Rozdział czterdziesty szósty

1.7K 91 4
                                    

Katrina:
Mama położyła Briana w pokoju który wskazał jej król. Chłopcu nagle się pogorszyło, zaczął mieć jakieś omamy. Kiedy go zobaczyłam przypomniało mi się jak zachowywała się Ariana, ona również majaczyła.
Nikt nie ma pojęcia jak załagodzić jego przypadłość. Mama próbowała zmusić go do jedzenia, jednak Brian nie chcę niczego przełknąć. Twierdzi że boli go gardło podczas połykania.
Chciałabym mu jakoś pomóc, ale jestem bezsilna podobnie jak reszta. Jason proponował żeby przeszukać jakieś stare zapiski z ich biblioteki, ale na razie to nic nie dało. Wśród zbiorów ich rodziny nie ma nic co mogło by pomóc na jego przypadłość.
-To bezsensowne. -odzywa się Clark który również szuka jakiegoś wyjścia. -Bardzo mi przykro Katrino, ale najwyraźniej dla twojego brata nie ma ratunku.
Nic nie mówię, zdając sobie sprawę że chłopak ma rację. Jednak tak samo jak mama mam lekką nadzieję że jednak coś znajdziemy.
-Peter jest bo po prostu głupi chcąc cię w ten sposób zastraszyć. -odzywa się Rozell. -Jeżeli miałby trochę rozumu to stanąłby z tobą do normalnego pojedynku.
-Nie mogłaby, przecież jest w ciąży. -odzywa się Jason.
-To ty walczyłbyś za nią. -stwierdza dziewczyna.
Wolę nie wtrącać się w tą dyskusję, mając nadzieję że nie dojdzie więcej do żadnej walki. Nawet za bardzo nie podoba mi się ta wojna, mam głupie przeczucie że ktoś z moich bliskich straci na niej życie.
Po chwili do środka wchodzi Lana, zaciekawiona rozglądając się wokół.
-I co? -pytam.
-Trochę mu się pogorszyło. -mówi. -Zaczął wymiotować, chociaż tak naprawdę nie ma czym. Wciąż nie chce jeść.
-Głupi pchlarz.-mówi Rozell. -Co trzeba mieć nie tak z łbem żeby otruć dziecko?
-Mama zaczyna tracić nadzieję. -mówi cicho moja siostra. -Brian się boi, zdaje sobie sprawę że może umrzeć. Thomas próbuje mu to jakoś wybić z głowy, ale on i tak się boi.
-Możemy nic nie znaleźć... -mówię.
-Katrino, ja nie chcę patrzeć jak nasz brat umiera. -przerywa mi Lana.
-Też mi się to nie podoba. -odpowiadam.-Ale co możemy zrobić? Niestety, ale tutaj nie ma żadnego rozwiązania.
-Nawet nie mam pojęcia jak wam pomóc. -mówi Jason. -Najwyraźniej nie ma niczego co może go uratować.
-Czyli chcecie się tak po prostu poddać? -pyta Clark. -Katrino, twój brat umiera, a ty nie chcesz nic więcej zrobić? Przecież musi być jakiś sposób!
Clark zaczyna nerwowo przerzucać jedną książkę na drugą. Poświęca chwilę na spojrzenie w ich treść, by następnie zerknąć w następne. Jason i ja nie szukamy dalej. Wiem że jest to bezcelowe, straciłam nadzieję że uda nam się coś znaleźć.
-Katrino, chodźmy do niego. -prosi Lana.
Kiwam głową, po czym wstaje i ruszam za siostrą do pokoju w którym leży mój brat.
Wchodzimy do pokoju. Chłopiec leży w łóżku, kaszląc. Mama siedzi przy nim, jednak widzę że nie ma pojęcia jak mu pomóc.
-Katrinka! -woła chłopiec widząc mnie. Uśmiecham się słysząc go. Zawsze się tak do mnie zwracał, mało kiedy wymawiał odpowiednio moje imię.
-Jak myślisz, co się stało? -pyta chłopiec. -Dziwnie się czuje, a mama na siłę chce mnie nakarmić. A ja wcale nie mam ochoty jeść!
-Musisz coś zjeść. -mówię, ale czuję jak mój głos się łamie. -Inaczej...inaczej będziesz się źle czuł.
-Ale ja się dobrze czuje! -przekonuje mnie Brian. Wychodzi spod kołdry, którą zapewne przykryła go mama, i zaczyna skakać po łóżku.-Widzisz? Jedynie...mam dziwne uczucie w brzuszku.
-Przyniosę mu zupy. -wzdycha mama po czym wychodzi.
-Nieskacz po łóżku. -mówię, zatrzymując go.
-Ale mi się nudzi...-stwierdza. -Nie ma co tu robić. Lana powiedziała że pozwiedzamy zamek, a jeszcze nic nie widziałem.
-Potem ci wszystko pokaże. -mówię. -Mają bardzo duży ogród pełen kwiatów.
-Nie chce oglądać kwiatów. -odpowiada Brian. -Kwiaty są nudne. Tylko rosną, i nie ma z nich żadnego pożytku.
-To w takim razie co chcesz robić? -pytam. Tak naprawdę nie wiem jakie można znaleźć zajęcie dla pięcioletniego dziecka. U nas w mieście był plac zabaw, na którym zawsze się bawił z innymi, jednak tutaj nie ma za dużo możliwości.
-Katrinka...boli mnie brzuch...-mówi, nie odpowiadając na moje pytanie. Po chwili wygrzebuje się spod kołdry, kierując swoje kroki do łazienki. Z niepokojem idę za nim, a po chwili widzę jak zwraca zawartość swojego żołądka.
Wzdycham zdenerwowana. Przynajmniej dobrze że zdążył do łazienki.
-Brian? -słyszę głos matki. -Katrina?
-Jest w łazience. -odpowiadam, wychylając się z pomieszczenia. -Właśnie zwymiotował.
Mama stawia tacę z miską na małej szafce, po czym zbliża się do nas. Po chwili wchodzi do łazienki, spoglądając na Briana.
-Boli mnie brzuch. -ponownie żali się chłopiec siedząc na podłodze.
-Pytałam się o jakieś leki na brzuch, jednak niczego nie posiadają. -odpowiada mama biorąc chłopca na ręce. Pomaga mu wymyć twarz, po czym zabiera go z powrotem do łóżka.
-Henry również niczego takiego nie posiada, nie przypuszczał że kogoś dopadną zwykłe bóle brzucha. -kontynuuje.
-Gdzie Lana? -pyta Brian widząc nieobecność dziewczyny.
-Musiała wrócić do biblioteki. -odpowiadam.
-Nic nie znaleźliście? -pyta mama.
Kręcę głową. Teraz chyba tylko cud może ocalić Briana.
Jak na zawołanie drzwi pokoju otwierają się, czego skutkiem jest pojawienie się Rozell.
-Proszę szybko iść ze mną! -mówi czymś wyraźnie podniecona. -Chyba pojawił się ktoś kto może pomóc chłopcu.
Zaskoczone słowami Rozell, wraz z matką kierujemy się do wyjścia z zamku, nie wiedząc czego się spodziewać.

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz