Rozdział czterdziesty czwarty

1.9K 114 4
                                    

Katrina:
Jason chciał bym odpoczywała, jednak przez to że jestem w ciąży nie znaczy że mają mnie ominąć przygotowania do wojny. Wiem doskonale że w takim stanie nie wezmę w niej udziału, ale to nie oznacza że nie mogę przyglądać się przygotowaniom do niej. Oprócz mnie, Jasona i tego uzdrowiciela nikt jeszcze nie we o moim stanie. Muszę porozmawiać z chłopakiem o tym kiedy powiemy jego ojcu.
Król wraz z Henrym mieli uzgodnić wykorzystywana broń do walki. Skoro nie i tak nie wezmę w niej udziału, to mogę zająć się czymś innym. Chociaż za wiele możliwości to nie mam...
Obecnie jestem w jadalni i wraz z Rozell spożywam śniadanie w towarzystwie Jasona i Clarka. Obydwoje postanowili choć trochę ocieplić ich stosunki z Rozell, przez co starają się ją grzecznie wypytać o styl życia ludzi.
-Produkujemy specjalne baterie zasilane z ziemi, które dostarczają nam prąd. -odpowiada dziewczyna na pytanie o elektryczność.
-Z ziemi? -pyta zdziwiony Jason.
-Tak. -odpowiada Rozell. -Ale to nasza tajemnica.
-Macie dużo tajemnic co do waszej technologii. -stwierdza Clark.
-Po prostu nie chcemy by inni zagarnęli nasze wynalazki. -odpowiada mu.
Chyba mi się wydaje, ale Rozell zrobiła się tak jakby milsza. Nie dogryza już nikomu, nie dyskutuje z Clarkiem. Lub po prostu stało się to pod wpływem obecności jej ojca. Zapewne nie chce przyczynić się do zerwania sojuszu.
Po chwili do jadalni wchodzą król wraz z Henrym. Wciąż o czymś dyskutują, z tego co mi się wydaje chodzi o jakiś rodzaj broni.
-Wciąż nalegam żeby urzyć naszych mieczy. -mówi Henry. -Wykonane są z samego srebra, jednak jestem pewien że jeśli odpowiednio odnowi się rękojeść to waszym żołnierzom nic się nie stanie.
-Zastanowie się nad tym. -odpowiada król. -Mamy jeszcze trochę czasu. Tak naprawdę nie znamy jeszcze terminu bitwy.
Po chwili jak na zawołanie do sali wbiega służący.
-Wasza wysokość! -woła zdenerwowany.- Alfa Peter...jest pod zamkiem...wraz z jakąś kobietą i dziećmi.
-Kobietą i dziećmi? -pyta Henry.
Król nic nie mówi, jedynie w pośpiechu wychodzi z jadalni. Jason i Clark również wychodzą, a ja z czystej ciekawości idę za nimi. Słyszę za sobą kroki, co oznacza że Rozell lub jej ojciec również idzie zobaczyć o kogo chodzi.
Po dłuższej chwili wychodzimy z zamku, by następnie opuścić jego bramy. To co widzę zamiera mi dech w piersiach.
Peter jest tam wraz z moją rodziną. Trzyma moją mamę mocno  za rękę, nie chcąc by mu uciekła. Drugą rękę przytrzymuje Lanę, która ma na sobie brudne ubranie. Czternastolatka trzyma za rękę Briana, który jest w podobnym stanie co ona.
-Mamo!! -wołam, widząc ich. Chce do nich podbiec, jednak czuję jak ktoś mnie powstrzymuje. Kątem oka dostrzegam że zrobił to Jason. Jednak moja reakcja wywołuje chytry uśmiech na twarzy Petera. Na twarzy mojej matki dostrzegam lęk wobec czynów Alfy.
-Witaj Katrino. -odzywa się Peter. - Jednak pozbycie się ciebie ze stada nie było naszym ostatnim spotkaniem. A teraz popatrz. Spotykasz się w prawie kompletnym składzie rodzinnym.
-Spróbuj ją tknąć potworze, to...-syczy moja mama próbując się wyrwać.
-To co? -pyta chłopak, kierując na nią wzrok. -Spróbujesz ją ochronić tak jak swojego syna?
Widząc wyraz twarzy mamy mogę się domyślić że z moim bratem stało się coś złego.
-Peterze, o co ci znowu chodzi? -pyta król. -Chcesz postraszyć niewinną dziewczynę?
-Niewinną...-szydzi ze mnie chłopak. -Ona nie jest taka niewinna. Zdradziła mnie.
-Sam nie byłeś święty. -odpowiada Jason chcąc mnie obronić.
-To moja przeszłość. -stwierdza Peter. - Wasza również nie jest najlepsza.
-My w przeciwieństwie do ciebie staramy się o poprawę. -słyszę głos króla. -A ty co robisz? Krzywdzisz dzieci i ich matkę.
-Jak śmiesz mówić mi o krzywdzeniu cudzych rodzin? -pyta wściekły Peter. -Ty, który osobiście zabiłeś moich rodziców.
-Twój ojciec wyzwał mnie na uczciwą walkę. -odpowiada król. -Przegrał.
-Zamordowałeś go! -odpowiada wilkołak. -Przez ciebie moja matka straciła partnera. Nie potrafiła znieść rozłąki i odebrała sobie życie na moich oczach!
-W takim razie może chcesz ich pomścić? -pyta Jason. Spoglądam na niego. W jego oczach dostrzegam chęć walki. Nie podoba mi się to.
-W każdej chwili. -odpowiada Peter.
Jason nie potrzebował lepszego zaproszenia. Rzucił się na Petera w takim tempie że nawet tego nie zauważyłam. Pierwsi zareagowali jego ojciec i brat. Próbowali go zatrzymać, ale było za późno. Moja matka i rodzeństwo zdążyli odsunąć się od jego ataku na wilkołaka. Peter zareagował natychmiast. Kiedy Jason próbował złamać mu kark, ten wykręcił mu rękę. To jednak nie powstrzymało go od próby zabicia Alfy. Wykonał zamach i uderzył z pięści w twarz Petera. Wilkołaka trochę zamroczyło, przez co puścił rękę Jasona. Ten wykorzystał to i uderzył go w brzuch. Peter otrząsnął się, po czym złapał wampira za bark i próbował mu go złamać. Jason próbował go odepchnąć, jednak wilkołak mocno go trzymał. Nagle coś zaatakowało Petera od tyłu. Stoję zaskoczona. Jest to wilk o jasnobrązowej sierści. Poznam tego wilka wszędzie. Jest to mój brat Thomas. Jednak nic mu się nie stało. A w każdym razie na to wygląda. Thomas zaczął gryźć Petera, przez co odwrócił jego uwagę od Jasona. Udaje mu się to. Peter w jednej chwili się przemienia, poświęcając większą uwagę mojemu bratu. Słyszę krzyk mojej matki. Zauważam że ojciec Jasona również martwi się o swojego syna. Chłopak ponownie rzuca się na Petera, który został skołowany. Podczas gdy Thomas zaczął gryźć Petera, Jason postanawia pogruchotać mu żebra.
-Dość!!! -słyszę nagle krzyk króla Marcusa. - Przerwijcie natychmiast!
Wszystko dzieje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jason, Peter i Thomas przestają się atakować. Mój brat mierzy Petera groźnym wzrokiem, jakby spodziewając się ponownego ataku. Jason spogląda na ojca jakby nie wiedząc co się stało.
-Odejdź stąd Peterze. -rozkazuje król. -Nie życzę sobie widzieć ciebie na moich terenach do czasu ostatecznej bitwy.
Peter spogląda na niego, jednak wykonuje rozkaz. Powolnym krokiem oddala się od nas, kulejąc na tylną prawą łapę.
Przez chwilę nikt nic nie robi. Reaguje jako pierwsza. Podbiegam do mojej rodziny i rzucam się w matczyne ramiona. Moja matka obejmuje mnie, chyba zaczęła płakać. Lana i Brian również się do mnie przytulają.
Po chwili odsuwamy się od siebie. Miałam rację, mama się popłakała.
-Mamo, proszę cię nie płacz. -mówię. Ona się jedynie uśmiecha, po czym całuje mnie w czoło.
-To ze szczęścia, moja droga. -odpowiada. -Bardzo się cieszę że jednak nic ci się nie stało.
-A mnie to już nie przytulisz? -słyszę głos mojego brata. Odwracam się do niego, by zobaczyć jego cwany uśmiech. Po chwili rzucam się mu na szyję z głośnym śmiechem.
-Uważaj! -woła, starając się mnie powstrzymać. -Ten wilczur chyba połamał mi żebra.
-Mam nadzieje że my potraktowaliśmy go o wiele gorzej. -mówi Jason.
-Mógłbyś się jednak powstrzymać. -stwierdza jego ojciec. - Jeszcze nam brakuje innym kłopotów przed tą wojną.
-Każdy by tak zareagował. -stwierdza moja matka.
-Ale nie każdy miałby aż tyle odwagi by stanąć do walki z wilkołakiem Alfa, prawda Agnes? -pyta ojciec Rozell.
-Prawda, Henry. -odpowiada moja matka. -Ale zapewne każdy miałby tyle głupoty by zaczepiać czarownicę.
-Nie się nie zmieniłaś, moja droga. -odpowiada mężczyzna.
Pozostali stoją, nie wiedząc co się dzieje. Moja matka...zna ojca Rozell?! Niby skąd?! I jakim cudem?!
-Proponuje wrócić do zamku, i wyjaśnić parę spraw. -mówi król równie zaskoczony co ja.
Przystajemy na jego propozycje, kierując swojego kroki w stronę bramy zamkowej.

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz