Katrina:
Zbudziłam się nagle, w pierwszej chwili nie kontaktując, gdzie się znajduję. Wciąż widzę w myślach obraz koszmaru, który męczył mnie podczas snu i choćbym nie wiadomo jak mocno próbowała, nadal widzę Petera znęcającego się nad moją rodziną, grożącego mi, że jeśli do niego nie wrócę, spotka ich ogromna krzywda.
Staram się uspokoić oddech, który przyśpieszył w reakcji na tę wizję. Bo przecież to nie mogło się spełnić. Moja rodzina jest tu bezpieczna, a Peter już i tak doprowadził prawie że do mojego załamania, mordując moją przyjaciółkę i trując brata. Nie może już zrobić nic, by mi zagrozić.
Spoglądam na Lanę, która śpi obok mnie. Moja siostra zapewne również nie czuje się najlepiej, w końcu była najbliżej z Brianem. Jednak sen jej się przyda.
Rozglądam się po pokoju, by następnie stwierdzić, że Jasona tutaj nie ma. W pierwszej chwili przychodzi mi na myśl, że może poszedł do swojego ojca, ale nie bardzo wiem, po co miałby to robić. Jeżeli mężczyzna w jakiś sposób pomoże mojej mamie uporać się z żałobą, naprawdę będę mu dozgonnie wdzięczna.
Wzdycham, czując, że mimo przespania kilku godzin nadal odczuwam zdenerwowanie tym, co się wydarzyło. Nie jest mi łatwo pogodzić się ze stratą, czuję się tak, jakby nadal napędzało mnie wyczekiwanie na Thomasa i resztę. Jednak przecież to już nic nie da. Już tutaj dotarli, ale za późno.
Siłą podnoszę się z łóżka, jednocześnie czując, że mam ochotę w nim pozostać. Jednak wiem, że powinnam się ogarnąć. Nie mogę całe dnie przeleżeć jak chora, bo prędzej czy później doprowadzę się do takiego stanu, w jakim jest moja mama.
Ale gdy tylko o tym myślę, robi mi się głupio z tego powodu. Moją mamę wykończyła ciągła tęsknota za jej mężem, a moim ojcem. Nie potrafi poradzić sobie z jego stratą, coraz bardziej pogrążając się w tęsknocie i żałobie po nim. To dlatego doprowadziła się do tego stanu.
Wstaję, kierując się do łazienki. Nagle jednak przyśpieszam kroku, czując nasilające się mdłości. Cudem udaje mi się zdążyć, a już po chwili zwracam zawartość żołądka do toalety, mimo że nie ma tego dużo. Kończę, biorę głęboki wdech, po czym spuszczam wodę i podchodzę do umywalki, by wypłakać usta i przemyć twarz.
Spoglądam zaspanym wzrokiem w lustro. Moje włosy są poplątane i zapewne przydałoby się im odświeżenie. Jednak nie mogę na razie tego zrobić. Czuję się jak wyrwana z rzeczywistości, nie jestem w stanie wykonywać codziennych czynności z myślą, że ledwie kilka godzin temu Brian żył, a niczego nieświadoma Vanessa spędzała spokojny wieczór w swoim domu.
Nawet nie wyobrażam sobie, jak zareagowali rodzice Vanessy. Czy gdy Peter pozbawił ją życia, usłyszeli jej krzyk i pobiegli jej na pomoc? Czy może zrobił to na ich oczach, a oni nie wiedzieli jak zareagować, bo ich córka przecież nie miałaby powodu, by podpaść Peterowi? A co jeśli nawet o tym nie wiedzieli i gdy rano wyjdą z domu, zobaczą jej zwłoki? O ile jeszcze nadal tam będą...
Potrząsam głową, starając się o tym nie myśleć. To nie jest moja wina. Nie mogłam przewidzieć tego, co się stanie, mimo że naprawdę miałam nadzieję, że nie wmieszają w to Vanessy.
- Cóż, spodziewałam cię zastać cię w gorszy stanie. - głos, z jakiegoś powodu znajomy, rozlega się za moimi plecami, a gdy odwracam się w stronę okna, naprawdę mało brakuje, bym po raz kolejny tego dnia zemdlała.
W otwartym oknie siedzi Veronica, przyglądając mi się. W pierwszej chwili nie myślę logicznie, mam ochotę udusić czarownicę, rzucam się na nią z wyciągniętymi rękami, mając w głowie jedynie to, że ta kobieta mogła pomóc zatruwać organizm Briana. Ta jednak nic sobie z tego nie robi, odpycha mnie od siebie z łatwością, sprawiając, że uderzam plecami o umywalkę.
-Proszę, proszę, zrobiłaś się całkiem waleczna od ostatniego razu. - rzuca kobieta.
- Czego tu chcesz? - pytam wprost, chcąc pominąć wysłuchiwanie tych komentarzy. - Chyba nie chcesz oglądać mojego załamania?
I choć słowa te przechodzą mi z trudem przez gardło, są szczerą prawdą. Czuję, że nie jestem w stanie zrobić niczego innego jak wciąż przeżywać ten ból, gdy dowiedziałam się o ich śmierci.
- Oh, nie. - odpowiada kobieta, a na jej ustach pojawia się delikatny uśmiech. Wredna żmija. - Mam dla ciebie propozycję.
- Propozycję? - powtarzam. - Niby jaką? Nie ma już nic, o co miałabym się martwić.
-Zapominasz, kim jestem. - mówi. - I co potrafię. A umiem naprawdę wiele. Potrafiłabym na przykład przywrócić twojego brata do życia.
Czuję, jak moje serce przyśpiesza rytm, gdy tylko kobieta kończy zdanie. Czy byłoby to możliwe? Nikt o normalnych zdolnościach nie miesza się do świata zmarłych. Ale Veronica nawet jako czarownica nie ma normalnych zdolności. Każdy wie, że jej magia jest o wiele potężniejsza od magii innych czarownic.
-Nie za darmo, oczywiście. - dodaje Veronica, trochę studząc mój zapał. - W zamian za to, musiałabyś wrócić do Petera.
Słysząc ten warunek, wciągam gwałtownie powietrze. Wrócić do Petera? Do chłopaka, który lubuje się w morderstwie i kłamstwie? Do mojego mate, który w żadnym calu nie przypominał partnera z tych typowych poglądów społeczeństwa na ten temat?
I chyba wyraz mojej twarzy dostatecznie pokazuje, co o tym myślę, bo Veronica odzywa się ponownie:
-Stado potrzebuje prawdziwej Luny, Katrino. A ja się do tego nie nadaję, choćby nie wiadomo jak mocno Peter mnie przekonywał.
-Jasne, bo ty nadajesz się jedynie do zdrad i oszustw. - głos wybrzmiewa gdzieś po lewej, a gdy obie kierujemy tam swój wzrok, dostrzegamy Lanę. - Katrino, nie zgadzaj się na nic, co ona proponuje. A ty wynoś się stąd, bo zawołam Jasona, a on już nie będzie taki litościwy.
-Przecież nawet go tutaj nie ma, dziecko. - mówi kobieta, a mimo to jej wzrok kieruje się do drugiego pokoju, by już po chwili wrócić do mnie. - Przemyśl to. Naprawdę mogłabym to zrobić. Na razie jednak chcę, byś coś ode mnie wzięła.
Sięga do zawieszonego u pasa woreczka, by po chwili wyjąć z niego jakąś maleńką paczuszkę, którą następnie wpycha mi w dłonie.
- Może ci się naprawdę przydać... Za jakiś czas. - stwierdza.
A po chwili już jej nie ma, zostawiła nas jedynie w niezłym szoku. Wciąż wpatruję się w miejsce, gdzie siedziała, nie dowierzając, że to naprawdę się zdarzyło. Lana jednak pierwsza otrząsa się, by następnie podejść do mnie i chwycić za ramiona.
-Posłuchaj mnie. - mówi. - Nie zgadzaj się na nic, co ona proponowała. Czy tego chcemy, czy nie, Brian już nie żyje. I żadna siła nie może sprawić, że znów będzie oddychał. A jej propozycja nie jest warta twojego bezpieczeństwa, nieważne jak bardzo pragnęłabyś by żył. A teraz najlepiej wyrzuć to zawiniątko przez okno, bo jeszcze okaże się, że to jakiś podsłuch, czy inne dziadostwo.
Kiwam głową, zgadzając się z jej słowami. Choć byśmy nie wiadomo jak mocno tego pragnęły, nie możemy przywrócić Brianowi życia. Musimy się pogodzić z jego stratą.
Lana wraca do pokoju, spoglądając na mnie. Ja jeszcze jednak zostaje w łazience, rozwijając wiązankę myśląc co z nią zrobić. Spomiędzy materiału wydostaję wisiorek ze średnim, brązowym oczkiem, kolorem tak podobnym do oczu Petera.
CZYTASZ
Przeznaczona Alfie ✓
FantasyKatrina jest wilkołakiem. Żyje w świecie, gdzie istnieją najróżniejsze istoty, od syren, po niespotykane dajmony. Stara się sumiennie wykonywać swoje zadania w stadzie. Co jeśli spotka swojego mate? Czy wszystko ułoży się po jej myśli? Czy przez sp...