. - Miejmy nadzieję, że się nie zgubię.
Dziewczyna delikatnie uśmiecha się w moją stronę, a po chwili znika za drzwiami.
  Wpatruję się w zamknięte za Laną drzwi, mając nadzieję, że dość logicznie wytłumaczyłem jej drogę do pokoju Clarka. W każdym razie podejrzewam, że to właśnie tam znajduje się Thomas.
  Nie wiem jak towarzystwo mojego brata miałoby poprawić chłopakowi humor, ale najwyraźniej on nie miał nic przeciwko temu. Widocznie przeżywa utratę brata zupełnie inaczej niż jego siostry, które wyrażają wprost swój ból. Starsza z nich okazywała to bardziej, wraz z szokiem po stracie przyjaciółki, więc uważam to za cud, że udało się jej uspokoić i zasnąć.
  Katrina śpi spokojnie, jej oddech zdołał się unormować po tym jak dusiła się łzami i szlochem. Wygląda na spokojniejszą, mimo że przed chwilą opłakiwała brata. Potrzebowała tego po nieprzespanej nocy i ciągłym myśleniu o stanie Briana. Szkoda tylko, że może doznać odpoczynku dopiero kiedy stracił życie.
O dziwo Lana przyjęła to o wiele spokojniej niż rudowłosa, mimo że wydawała mi się być najbliżej z chłopcem z ich rodzeństwa. Nie mam pojęcia czy dziewczyna nastawiła się na taki finał już w chwili gdy dowiedziała się o chorobie brata, czy po prostu jest jej łatwiej się z tym pogodzić niż reszcie.
  Czuję się głupio w takiej sytuacji, ale jestem ciekawy jak przyjął to Thomas. Nie wyobrażam sobie jak chłopak musiał się czuć, wioząc ze sobą wieść o śmierci przyjaciółki jego siostry, której według mnie wcale nie powinni w to mieszać, a po powrocie dowiedzieć się jeszcze, że jego brat jednak  nie przeżył. Tak naprawdę przywiózł jedną informację o martwej osobie, by za chwilę wymienić ją na wieść o śmierci drugiej, która w dodatku była mu bardzo bliska.
   Nie sądzę więc, że Clark jest odpowiednią osobą z którą można podzielić się takim bólem. Mimo upływu lat pamiętam do czego doprowadziła znajomość Clarka z Madge. Od tego czasu zaufanie między nami uległo pogorszeniu, a ja wciąż nie potrafię wybaczyć  mu, że mógł sprowadzić na naszą matkę morderców.
Katrina delikatnie porusza się w moich ramionach, jakby szukając wygodniejszej pozycji. Obejmuję ją mocniej i najdelikatniej jak potrafię przenoszę w drugi koniec łóżka, układając ją na materacu. Czuję się zadowolony z tego, że jej nie zbudziłem.
  Nagle trzaskają drzwi, w pokoju pojawia się Lana, a na jej twarzy mogę dostrzec wyraźny szok. Spoglądam na nią zaniepokojony, nie wiedząc czego się spodziewać. Wstaję z łóżka i podchodzę do niej, decydując się odezwać pierwszy.
-Lana? Co się stało? Nie znalazłaś ich?
-Znalazłam... - Dziewczyna patrzy na mnie, ale myślami wydaje się być zupełnie gdzie indziej. - Ale oni... Oni się...
- Co robili? - robię się zaniepokojony słysząc jej niepełną odpowiedź.
-Oni się całowali- Dziewczynie wreszcie udaje się z siebie to wyrzucić, i teraz wpatruje się we mnie, oczekując reakcji.
   A ja nie wiem co powiedzieć, bo jej słowa są dla mnie szokiem. W pierwszej chwili przychodzi mi na myśl, że to wymysł mojego brata, ale nie wiem co Clark chciałby przez to uzyskać. Nigdy nie podejrzewał bym Clarka o zainteresowanie mężczyznami w romantyczny czy seksualny sposób.
  Reakcja Lany daje mi świadectwo tego, że ona również nie spodziewała się tego po Thomasie. Nie wiem co musiała sobie pomyśleć, widząc swojego brata całującego chłopaka. Ja na jej miejscu pewno urządziłbym Clarkowi niezłą dyskusję o to, co on znowu wyprawia.
  Jednak na razie nie mogę tego zrobić. Lana wygląda na zszokowaną, nie potrafiąc przyjąć do wiadomości tego, co widziała.
-Lana, potem porozmawiam z Clarkiem, dobra? - Odzywam się do niej, obiecując, że spróbuję wyjaśnić tą sytuację. - Może się położysz? Ty też musisz być zmęczona...
-Trochę - przyznaje dziewczyna. - Chyba nie usnęłam już wcześniej tylko dlatego, że nie byłam w stanie. Wciąż nie mogę uwierzyć, że Brian... Że już go z nami nie ma.
-Rozumiem Cię - stwierdzam. - To samo czułem, gdy straciłem moje siostry. Ale zemsta poprzez zabijanie innych osób nie przynosi ukojenia, a jedynie potęguje ból. Bo z każdą kolejną ofiarą wciąż nie możemy pogodzić się że stratą, aż dochodzi do momentu, gdy zabijając niewinną osobę nie kierujemy się zemstą, a chęcią mordu. Tak właśnie postępuje Peter. Morduje, nie myśląc o tym co czyni. I to nie jest dobre. Bo wątpię, że nadal przynosi mu to satysfakcję.
-Czyli sądzisz, że to nigdy się nie skończy? - pyta Lana, a w jej oczach pojawiają się łzy.
-Nie mam pojęcia. - odpowiadam. - Ale jeżeli do Petera nie dotrze, że postępuje źle, to będzie to ciągnąć w nieskończoność. Więc chyba będzie lepiej, gdy dojdzie do ostatecznej potyczki, w której on straci życie.
-Ale co jeśli do tego czasu on znów nas złapie? - pyta, spoglądając na śpiącą Katrinę. Łza spływa po jej policzku. - Co jeżeli zrobi coś jej, albo Thomasowi?
-Nie martw się. - zapewniam ją. - Obiecuję, że nie pozwolę już więcej mu was skrzywdzić.
  Lana przez chwilę na mnie patrzy, po czym wpada w moje ramiona. Niepewnie ją obejmuję, czując, że ponownie płacze. I mimo  że to mogą być tylko słowa, to jestem gotów ich dotrzymać. Bo obejmując tą drobną brunetkę czuję się tak, jakbym odzyskał siostrę.

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz