Thomas:Nie trwało to zbyt długo, po krótkiej ciszy jako pierwsza do zamku ruszyła mama, a tuż po niej tą samą drogą podążyli pozostali. Lekko zaniepokojony obserwuję ją, ale mama wciąż płacze, idąc przy boku rodziców dziewczyn. Wydaje mi się, że mama chce być sama, toteż nie podchodzę do niej, mimo że mam taką ochotę.
Moje siostry idą niedaleko mnie wraz z Jasonem. Twarz Lany jest czerwona od ciągłego płaczu, ta należąca do Katriny nie wygląda lepiej. Idący pomiędzy nimi chłopak spogląda na mnie smutno, ale nie odzywa się, jakby nie wiedział, jak zacząć rozmowę. Cała trójka idzie tuż przede mną, a mi wydaje się, że moje siostry chcą uniknąć rozmowy.
- Thomas? - Clark zaczepia mnie, idąc już obok, a teraz patrzy na mnie. - W porządku?
- Tak. - stwierdzam, nie mogę się powstrzymać i sięgam po jego rękę, po chwili składając na niej pocałunek i splatając nasze palce. - Jest jak najbardziej wszystko w porządku.
Wampir mruga zaskoczony, jakby nie spodziewał się tego po mnie, ale nic nie mówi. Uśmiecham się do niego, chcąc w jakiś sposób rozładować napięcie w nim, co w jakiś sposób mi się udaje, bo po chwili Clark również delikatnie unosi kąciki ust.
Prowadzi mnie tuż za moimi siostrami, wciąż jednak pozostając w pewnej odległości od nich. Podążamy bez słowa tuż za dziewczynami i Jasonem, ale widzę, że Clark zachowuje pewien dystans, jakby się bał.
Spoglądam na niego, dostrzegając jego zachowanie, więc powstrzymuję się przed podejściem bliżej sióstr, czując, że konfrontacja Clarka i Jasona nie skończyłaby się niczym dobrym. Jeszcze zdążę porozmawiać z dziewczynami, więc na razie wolę pozostać z Clarkiem.
Po pewnym czasie docieramy z powrotem do zamku, zbierając się w niewielką grupkę pod zamkowym wejściem. Zauważam, że mama żywo dyskutuje o czymś z rodzicami Rozell, chociaż bardziej wygląda to jak kłótnia. Po chwili do ich rozmowy włącza się również król Marcus i wygląda to tak, jakby chciał do czegoś namówić mamę.
Nie mam pojęcia, o co się wykłócają, ale wydaje mi się, że moje siostry są bardziej rozeznane w tym temacie. Decyduję się podejść do nich i zapytać je o to, mimo że ich miny nie wyrażają zadowolenia z tej dyskusji.
- Wiecie może o co im chodzi? - pytam, gdy podchodzę bliżej nich. Lana wzdryga się, słysząc mój głos, a na jej twarzy dostrzegam ślady po wcześniejszym płaczu, ale Katrina wydaje się być bardziej opanowana od niej, gdy mi odpowiada.
- Rodzice dziewczyn chcieli namówić mamę, by zgodziła się na zorganizowanie jakiegoś poczęstunku, ale my nigdy tego nie praktykowaliśmy, i mama jest temu przeciwna.
Słysząc te słowa nie dziwię się mamie, bo pomimo że organizowanie stypy w innych kulturach jest normą, tak u wilkołaków jest to bardzo rzadko spotykane.
- Naprawdę nie chce tego zrobić? - pyta Jason, spoglądając na mamę. - Przecież nie możecie zostać w tej sytuacji sami.
- Nie chodzi o to, że mielibyśmy zostać z tym sami. - stwierdza Katrina, spoglądając na chłopaka. - Nigdy nie słyszałam o tym, by po pogrzebie u nas ktoś urządzał jakikolwiek poczęstunek. To nie było konieczne. Jeżeli ktoś chciał pocieszyć rodzinę zmarłego, to po prostu przychodził do ich domu z kondolencjami, ale nigdy nie oczekiwano żadnego posiłku.
Jason patrzy na nią, kalkulując jej słowa. Ja za to znów spoglądam w stronę mamy, wydaje mi się, że uległa namowom starych przyjaciół, bo wzdycha zrezygnowana.
Pamiętam, że kilka lat temu, jeszcze przed śmiercią ojca, mama przykładała wielką wagę do tradycji i obyczajów. Dawniej nie dałaby się namówić na tę stypę. Jednak śmierć ojca spowodowała, że przestała przykładać do tego uwagę, a tamtego dnia, gdy odbył się pogrzeb ojca, po powrocie zamknęła się w pokoju i nie chciała z nikim rozmawiać. Nie przyjęła żadnych kondolencji od naszej dalszej rodziny i przyjaciół. Jakby to, do czego kiedyś przykładała tak wielką wagę, przestało być dla niej ważne.
Mama zwraca na nas uwagę, ale spogląda na nas takim wzrokiem, jakby została do czegoś zmuszona. Ponownie wzdycha, po czym podchodzi do nas, chcąc przekazać nam co uzgodnili.
- Cóż, nadal nie wiem, dlaczego się na to godzę, ale sądzę, że możemy przystać na tę stypę. - stwierdza, od razu zakładając, że doskonale wiemy, o co poszło w tej dyskusji.
- Mamo, ale wiesz, że nie musisz się na to zgadzać, jeżeli nie czujesz się na siłach. - stwierdzam, zauważając, że jednak nie wygląda na tak opanowaną, jak mi się przedtem zdawało.
-Tak, tak, wiem, ale Elinor ma rację. - stwierdza. - Nie możemy zostać z tym sami, by znów skończyło się to tak, jak z pogrzebem ojca. Nie mogę znów zostawić was samych z tą żałobą.
Wraz z Katriną spoglądamy na siebie nawzajem, jakbyśmy nie mogli do końca uwierzyć w to, że jednak mamie udało się wziąć w garść. Mam jednak ogromną nadzieję, że to się dzieje naprawdę, że mama nie załamie się tak, jak po śmierci ojca.
Po pewnym czasie, kiedy wszystko udało się zorganizować, spoglądam na mamę, siedzącą w drugim końcu sali wraz z rodzicami Rozell i Klary oraz ojcem Jasona i Clarka. Naprawdę wydaje się być spokojna, jakby pogodziła się już ze stratą Briana i jego pochówkiem.
Niespodziewanie czuję szturchanie w ramię, a gdy wyrywam się z zamyślenia spoglądam w lewo, na Katrinę, która siada na krześle obok.
Siostra uśmiecha się do mnie delikatnie, ale wciąż dostrzegam smutek na jej twarzy.
- W porządku? - odzywam się pierwszy, przejmując się jej samopoczuciem.
- W miarę. - odpowiada, ale uśmiech znika jej z twarzy. - A ty? Jak się trzymasz?
- Jakoś. - stwierdzam, po czym oboje w tym samym momencie spoglądamy na naszą mamę. - Ty również bałaś się, że zareaguje gorzej niż po śmierci ojca, prawda?
- Jasne. - odpowiada. - Ale chyba mocno wierzyłam w to, że tym razem będzie inaczej. Że tym razem uda się uniknąć jej odsunięcia od świata. Liczyłam, że obecność jej dawnych przyjaciół coś pomoże, ale nie spodziewałam się, że potoczy się to inaczej.
- O tak, nie wiem, co powiedział jej ojciec chłopaków, ale najwyraźniej przyniosło to bardzo dobry skutek. - mówię.
Po chwili nasz wzrok znów kieruje się na rodzicielkę, ale potem spoglądam na Lanę, która siedzi przy Jasonie i dziewczynach, wysłuchując słów Klary, zafascynowana. Rozell siedząca obok wywraca oczami, jakby było to ponad jej cierpliwość.
- Thomas. - odzywa się znów Katrina zwracając moją uwagę. - Gdzie jest Clark?
Nawet nie rozglądam się po sali, bo wiem, że wampira tutaj nie ma. Zniknął gdzieś, gdy tylko wróciliśmy z powrotem do zamku, wiem, że nie podążył za nami do sali.
- Prawdopodobnie jest u siebie. - odpowiadam, mimo że może istnieć z milion miejsc, gdzie Clark mógłby się ukryć. Domyślam się, że wolałby z jakiegoś powodu na razie nie spotkać swojego ojca, mimo że naprawdę nie mam pojęcia co do tego doprowadziło.
- Rozmawiałeś z nim? - pyta dziewczyna, a pojawiający się na jej twarzy ciekawski uśmiech sprawia, że doskonale wiem, co ma na myśli.
- Nie. - odpowiadam, również uśmiechając się lekko, ale zaraz znów poważnieje, przypominając sobie, w jakim stanie zastałem wampira. - Jego rozmowa z ojcem nie poszła tak dobrze, jak zakładaliśmy.
Wraca do mnie to, w jakim stanie był Clark i wiem, że stwierdzenie "poszło niedobrze" może nie określać tego w pełni. Clark był po prostu załamany, i nie wyglądało to tak, jakby mógł się z tego tak łatwo pozbierać.
Nagle drzwi się otwierają, a w nich staje nie kto inny jak Clark, jakby wyczuł, że o nim rozmawiamy. Nie wygląda źle, gdy kieruje się w naszą stronę, przyłapuję się na tym, że spodziewałem się go w gorszym stanie. Ale gdy widzę, jak unika wzroku swojego ojca, jak spięty jest, gdy kieruje się do nas, pojmuję, że może nie wszystko jest w porządku.
CZYTASZ
Przeznaczona Alfie ✓
FantasiaKatrina jest wilkołakiem. Żyje w świecie, gdzie istnieją najróżniejsze istoty, od syren, po niespotykane dajmony. Stara się sumiennie wykonywać swoje zadania w stadzie. Co jeśli spotka swojego mate? Czy wszystko ułoży się po jej myśli? Czy przez sp...