Rozdział siedemdziesiąty

588 18 0
                                    

Katrina:
    Po kilku godzinach król Marcus poprosił wszystkich o spotkanie w jednej z sal. Wpatruję się ze znudzeniem w błat stołu, oczekując przedstawienia tego, co postanowiło dwoje władców. Brakuje jedynie Thomasa i Clarka, którego nikt nie widział od  czasu gdy pokłócił się z bratem. Przypuszczam, że Thomas prawdopodobnie poszedł go uspokoić, bo widać było, że chłopak nie był w najlepszym stanie podczas tej rozmowy.
   Panuje cisza, jedna osoba patrzy na drugą, jakby oczekując, że ktoś w końcu zapyta o co chodzi, mimo że nikt tego nie robi. Po drugiej stronie stołu równie znudzona Rozell jeździ paznokciem po drewnianym blacie, a gdy wyczuwa moje spojrzenie podnosi na mnie swój wzrok jednocześnie unosząc brew, ale mimo to nic nie mówi.
   W końcu ciszę przerywa otwieranie drzwi i pojawienie się wyczekiwanych chłopaków. Moją uwagę przyciągają jednak czerwone ślady na szyi mojego brata, i zapewne nie ja jedyna je zauważyłam. Ojciec Clarka wpatruje się w nich w szoku, ale nic nie mówi, nawet gdy chłopak spogląda na niego. Przez chwilę obydwoje mierzą się wzrokiem, obserwowani przez pozostałych, a Clark spogląda tak, jakby oczekiwał jakiejkolwiek reakcji na to, jednocześnie przybierając taką pozycję, jakby był w każdej chwili gotów się kłócić. Dopiero lekkie pociągnięcie przez Thomasa sprawia, że zapał wampira opada, a on sam podąża za nim by zająć puste krzesło.
    Kątem oka zauważam, że nasza matka patrzy na nich jakby z łagodnością, najwyraźniej od razu przyjmując tę wiadomość do świadomości. Wygląda na to, że pomimo tego, że zwykle myślała o moim bracie jak o kimś, kto przyprowadzi do domu dziewczynę, nie jest przeciwna temu, że prawdopodobnie zwiąże się z Clarkiem. O ile w ogóle coś z tego wyjdzie.
- Twój brat jeszcze sprawi, że Clark będzie potulny jak owieczka. - słyszę przy uchu szept Jasona, pomimo że i tak zapewne słyszała go połowa tu obecnych osób. Karcąco szturcham go nogą w tę należącą do niego, przez co on uśmiecha się do mnie szelmowsko.
- Dobrze, skoro zebraliśmy się tutaj już wszyscy, chciałbym przejść od razu do rzeczy. - odzywa się król. - Jak już wszyscy wiedzą, królowa Veronica de la Carillo zamordowała Petera Talera, czym sprawiła, że konflikt pomiędzy nami a chłopakiem został zażegnany. Królowa Veronica sama stwierdziła, że nie żywi do nas żadnej urazy, a jej współpraca z Peterem była skutkiem jedynie jej kaprysu.
   Jason prycha, widocznie nie dowierzając w zapewnienia kobiety, ale mimo to jego ojciec kontynuuje.
- Wraz z Veronicą wspólnie doszliśmy do porozumienia, oboje twierdzimy, że nie ma potrzeby kontynuować tego konfliktu między  naszymi nacjami, jeżeli nie ma co do tego żadnego powodu. Henry i Elinor również zgodzili się z nami co do podpisania pokoju.
- Co z Ami Calipo? - odzywa się do tej pory milczący Clark.
- Z kim? - pyta jego ojciec, najwyraźniej w pierwszej chwili nie kojarząc nazwiska czarownicy, ja jednak od razu wiem o co chodzi chłopakowi.
- Veronica stwierdziła, że możemy wystawić na nią wyrok osobiście. - wtrąca Jason, najwyraźniej lepiej znając informacje na ten temat. - Ami ma zostać przysłała do naszego więzienia w obstawie żołnierzy królowej i z nałożonymi czarami, całkowicie pozbywającymi ją mocy. Mamy wolną rękę co do jej wyroku.
- To... To dobrze. - tylko tyle mówi Clark, patrząc na brata, ale widać po nim ulgę po tym co usłyszał. Jakby przestała ciążyć na nim wina za śmierć siostry.
   Jason kiwa głową, przyznając mu rację. Oboje wiedzą, że to nie odkupi życia ich siostry, ale może w jakiś sposób sprawi, że ich poczucie winy w kwestii nie ochronienia Ariany pomniejszy się.
- Ale jeżeli ona zabiła Petera, to w takim razie  kto będzie opiekował się stadem? - pyta niepewnie Lana, kierując swoje pytanie do mamy.
- Martwisz się o to? - pyta z lekką kpiną Thomas. - Przecież i tak nas wyrzucono.
   I muszę mu przyznać rację, bo odkąd Peter wyrzucił mnie ze stada, a moja rodzina pojawiła się tutaj, ze mną, od tego czasu nie interesowałam się losem naszej watahy. Nie czułam się z nią jakoś specjalnie związana ani nie odczuwałam za nią odpowiedzialności jako Luna, toteż zbytnio nie przejmuję się jej losem.
   Lana kieruje wzrok na matkę, licząc, że będzie potrafiła udzielić jej odpowiedzi, ale nawet ja dostrzegam, że nasza rodzicielka nie ma pojęcia gdzie teraz będziemy mieszkać.
- Moglibyście zamieszkać z nami w Darville. - proponuje nagle matka Rozell, a gdy słyszę nazwę miasta zamieszkiwanego w większości przez ludzi, pod kierownictwem ojca Rozell, przed oczami staje mi ogromna odległość od tego miejsca, od Jasona. Od razu więc wiem, że ta opcja jest dla mnie niedopuszczalna.
    I zapewne on myśli tak samo, bo czuję jak ramię Jasona obejmuje mnie w pasie, jakby nie chciał mnie nigdzie puścić, mimo że w tym momencie nigdzie się nie wybieram. Podchwytuję jego wzrok, w którym dostrzegam lęk o to, że to może się zdarzyć naprawdę, przez co będziemy zbyt daleko do siebie. Ale coś mi mówi, że przecież ta propozycja nie może dojść do skutku.
   Na moment moje spojrzenie krzyżuje się z tym należącym do Clarka, i od razu można dostrzec, że chłopak jest wzburzony i przeciwny tej opcji tak samo jak ja. Najwidoczniej pomimo tego, że nie znają się z Thomasem zbyt dobrze i nawet nie wiadomo, czy z tej relacji może coś wyjść, on nawet nie wyobraża sobie, że Thomas miałby wyjechać tak daleko od niego.
    Kieruję swój wzrok na mamę, która wyraźnie zastanawia się nad tą opcją. Jaka jest szansa, że mogłabym ją przekonać do pozostania tutaj? Zwłaszcza, że nawet nie wiadomo jakie zdanie ma na ten temat król Marcus.
   Dopiero gdy spoglądam na mężczyznę zauważam, że i on patrzy na mnie. Przez chwilę oboje patrzymy na siebie, a przez moje myśli przelatuje milion próśb, by zaproponował coś innego, by znalazł sposób, żebym nie musiała wyjechać od Jasona, mimo że doskonale wiem, że jego ojciec nie ma tu zbyt wiele do powiedzenia i decyzja należeć będzie do mamy.
- Jeżeli nie ma Pani na razie żadnych pomysłów, mogłaby Pani na razie zostać  tutaj. - słowa mężczyzny wywołują szok na twarzy mamy, a ja czuję, jak moje serce przyśpiesza rytm, gdy oczekuję na reakcję matki. - Nie mówię, że miałaby Pani zamieszkać tutaj na stałe, jeżeli nie odpowiada to Pani. Proponuję zatem, żebyście zostali tutaj tak długo, jak to będziecie uważali za odpowiednie.
    Mama patrzy na mężczyznę w szoku, najwyraźniej zamierzając protestować, bo wyraźnie widzę, że ta opcja również wygląda  dla niej jak wciskanie się na siłę, jednak zanim zdąży się odezwać, mężczyzna dodaje jeszcze:
- A z resztą, sądzę, że w niedalekiej przyszłości możemy spodziewać się małżeństwa między naszymi rodzinami. Nie sądzi Pani, że może lepiej byłoby na razie zostać tutaj?
- Jakiego małżeństwa? - wtrąca Rozell, zwracając uwagę na jego słowa.
- Małżeństwa Katriny i Jasona, a kogo niby? -  odzywa się jej matka.
    Chłopak spogląda na ojca z szeroko otwartymi oczami z szoku, a ja czuję jak mój żołądek zaciska się, jednocześnie modląc się by nie wywołało to u mnie mdłości. Chyba nawet zbladłam z szoku, bo Lana spogląda na mnie zaniepokojona. Clark śmieje się widząc nasze reakcje.
     Nie rozmawialiśmy o tym, czy chcielibyśmy się pobrać. W ostatnim czasie działo się zbyt wiele by którekolwiek z nas pomyślał o sformalizowaniu naszego związku. Ale teraz, kiedy spór z Peterem może odejść w zapomnienie, chyba powinniśmy zacząć o tym myśleć. A w każdym razie powinnyśmy się z tym pośpieszyć, zanim moja ciąża będzie całkowicie widoczna.
- Moglibyśmy na razie nie rozmawiać o tym? - pyta Jason, wyraźnie speszony tym tematem. Odwraca wzrok, gdy tylko spoglądam na niego, czym ponownie wywołuje śmiech u Clarka, który najwyraźniej nas obserwuje.
- Chyba w końcu nadejdzie ten dzień, kiedy się pobierzecie prawda? - Clark ciągnie temat, chcąc jedynie bardziej podenerwować brata, na dodatek uśmiechając się w stronę Jasona szelmowsko.
- Clark... - Thomas zwraca mu uwagę, najwyraźniej próbując go uciszyć, ale sprawia jedynie, że wampir uśmiecha się do niego. Nie odzywa się już jednak więcej, poświęcając swoją uwagę Thomasowi.
   No proszę. Może jednak Jason ma rację, twierdząc, że mój brat sprawi, że zachowanie Clarka ulegnie zmianie? Chłopak jest chyba na dobrej drodze, bo cokolwiek między nimi zaszło, wampir wpatruje się w mojego brata z maślanymi oczyma, jakby był gotów zrobić dla niego wszystko.
- Wychodzi na to, że ten konflikt jest już za nami. - odzywa się matka Rozell, zmieniając temat. Spomiędzy jej położonych na stole dłoni wystaje łepek szarej myszy, która przez chwilę przygląda się zebranym tutaj osobom, po czym znów znika wśród materiału jej ubrania. - W każdym razie, chyba nie trzeba oczekiwać jakiegoś ataku ze strony stada, prawda?
- Nie. - odzywa się król Marcus. - Veronica wspominała, że pomimo tego, że teraz stado pozostało bez przywódcy, nikt chyba nie czuje takiej potrzeby, by ruszać do walki z kimkolwiek. Podejrzewam nawet, że część mieszkańców nie wiedziało nawet o konflikcie Petera. Teraz będą musieli wybrać Alfę stada na ich warunkach.
    I mimo że nie zdarzyło się to jeszcze w ciągu mojego życia, wiem jak przebiega ten proces. Jeżeli poprzedni Alfa stada ginie, władzę przejmuje jego dziecko, jeżeli również jest Alfą. Tak stało się w przypadku gdy zginęli rodzice Petera, chłopak przejął władzę, gdy tylko osiągnął odpowiedni wiek. Jednak w sytuacji, gdy panujący Alfa nie zostawił po sobie potomka czy nie wybrał następcy, o władzę w stadzie walczą Alfy, którzy chcą ją przejąć. I myśląc walczą, mam na myśli prawdziwą walkę. Wilki toczą między sobą walkę, do momentu aż nie pozostanie jedynie jedna, żyjąca osoba. Osoba, która przejmuje władzę.
- Sądzę, że wszystko zostało już wyjaśnione. - ponownie zabiera głos mężczyzna. Posyła mamie współczujące spojrzenie, po czym dodaje. - I sądzę, nawet, że pomimo tego, czego dokonał ten chłopak, powinniśmy chociaż cieszyć się z tego, że nie zginęło więcej naszych bliskich.
   Jedyną reakcją jest prychnięcie Jasona, który najwidoczniej nie zgadza się ze słowami ojca, ale mimo to nic nie mówi. Powoli wszyscy wstajemy i kierujemy się do wyjścia, po chwili jednak ciszę przerywa głos króla:
- Clark? Możemy porozmawiać?
   Chłopak spogląda na ojca takim wzrokiem, jakby ten miałby mu coś zrobić. Widzę, jak łapie dłoń mojego brata, jakby szukając wsparcia ale Thomas jedynie popycha go w stronę mężczyzny.
- W końcu będzie musiało dojść do tej rozmowy. - stwierdza delikatnie.
    Clark spogląda na niego, spanikowany, jednak po chwili głośno przełyka ślinę, decydując się jednak stawić jej czoła.
    Zostawiamy ich samych, Thomas wychodzi ostatni, posyłając jeszcze wampirowi uśmiech pełen wsparcia. Po chwili jednak staje przed swoją rodziną; mama patrzy na niego z tym dobrotliwym uśmiechem, którym obdarowywała naszych przyjaciół, gdy nas odwiedzali. Ale mimo to, widząc minę Lany, chyba zdaje sobie sprawę, że będzie musiał nam to wszystko wyjaśnić.

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz