Rozdział czterdziesty dziewiąty

1.1K 56 1
                                    

Clark:
Thomas prowadzi nas w stronę miasta, wychodząc spomiędzy drzew. Chłopak kieruje się w stronę jednego z domostw, położonych na uboczu. Gdy znajdujemy się pod drzwiami, rozgląda się wokół, jakby oczekiwał, że ktoś nas widzi. Zauważam, że Rozell kręci głową, jakby w to nie dowierzając. Zbliża się do wejścia, po czym puka.
Po chwili drzwi otwierają się, a w nich stoi młoda kobieta w cienkiej halce. Mimowolnie skanuje ją wzrokiem. Kręcone, blond włosy ma roztrzepane wokół głowy, patrzy na nas zaspanym wzrokiem.
-Czego? -pyta niezadowolona.
-Elina Korista? - pytam. - Kiedyś się spotkaliśmy, Clark de Harrs.
-Oh, książę Clark. - jej ton staje się bardziej przyjazny, zapewne przypominając sobie moją osobę. - Dawno mnie nie odwiedzałeś.
Kątem oka widzę, że Thomas i Rozell posyłają sobie znaczące spojrzenia. A niech sobie myślą, co chcą, ja im się nie będę tłumaczył.
-Cóż, nie miałem ku temu okazji. -odpowiadam, chcąc zakończyć ten temat. -Potrzebujemy twojej pomocy.
-Wchodźcie. -mówi kobieta, po czym wszyscy troje wchodzimy do jej domu. Elina prowadzi nas do salonu, po drodze zapalając światło.
-Chłopcze, wydajesz mi się znajomy. -stwierdza, podchodząc do Thomasa. Staram się powstrzymać chytry uśmieszek. Elina wykorzystuje swoje atuty do flirtowania z każdym. -Czy nie spotkaliśmy się już wcześniej?
-Nie sądzę. -odpowiada Thomas jakby speszony jej zachowaniem.
-Szkoda...-stwierdza Elina. - Więc, jak mogę wam pomóc?
-Mój młodszy brat został otruty pietrunką maligniową. -odpowiada Thomas, niepewnie. - Chciałbym cię prosić o pomoc przy jego uzdrowieniu.
-Pietrunka maligniowa, tak? -pyta. - Chwileczkę.
Elina kieruje się do kuchni, kręcąc przy tym biodrami, na którym przez chwilę zawieszam wzrok.
-A jeśli nam nie pomoże? -pyta Rozell.
-To ją zmusimy, choćby siłą. -stwierdzam. Pomimo że jak na razie nie dopuszczam takiej możliwości.
Po chwili kobieta wraca z jakimś zawiniątkiem.
-Nie jestem pewna czy to pomoże w stu procentach. -stwierdza. -Musiałabym go osobiście zobaczyć.
Spoglądamy na siebie niezdecydowani. Pomimo że zdarza mi się flirtować z czarownicami, nie za bardzo im ufam. Nie po tym do czego doszło z mojego przelotnego romansu z Ami. Jednak bez pomocy Eliny życie brata Thomasa i Katriny jest zagrożone. Nie jest wiadome ile zatrucie pietrunką będzie się utrzymywać, i czy w ogóle odejdzie.
Thomas chyba zauważył moje powątpienie, bo przygląda mi się zamyślony. Jednak nie wie czym jest spowodowane. Sądzę, że on zgodziłby się na wszystko, byle tylko ratować Briana. Ja też, jeśli miałbym drugą szansę, nie romansował bym z Ami, jeśli to by uratowało Arianę.
-Chyba możemy zaryzykować. -stwierdza Rozell. -Inaczej on i tak umrze, tak Clark?
Przez chwilę nic nie mówię. Rozell ma rację, przez moje osobiste uprzedzenia z Brianem może się pogorszyć.
-Tak. -zgadzam się po chwili.
-Dajcie mi się ubrać, i mogę jechać z wami. -prosi Elina.
Po chwili znika w korytarzu. Gdy wraca, jest już ubrana, niosąc niewielką torebkę. Kieruje się do kuchni, i mogę zauważyć, że pakuje parę buteleczek i ziół.
-Skoro trafiła się okazja, by odwiedzić królewski dwór wampirów, to przekaże twojemu ojcu pewne informacje. -zwraca się do mnie. -Które na pewno przydadzą się w związku z tą wojną.
Patrzę się na nią zdziwiony, jednak nic nie mówię. Zastanawiam się jednak o co może jej chodzić. Wątpię żeby miała tak dobre wtyki, by mogła dowiedzieć się co knują Veronica i Peter.
Po chwili wychodzimy z jej domu, a widok który tam widzimy, jest dla nas zaskoczeniem.
Przed nami stoi Peter wraz z kilkoma obcymi wilkami, które warczą groźnie w naszą stronę.
-No, no, Clark. -odzywa się Alfa. - Sądziłeś, że możesz tak po prostu wejść tutaj, wyprowadzić jedną z czarownic, i w dodatku pozostać niezauważonym? Chyba się przeliczyłeś.
Zaciskam dłonie w pięści. Tego się nie spodziewaliśmy. Sądziłem, że wszyscy, z tym psem na czele, będą spać.
Nie miałem czasu mu odpowiedzieć, gdy nagle jeden z wilków rzucił się na mnie. Zapewne przegryzłby mi tętnicę, gdyby nie został odparty przez jasnobrązowego wilka. Zwierzę rzuca się na wroga, gryząc go w szyję i drapiąc po ciele.
Zdążyłem zauważyć nieobecność Thomasa, więc to zapewne on uratował mi życie. Postanowiłem nie pozostać biernym, odpychając atak na Rozell i Elinę.

Rozell:
Było to dla nas zaskoczeniem. W jednej chwili wychodzimy z domu Eliny, a w drugiej Clark i Thomas już walczą z tymi przerośniętymi psami. Z wielką chęcią pomogłabym w walce.
~Nawet nie próbuj się w to mieszać! -odzywa się Lymon.
Jak zwykle powstrzymuje mnie przed największą zabawą.
Spoglądam na Elinę. Dziewczyna patrzy się na walczących w szoku. Chyba nie sądziła, że Peter wypuści nas tak łatwo.
-Rozell, zabierz ją stąd! -krzyczy Clark, próbując złamać kark jednemu z wilków.
Robię to w mgnieniu oka. Ciągnę ją za rękę, pilnując by przy okazji nie zostawić mojego dajmona. Tygrys przy okazji atakuje pazurami wilka, który próbował mnie ugryźć. Czuje, że coś spływa mi po kostce, chyba oberwał.
Bięgnę dalej, co chwila oglądając się za siebie. Widzę, że Elina również się rozgląda, jednak nic ani nikt nas nie goni.
Po chwili zatrzymujemy się pod ścianą jednego z budynków.
-To było straszne. -odzywa się cicho Elina.
Spoglądam na nią, jednak nie odzywam się. Wydaje mi się trochę dziwna. Najpierw flirtowała z Clarkiem, a teraz zachowuje się jakby pierwszy raz widzała walkę na oczy. Wiem, że nie powinnam jej oceniać, jednak chodzą plotki, że czarownice to zaprawione w boju przebiegłe wojowniczki. Elina jednak nie wygląda na taką.
Nagle drzwi domu otwierają się, a z nich wygląda nastoletnia blondynka.
-Katrina? -pyta cicho. - To ty?

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz