Rozdział dwudziesty pierwszy

3.7K 169 3
                                    

Katrina:
Siedzę w gabinecie ojca Jasona i Clarka. Cała trójka planuje podróż na terytorium czarownic, by tam poprosić tą znajomą Jasona by uzdrowiła Arianę. Według mnie, cały plan legnie w gruzach, czarownice nas nie wysłuchają i w dodatku wtrącą do lochu. Jednak ani Jason, ani Clark nie popierają moich obaw, i co rusz proponują coraz to wymyślne opcje jak wyprosić królową czarownic o pomoc.
-Moglibyśmy zaproponować im, że oddamy im pewną liczbę ludzi...-sugeruje Clark. Jason spogląda na niego dziwnie.
-Czyli chcesz zasugerować im jedynie przyjemność seksualną za uzdrowienie Ariany? -pyta ich ojciec.- Tak nisko cenisz życie swojej siostry?
-Tak tylko sugeruje...-mruczy Clark.
-To musi być coś, czym żadna czarownica nie pogardzi, coś na czym może im bardzo zależeć.-stwierdza Jason.
-Klejnoty? -proponuje.
-Hm...-zamyśla się ich ojciec. -To dobry pomysł. Czarownice uwielbiają błyskotki.
-Katrina nam pomoże w wyborze! -proponuje Jason.
-Co?! -pytam zaskoczona.
-A czy ktoś może znać się lepiej na błyskotkach niż kobieta? -stwierdza.
Nie odpowiadam. W pewnym sensie ma racje.
-Dobrze, wybierzecie odpowiednią biżuterię, i wyruszycie jeszcze dziś.-stwierdza ich ojciec. -Jason,ale przed tym załatw Katrinie jakieś ubranie.
-Dlaczego? -pyta. -Ma przecież moją koszulę.
-Jason, naprawdę? -pyta Clark.
-Nie może tam jechać w samej koszuli. Jak to będzie wyglądać? -mówi król.
-Eh...dobrze...-mruczy Jason.
-Jak daleko stąd jest ich terytorium? -pytam, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej i zmienić temat.
-To jakiś dzień drogi stąd na wschód. -odpowiada mi. -Droga jest całkiem znośna, ale często zdarza się że wiedźmy rzucają na te tereny zaklęcia zwodzące. Nie często udaje się odnaleźć właściwą drogę.
Zaniemówiłam. Nie mam pojęcia jak czarownice odnoszą się do innych istot, ale nie spodziewałam się takich zagrywek.
-Musicie zorganizować prowiant, oraz broń. -stwierdza król. - Nie wiadomo co możecie spotkać po drodze.
Po obgadaniu jeszcze paru spraw ja, Jason i Clark opuszczamy pomieszczenie. Jason prowadzi mnie gdzieś, by po chwili wejść do jakiegoś pomieszczenia. Rozglądam się wokół. Na moje oko znajduje się tu garderoba. Pełno tutaj ubrań, zarówno męskich jak i damskich.
-Nic na to nie poradzę, ale musimy znaleźć ci inne ubranie.-stwierdza.
Nic nie mówię. Zabrzmiało to tak, jakby on chciał żebym chodziła tylko w jego koszuli...
Jason zaczyna przeszukiwać znajdujące się tam rzeczy, a ja po chwili zaczynam robić to samo. Pełno koszul, koszulek, spodni, spódnic, sukienek...gdzieniegdzie są nawet buty...
Po chwili znajduje czarne spodnie z ciepłego materiału. Przykładam je do swoich bioder, sprawdzając czy byłyby dobre.
-Do mojej koszuli pasowałyby idealnie. -słyszę komentarz Jasona.
Spoglądam na niego karcąco, ale nadal mierze spodnie. Po chwili przymierzam je. Pasują idealnie.
Po chwili zaczynam poszukiwania jakiejś koszulki. Widząc że przeszukuje górne części garderoby, Jason nie wytrzymuje i odzywa się:
-Ja serio mówiłem z tym że masz moją koszulę.
-I chcesz by twoja narzeczona zrobiła kolejną aferę że chodzę w twoich ubraniach? -pytam szukając dalej.
-Ona niedługo nie będzie moją narzeczoną...-słyszę.
Spoglądam na niego zaskoczona, a on po chwili zbliża się do mnie i złącza nasze usta w pocałunku. Od razu oddaje pocałunek, otaczając jego szyję ramionami. Niestety, ta piękna chwila zostaje nam przerwana, bo po chwili drzwi otwierają się i słyszymy głos Clarka.
-Ile można szukać ubra...-milknie widząc w jakiej sytuacji nas zastał. -Jason, jesteś aż tak napalony że nie możesz się powstrzymać i bierzesz ją w garderobie?
-Tak.-stwierdza jego brat, po czym przytula mnie. Ja za to zawstydzona chowam twarz w jego koszuli.
-Konie są już przygotowane, broń i prowiant również.-słyszę Clarka. -Ale wy chyba jeszcze nie.
-Zaraz tam wyjdziemy. -odpowiada Jason.
Clark opuszcza pomieszczenie. Ja odsuwam się od Jasona, i spoglądam na niego uparcie.
-Idziemy.-mówi, po czym oboje również wychodzimy. Idziemy na dziedziniec, gdzie spostrzegam troje osiodłanych koni.
-Umiesz jeździć konno? -pyta Clark poprawiając torbę przy swoim koniu.
-Trochę. -odpowiadam.
-Musisz zapanować nad zwierzęciem.-stwierdza. -Ojciec postanowił sam wybrać zapłatę, prosił tylko byś rzuciła na to okiem.-podaje mi jakąś sakiewkę.
Otwieram ją i widzę mnóstwo złotych wisiorków, diamentów, i innych szlachetnych kamieni.
-Spodobają się? -pyta Clark.
-Tak...-stwierdzam, po czym oddaje mu sakiewkę. Po chwili dosiadamy koni i wyruszamy w drogę.

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz