Thomas:
Katrina,Jason i Lana zniknęli za zakrętem. Naprawdę mam nadzieję, że już więcej nic się nie stanie. Ostatnimi czasy tragedia goniła tragedię, próbując wygrać w wyścigu o to, która przyniesie gorsze wiadomości lub skutki.
-Cóż... Nie przyjęła tego spokojnie. - stwierdza Rozell.
-A czego się spodziewałaś? - pyta Clark. - Wpadłaś tutaj, i od razu wyleciałaś z tym, że nie mogliśmy nic zrobić, by zapobiec śmierci Vanessy. A nawet nie zdążyliśmy jej o tym powiedzieć.
-Ej, nie obwiniaj mnie, jasne? - zaczyna się bronić Rozell. - Skąd mogłam wiedzieć co się stało? Do głowy mi nie przyszło,że mały zmarł, sądziłam, że dopiero co jej powiedzieliście o śmierci Vanessy.
-Może było warto to przemyśleć, a nie wyskakiwać z tym na samym wejściu? - sugeruje Clark.
-Może warto było dać mi jakiś znak, że stało się coś innego? - odgryza się Rozell.
-A może warto było pierwsze zorientować się w sytuacji? - oponuje Clark.
Wzdycham. Tak, to chyba najlepsze podsumowanie tej nocy. Ale naprawdę nie mam ochoty wysłuchiwać kłótni tych dwoje. Odkąd pojawiłem się na zamku, zauważyłem, że tych dwoje darzy się nawzajem uczuciami, do których za bardzo nie chcą się przyznać. Potrafią się jedynie kłócić, jeszcze nie widziałem, by ci dwoje rozmawiali ze sobą bez jakikolwiek potyczek słownych.
-W każdym razie, nie mam ochoty się z tobą kłócić. - stwierdza Rozell. - Idę poszukać mamy i siostry.
Dziewczyna zakończyła sprzeczkę, oddalając się od nas.
-Naprawdę, nie rozumiem kobiet. - Clark odzywa się, jednak mówi to chyba bardziej do siebie, wciąż patrząc na odchodzącą Rozell, dopóki nie zniknęła w następnym korytarzu.
-Może dlatego tak trudno jest ci się z jakąś związać? - sugeruję. Nie rozumiem już jego postępowania, a z tego co zdążyłem zauważyć, nie potrafi on nawiązać dłuższych relacji z jedną kobietą.
-Albo powinienem startować do mężczyzn. - Clark śmieje się, jednak wzrok ma zamyślony.
-Cóż, nie ma zamiaru robić za twoje sumienie w sprawach sercowych. - stwierdzam, mając nadzieję, że chłopak zakończy swoje wywody na temat podrywania swojej płci. Ja za to wciąż pamiętam o śmierci brata, o tym, że nie zdążyłem sprowadzić dla niego pomocy. Gdy zmarł nasz ojciec obiecałem sobie, że będę się opiekował swoją rodziną, że nic więcej im się nie stanie. Jednak nie dałem rady wypełnić tej obietnicy. Nasza matka załamała się po śmierci męża, przez co nie poświęcała nam wystarczająco uwagi. Zamknęła się w sobie, przez co wraz z Katriną musieliśmy sami zająć się domem i rodzeństwem, musieliśmy nauczyć się wykonywać podstawowe prace domowe.
A do tego dochodziły prace na rzecz stada. Każdy jego członek wykonywał jakieś zadanie, byle pokazać Alfie, że nie jest bezużyteczny, że nie można go porzucić na pastwę losu. Ja pomagałem w załadunku drewna, które wycinali drwale. Sam nie mogłem podjąć się tego zawodu, bo jak twierdził ich przełożony, byłem za młody. Jednak dźwiganie drewna przyniosło pewne korzyści, jakim jest większe umięśnienie.
Katrina pomagała sprzedawać na jednym ze stoisk. Jego właściciel często brał ją do pomocy w rozpakowaniu towaru, a skoro sprzedawał różnego rodzaju perfumerie, dziewczyna pomagała klientom w wyborze zakupu. Wiem, że mojej siostrze nawet podobało się to zajęcie. Dzięki temu mogła lepiej nawiązać kontakty z innymi ludźmi.
Wzdycham, zdając sobie sprawę, że czasy, w których martwiliśmy się jedynie o to, czy na pewno będzie starczyć pieniędzy na życie, już dawno minęły. Teraz musimy martwić się jedynie o to, czy przeżyjemy. Pomimo że jesteśmy tutaj bezpieczni. A w każdym razie mam taką nadzieję.
-Thomas. - z rozmyśleń wyrywa mnie głos Clarka. - Thomas! Słuchasz mnie?!
-Mówiłeś coś? - pytam, skupiając na nic swój wzrok.
-Powiedziałem, że nie powinieneś się tym zadręczać. - odpowiada mi. - Czasami obwinianie się może doprowadzić do naprawdę koszmarnych czynów. Wiem to z własnego doświadczenia...
-Nie zamierzam się na przecież na nikim mścić. - stwierdzam, przypominając sobie co też wyczyniał Clark. Mimo wszystko plotki rozchodzą się dość szybko między innymi rasami, a zwłaszcza te gorsze.
-Mam nadzieję. - odpowiada mi, patrząc na mnie zamyślony.
-Chociaż... - znów zaczynam. - To boli. Ta nie moc. Brian miał możliwość przeżycia, jednak z jakiegoś dziwnego powodu nie zdążyliśmy sprowadzić dla niego pomocy. Miałem nadzieję... Zapewne każdy miał nadzieję, że uda się sprowadzić ratunek na czas. Jednak Peter zakpił z nas, trując go czymś, co jedynie przyspieszyło jego koniec.
-Zakpił? - Clark powtarza po mnie. - Ten powalony pies jest po prostu mordercą. Mordercą. Twierdzi, że mści się w zamian za morderstwo swoich rodziców, ale ile to może trwać? W dodatku on zamordował dzieci. Thomas, on ma po prostu coś z głową, i nic nie może tego zmienić.
-Dobrze, ale dlaczego robi to tak długo? - pytam. - On ma osiemnaście lat, i jest przywódcą stada. Chyba powinien wziąć to pod uwagę, i zachowywać się dojrzalej.
Clark wzdycha.
-A tego to nawet ja nie rozumiem. - mówi.
Chłopak przygląda mi się i zastanawia się nad czymś. Wiem, że ma rację. To Peter rozpoczął ten ciąg zemst, które z jakiegoś powodu dotknęły również i moją rodzinę. A to tylko dlatego, że postawiła mu się jego własna przeznaczona, a moja siostra. Zawsze sądziłem, że Katrina spotka swojego mate, który będzie ją kochał, chronił i opiekował się nią. Peter jednak okazał się zupełnie inny. Mam nadzieję, że jeśli Lana spotka swojego mate, nie będzie on taki jak nasz Alfa, bo inaczej nie pożyje długo.
-Clark. - odzywam się, chcąc zwrócić jego uwagę. - Napiłbym się czegoś.
Cóż, może to nie jest najlepszy sposób na odreagowanie, ale potrzebuje jakoś ugasić uczucia i emocje kłębiące się we mnie. A alkohol wydaje się do tego odpowiedni.
CZYTASZ
Przeznaczona Alfie ✓
FantasiaKatrina jest wilkołakiem. Żyje w świecie, gdzie istnieją najróżniejsze istoty, od syren, po niespotykane dajmony. Stara się sumiennie wykonywać swoje zadania w stadzie. Co jeśli spotka swojego mate? Czy wszystko ułoży się po jej myśli? Czy przez sp...