Rozdział dziewięćdziesiąty czwarty

262 8 3
                                    

Thomas:

     Z największą chęcią opuściliśmy z Clarkiem Jasona i Katrinę, woląc uniknąć ich dalszych wyznań miłosnych. Nie wiadomo, do czego jeszcze Jason by się posunął. Mam tylko nadzieję, że ten zachowa się w miarę odpowiedzialnie, i że naprawdę kocha Katrinę, by pewnego dnia wziąć się za sformalizowanie ich związku. 

    Chyba tym ślubem powinien zająć się król, niż szukać żony dla młodszego z synów. Zawsze mi się wydawało, że członek rodziny królewskiej, który doczekał się nieślubnego dziecka przyniósłby więcej wstydu i plotek od tego, który nie potrafi się tak po prostu ustatkować. 

    Niepewnie zerkam na wlęczącego się za mną Clarka. Oboje jesteśmy wciąż przygnębieni tym, co zaszło na balu. Wampir wygląda tak, jakby wszystko w co wierzył przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Jakby stracił wiarę w to, co sądził o relacji ze swoim ojcem. 

    Nie do końca wierzę w to, co się stało. Jestem wprost pewien tego, że do całych tych zaręczyn doszło specjalnie właśnie teraz, gdy Clark zaczął się mną interesować. Gdy oboje zaczęliśmy się sobą interesować. 

  Wyciągam rękę do Clarka, którą ten natychmiast chwyta. Przyciągam go bliżej siebie, po chwili całując jego dłoń. Ten patrzy na mnie smutnymi oczami, jakby nie wierzył, że jestem skłonny do takich zachowań, ale zaraz uśmiecha się, jakby na siłę. 

   Po chwili chyba w pośpiechu ciągnie mnie za sobą, chcąc ukryć się od tego co zaszło. Pozwalam mu prowadzić mnie do jego celu, od razu wiedząc, że i tak zamkniemy się w jego pokoju. 

   Tak też się dzieje, Clark w pośpiechu wciąga mnie do pomieszczenia. Dopiero tutaj, opierając się o drzwi, chyba część nerwów zaczyna z niego schodzić. 

- Clark. - zaczynam delikatnie, rozkładając zapraszająco ramiona. - Chodź tutaj, skarbie. 

    Przez chwilę widząc jego minę czuję ucisk w piersi, to w jaki sposób dotknęło go to określenie. Reaguje dopiero po chwili, odrywając się od drzwi i wpadając w moje ramiona.

    Wydaje mi się, że Clark płacze, bo jego ciałem wstrząsa coś jakby szloch. Ale na jego twarzy widać jedynie zawód i zrezygnowanie, żadnych śladów łez.

- Wiesz, w tamtym momencie, gdy Jason klęknął przed Katriną, naprawdę sądziłem, że będzie jej się oświadczał. - odzywa się cicho, niepewnie. - I wprost nie dowierzałem, że nie postarał się, by zaplanować to lepiej. Na przykład ja nie chciałbym przeżyć własnych oświadczyn w towarzystwie mojego rodzeństwa. 

- Clark... - zaczynam, nie mając pojęcia jak przejść do tego całego problemu. 

- W ogóle zawsze uważałem, że jeśli już trzeba się oświadczyć, to powinna być prywatna chwila pary. - ciągnie dalej, pozwalając mi ściągnąć z siebie marynarkę i krawat. Odrzucam ubranie gdzieś na krzesło, po chwili znów zbliżając się do wampira. - Takie publiczne zaręczyny, lub co gorsza, oświadczyny przy świadkach wydają mi się naruszeniem czyjejś prywatności. 

- Postaram się o to zapamiętać, gdy już będę ci  się oświadczał. - rzucam niezobowiązująco. 

   Clark już chce kontynuować, gdy w pełni uświadamia sobie znaczenie moich słów. Po chwili znów szlocha, więc od razu przyciągam go bliżej siebie. 

- A jak chcesz to zrobić, jeżeli za jakiś czas mogę być żonaty? - pyta niepewnie. 

- Nie wiem. - odpowiadam. - Myślisz, że znalazłby się ktoś, kto udzieliłby nam natychmiastowego ślubu bez żadnych pytań i dociekań? 

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz