Rozdział czterdziesty trzeci

1.9K 124 2
                                    

Katrina:
Przez kolejne kilka dni nadal planowane są postępowania na wojnie. Król wraz z ojcem Rozell próbują znaleźć wszelakie środki byle tylko w stu procentach pokonać naszych wrogów. Pomimo że znaleźli parę sposobów to wciąż chcą znaleźć taki który pokona czarownice i wilkołaki raz na zawsze.
Kiedy po kolejnej próbie testowania jakiegoś eliksiru po całym pomieszczeniu ulotnił się dym, wszyscy zebrani ewakuowali się z niego.
-Chyba przesadziliśmy z wyciągiem z krwi nimf.-stwierdza król.-Po dolaniu do wrzącej wody bywa wybuchowa.
-Ja uważam że to zbyt duża ilość płynnego srebra. -odpowiada Henry. -Musiało za bardzo się podgrzać.
Dalszej wymiany zdań nie jestem w stanie zrozumieć, ponieważ zaczął dusić mnie ogromny kaszel. Zasłaniam dłonią usta, dalej pokaszlując. Po chwili czuję jak kręci mi się w głowie. Robi mi się słabo. Po chwili tracę przytomność, czując jak czyjeś ręce chronią mnie od upadku.

Jason:
Katrina zaczęła dusić się kaszlem, a zaraz potem zemdlała. W ostatniej chwili zdążyłem uchronić ją od upadku łapiąc ją w pasie. Delikatnie ją podnoszę, nie wiedząc co się stało.
-Źle się ostatnio czuła? -pyta ojciec.
-Nie, wszystko było dobrze. -odpowiadam sprawdzając jej puls i próbując przywrócić jej świadomość. Niestety nie udaje mi się.
-Zanieś ją do pokoju. -każe ojciec. -Przekaże służbie by przygotowała jej jakieś zioła...
-Możemy wykonać parę badać. -proponuje Henry. -Mam parę rzeczy potrzebnych do tego.
-Dziękuje. -mówię po czym zanoszę nieprzytomną Katrinę do mojego pokoju. Kładę ją delikatnie na łóżku nie wiedząc co począć dalej. Po chwili do środka wchodzi służąca z filiżanką. Stawia ją na szafeczce obok łóżka po czym wychodzi. Mam nadzieję że to nic strasznego i szybko z tego wyjdzie.
Nagle do środka wchodzi starszy mężczyzna w siwym płaszczu.
-Witam. -mówi. -Jestem uzdrowicielem, pan Wałta poprosił mnie bym wykonał kilka badań. Jednak jeśli pacjentka jest nie przytomna nie mogę zrobić zbyt dużo, pozostaje mi jedynie pobrać krew do badać.
-Oczywiście, proszę bardzo. -mówię. Nie mam pojęcia co jej może być. Jako wilkołak jest odporna na wirusy i bakterie, nie może zachorować.
Mężczyzna szykuje potrzebne rzeczy, po czym podchodzi do Katriny i szuka na jej lewej ręce żyły. Gdy ją znajduje wbija w nią igłę i pobiera trochę krwi do próbówki. Po chwili nakleja jakiś plaster na rankę, chyba tylko po to by ta krew mnie nie kusiła, i wychodzi.
Po dziesięciu minutach Katrina odzyskuje przytomność. Zrywa się do siadu ponownie zaczynając kaszleć. Wzdycham z ogromną ulgą, wiedząc że nic jej nie grozi.
-Co się...co się stało? -pyta, zauważając że leży w łóżku.
-Zemdlałaś. -odpowiadam. -Musiał zaszkodzić ci ten wyciąg który sporządzali.
-Tak...na pewno...-odpowiada zamyślona. Po chwili krzywi się i łapie za głowę.
-Coś nie tak? -pytam zaniepokojony.
-Kręci mi się w głowie. -odpowiada.
-Połóż się. -mówię. Dziewczyna ponownie opada na poduszki. -Henry przysłał tu uzdrowiciela, który pobrał ci krew. Wykona kilka badań i na pewno wyjaśni się co ci jest.
Mruknęła coś w odpowiedzi, jednak po chwili zrywa się z łóżka i pośpiesznym, chwiejnym krokiem kieruje się w stronę łazienki. Po chwili słyszę jak zwraca swoją zawartość żołądka.
Zaczyna mnie to niepokoić. Może dało by się wyjaśnić to zwykłym zatruciem, ale omdlenie? Naprawdę, nie mam pojęcia co jej jest. I to już nie jest jakaś reakcja na morderczą mieszankę.
Katrina wychodzi z łazienki, wciąż idąc chwiejnym krokiem. Wraca do łóżka, opierając się plecami o zagłówek.
-Nie wiesz co mogło ci zaszkodzić? -pytam,  przyglądając się jej. Zrobiła się blada na twarzy.
-Nie mam pojęcia. -odpowiada. -Jedzenie było przecież świeże, a ostatnim dziwnym środkiem była ta trucizna.
-Wiem, ale przecież trucizna nie wywołałaby wymiotów. -odpowiadam. -To musiało być coś innego.
Oboje milkniemy, zastanawiając się co takiego mogło jej zaszkodzić. Nasze rozmyślenia zostają jednak przerwane przez pojawienie się uzdrowiciela.
-Mam dla was zaskakujące wieści. -mówi. -Jest pani w ciąży.
-Co?! -pyta zaskoczona Katrina.
Zamieram. Nawet w najgorszych domysłach nie spodziewałby się że są to objawy ciąży. Ciąża. Dziecko. Znaleźliśmy sobie wspaniały moment na dziecko.
-Zalecałbym dużo odpoczynku i oszczędzania się. -mówi. -Radziłbym się również nie denerwować.
Po chwili mężczyzna wychodzi. Między nami nastaje cisza.
-Katrina. -postanawiam się odezwać. -Musisz się oszczędzać. W takim wypadku nawet nie ma mowy że wzięłabyś udział w wojnie...
-Jason. -przerywa mi. Spoglądam na nią. Dziewczyna chwyta mnie za rękę chcąc bym usiadł obok niej. Robię to, po czym przytulam ją. Czuję jak się trzęsie.
-Boję się. -wyznaje.
-Damy sobie radę. -mówię. -Będzie dobrze. Musimy tylko przetrwać tą wojnę.
-Kocham cię. -mówi.
-Ja ciebie też. -odpowiadam, po czym całuje ją we włosy. Przed nami naprawdę trudna droga do pokonania.

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz