Rozdział sześćdziesiąty piąty

609 26 3
                                    

Katrina:
    Nadal nie dotarło do mnie to, że to co widziałam dzieje się naprawdę. Veronica zamordowała Petera. Peter nie żyje. Peter nie żyje, a mi już nic nie zagraża.
     Nawet nie wiem jakim cudem znów pojawiłam się w zamku, zapewne to Lana postanowiła robić za moją przewodniczkę, bo gdy w końcu udaje mi się powrócić myślami do otaczającego mnie świata, moja siostra prowadzi mnie przez korytarze zamkowe do tylko jej znanego celu.
    Tym miejscem okazuje się być pokój Jasona, co odbieram ze spokojem. W sumie chyba nie ma innego miejsca do którego Lana mogłaby mnie zaprowadzić. Od razu po wejściu do pokoju podchodzi do komody, po chwili wyjmując z niej podarowany przez Veronicę naszyjnik.
    Wpatruję się w niego z niepewnością. Czy to na pewno możliwe, że ta błyskotka ma mnie uchronić od jakiegokolwiek cierpienia po śmierci Petera? Ale w sumie dlaczego nie? Może Veronica naprawdę nie ma zamiaru mi zaszkodzić, i naprawdę chce uchronić mnie przed skutkami śmierci chłopaka?
    Lana podchodzi do mnie, po chwili zapinając wisiorek na mojej szyi. Obydwie patrzymy na siebie, oczekując nie wiadomo jakiej reakcji, mimo że nic się nie dzieje. A czy właściwie powinno? Nie wiemy co się dzieje, gdy jeden z przeznaczonych umiera, a   w takiej relacji nikt nie został oznaczony. Sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby pomiędzy mną a Peterem zaistniała choć iskierka uczucia, lub gdyby chłopak mnie oznaczył. Lecz między nami była jedynie czysta nienawiść, nie nawiązaliśmy żadnej nici porozumienia czy choćby przyjaźni.
- Może jednak nie działa? - sugeruje Lana, widząc brak jakiejkolwiek reakcji.
- Albo nie ma po co działać. - stwierdzam, wyrażając na głos swoje myśli. - Może między mną a Peterem nie utworzyła się żadna więź, że nie odczuwam jego straty.
- Twoja wilczyca powinna coś czuć. - podsuwa Lana. - W końcu to bardziej ona była bratnią duszą jego wilka.
     Ale moja wilczyca nie odczuwa nic. Nie czuję żadnej reakcji ze strony mojego wewnętrznego wilka, nie słyszę żadnego odzewu, co powoli zaczyna mnie przerażać. Moja wilczyca nie odzywała się od bardzo długiego czasu, a ja byłam za bardzo przejęta tym wszystkim, co działo się wokół by zwracać na to uwagę.
~~ Lucy? - mój głos w myślach jest niepewny, kiedy próbuję nawiązać rozmowę ze swoją wilczycą. Nie odzywała się od kilku tygodni, a ja kompletnie się tym nie przejmowałam, lecz teraz czuję się tak, jakby  coś mnie oddzieliło od mojej wilczej strony.
~~ Szybko sobie o mnie przypomniałaś. - głos wilczycy rozlega się w moim umyśle i jest to dla mnie jednocześnie ulga, jak i wzrastające poczucie winy. To prawda, nie powinnam tak zapominać o niej,  jednak wydarzenia które miały miejsce były dla mnie ważniejsze, niż nagłe milczenie ze strony mojej wilczycy. Już kiedyś się to wydarzyło, mimo że nie trwało przez tak długi czas.
     Lana widząc moją minę chyba domyśliła się, że udało mi się nawiązać rozmowę z moją wilczycą. Już mam zamiar odezwać się do siostry, ale rozlega się pukanie do drzwi, przez co nasze spojrzenia kierują się w ich stronę. Kto to może być i dlaczego puka? Jason przecież nie pukałby do swojej własnej sypialni, a wątpię by ktoś jeszcze domyślił się dokąd szłyśmy.
     Widząc brak reakcji z mojej strony moja siostra przewraca oczami, po czym otwiera drzwi. Jednak widząc stojącego za nimi Thomasa, i to w dodatku w towarzystwie Clarka, który mignął mi tuż za postacią brata, zamierza ponownie je zamknąć, ale przeszkadza jej w tym stopa chłopaka blokująca drzwi.
- Lana, nie zachowuj się jak dziecko. - odzywa się Thomas. - Chcę pogadać.
- A kto powiedział, że ja chcę gadać z tobą? - pyta dziewczyna.
- Nie rozumiem, o co się złościsz. - stwierdza chłopak. - Przecież nie zrobiłem nic złego.
- A tak w ogóle, to co się stało? - wtrącam nie rozumiejąc konfliktu rodzeństwa. Lana jest zła o coś na Thomasa, ten próbuje jej to wyjaśnić, i najwyraźniej to o to chodziło Jasonowi, gdy stwierdził, że będzie nam się z czegoś tłumaczył.
   Zza drzwi dobiega śmiech Clarka oraz westchnięcie Thomasa.
- Nie powiedziała ci? - pyta Thomas.
- Jakby ci to powiedzieć, nie miałam kiedy. - stwierdza sarkastycznie Lana.
- Co wy znowu odstawiacie? - tym razem słychać głos Jasona, który musiał wrócić z gabinetu ojca.
- Próbujemy wyjaśnić małe nieporozumienie. - odpowiada Clark, a w jego głosie słychać rozbawienie.
- Jasne, małe. - kpi Jason, najwyraźniej podchodząc do drzwi. - Lana, otwórz. A ty Clark chociaż przy mnie nie macaj Thomasa.
     Słysząc ostatnie zdanie chłopaka otwieram szeroko oczy, rozumiejąc ich sens.  Zaczynam rozumieć do czego mogło zajść pomiędzy Clarkiem a Thomasem, i że prawdopodobnie Lana była tego świadkiem. Ale dlaczego dziewczyna jest zła na chłopaka, tego już nie potrafię zrozumieć.
      Lana w końcu odpuszcza i pozwala, by cała trójka chłopaków weszła do pokoju. Na ustach Clarka gości zadowolony uśmieszek, a gdy spogląda na Thomasa, ten odwraca od niego wzrok, lecz jego policzki pokrywają się większym rumieńcem.
- Dobra. - odzywa się pierwszy Jason. - Sądzę, że zanim zaczniemy dyskusję na temat tego, co między wami zaszło, mogę przekazać wam co uzgodnili ojciec i Veronica.
- Nie powinny być też przy tym Rozell i Klara? - pyta Thomas.
- Zdążą się o wszystkim dowiedzieć. - stwierdza chłopak. - Więc tak, Veronica na początku stwierdziła, że ona z tą wojną nie miała nic wspólnego, a to, że zgodziła się wspomóc Petera, tłumaczyła propozycją paktu ze strony chłopaka. Nie chciała powiedzieć, co otrzymała w ramach tego paktu. Musiało to nie być nic wartościowego, bo sama powiedziała, że gdyby nasza strona zaproponowałaby jej coś lepszego, byłaby gotowa zdradzić Petera i przejść na naszą stronę.
- Typowa czarownica... - wtrąca Clark.
- Do tego by zamordować Petera, zmusiło ją też to, że zaczął traktować ją jak swoją partnerkę, a nie sojuszniczkę w wojnie. - Jason na moment przerywa, by spojrzeć na mnie, ale nie reaguję jakoś emocjonalnie, więc kontynuuje. - Miała dość tego, że chciał stworzyć z nią coś w rodzaju związku, więc stwierdziła, że najkorzystniej dla wszystkich będzie, jeśli to ona go zabije.
- I zrobiła to. - stwierdza Clark. - Zabiła go, bo on zaczął coś do niej czuć.
- Ale to jeszcze nie wszystko. - mówi Jason, spoglądając po twarzach obecnych, by na koniec popatrzeć na mnie. - Veronica jest z nim w ciąży.
     Po tych słowach zapada cisza. Każdy patrzy na twarze obecnych, jednak największą uwagę zwracają na mnie, w końcu to ja byłam przeznaczoną zamordowanego. A ja jedynie co czuję, to zaskoczenie. Nie czuję żadnej zazdrości czy złości, jestem jedynie zaskoczona tym, że ktokolwiek był gotów zbliżyć się aż tak do Petera.
- Cóż, więc miejmy nadzieję, że ich dziecko nie wyrośnie na takiego potwora jak jego ojciec. - odzywam się gorzko, widząc, że tego po mnie oczekują.
      Jason siada obok mnie i obejmuje mnie ramieniem, chcąc pokazać, że mam jego wsparcie. Ale nie czuję się źle z tą informacją. Nie darzyłam Petera żadnym uczuciem, toteż wiadomość, że będzie miał dziecko z inną nie robi na mnie większego wrażenia. A z resztą, przecież ja też znajduję się w takiej samej sytuacji.
- Dobra, skoro więc każdy już wie, jak stoi sytuacja z Veronicą, chciałbym wyjaśnić inną sprawę. - stwierdza Jason, patrząc na Thomasa i Clarka. - Czy wasza dwójka może wyjaśnić nam, do czego między wami doszło?

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz