Rozdział pięćdziesiąty szósty

1.1K 36 6
                                    

Thomas:
Clark upija łyk alkoholu, a na jego ustach pojawia się delikatny uśmieszek.
Za to ja myślę nad ostatnim pytaniem Clarka. Odpowiedziałem mu szczerze, nie kochałem nikogo tak mocno, by móc się za niego poświęcić. Ale była osoba, która poświęciła się dla mnie.
-Ale znałem kogoś, kto tak mocno kochał mnie. - odzywam się, czując potrzebę wyjaśnienia. - Przyjaźniliśmy się, nigdy nie pomyślałbym, że to może się zmienić. Do czasu, aż on nie wyznał mi swoich uczuć.
Clark krztusi się, słysząc moją wypowiedź. Wiedziałem, że go tym zaskoczę. Chyba nie podejrzewałby tego.
-Kochałeś go? - pyta wprost, a ja widzę, że jest już pod lekkim wpływem alkoholu.
-Nie. - odpowiadam, a Clark wydaje się rozumieć, że to szczera odpowiedź. - To on kochał mnie. Dla mnie był tylko przyjacielem. Przyjacielem, który był gotów zrobić dla mnie wszystko.
Clark nie pyta, widząc, że teraz to mnie pochłaniają rozmyślenia. Mnie za to napada ilość wspomnień, mimo że sprawa z moim przyjacielem wydarzyła się ledwo dwa lata temu.
Przyjaźniliśmy się już od pewnego czasu, ale zauważyłem, że Mark od kilku tygodni zachowywał się inaczej wobec mnie. Kiedy w końcu udało mi się go przycisnąć, i dowiedzieć co mu jest, byłem zaskoczony. Bo Mark wyznał mi miłość. Ja nie żywiłem do niego takich uczuć, i nie chciałem robić mu żadnych nadziei. Więc mimo wszystko złamałem chłopakowi serce. Cała sprawa rozeszłaby się po kościach, nadal byśmy się przyjaźnili, gdyby nie to, co wydarzyło się w mojej pracy.
Pracowaliśmy razem przy drewnie, co było siłą czystego przypadku. Przypadkiem mógłbym również nazwać to, co się wydarzyło, ale dobrze wiem, że po części była to moja wina. Miałem wraz z innym mężczyzną okryć ścięte drewno przed nadchodzącym deszczem. Niestety, tamten podpił się trochę z kolegami, i to tak mocno, że nie był w stanie stać na nogach. Musiałem więc wykonać to zadanie sam. Niestety, wykonałem to dość nieostrożnie, przez co ułożone na kupie bale sturlały się z niej i pogineły gdzieś w lesie.
Kiedy dowiedział się o tym mój przełożony, był wściekły. Miała mi zostać wymierzona kara, której nie dostałem. Bo Mark wziął winę na siebie. Nawkręcał naszemu szefowi, że miał mi pomóc, i to przez niego te bale poginęły.
Kara została wymierzona jemu i to w dość agresywny sposób. Zamknęli go w więzieniu, a gdy zobaczyłem go po kilku dniach, był czystym przykładem znęcania się nad kimś. Po tym wszystkim Peter kazał mu opuścić stado. Według mnie, była to dość rygorystyczna kara, nawet za taki występek.
Spotkał się ze mną po kilku dniach. I kiedy zapytałem go, czemu to zrobił, powiedział mi, że z miłości ludzie robią różne głupie rzeczy. Zrobił również coś, czego bym się nie spodziewał: pocałował mnie. Ten pocałunek był dla mnie zaskoczeniem, więc nie zareagowałem na niego. Potrafiłem jedynie odepchnąć od siebie Marka, który patrzył się na mnie ze zdziwieniem i przeprosinami w oczach.
Ale mimo wszystko nie życzyłem mu źle. Nie życzyłem mu tego, żeby Peter przez taką głupotę wyrzucił go ze sfory, oznajmiają wszystkim, że Mark przyczynił się do zubożenia naszego stada. Bo przecież były to tylko drewniane bale.
Upijam trochę alkoholu, chcąc o tym zapomnieć. Przez te dwa lata zdążyłem przyzwyczaić się do tego, że straciłem przyjaciela. Nie kontaktował się ze mną od tego czasu, więc nawet nie wiem co się z nim dzieje. Nie wiem nawet, czy na pewno jeszcze żyje.
-Czy on... Nie żyje? - pyta Clark.
-Nie wiem. -odpowiadam. -Wyrzucono go za stada dwa lata temu, od tego czasu go nie widziałem.
Clark nie odzywa się więcej, pogrążając się we własnych rozmyśleniach.

Clark:
Potrafię zrozumieć, że Thomas również wiele przeszedł, pod względem utraty kogoś bliskiego. Teraz rozterki z moimi zauroczeniami wydają mi się głupie. Thomas miał przyjaciela, który obdarzył go uczuciem, przez które wydarzyło się coś złego. To przynajmniej wywnioskowałem. Czuję, że moje rozkochiwanie w sobie kobiet, a potem rzucanie ich, jest po prostu nierozsądnym zachowaniem. I nie powinienem już usprawiedliwiać się utratą i żałobą po Madge.
Ponownie upijam trochę trunku, kończąc debatę nad swoimi emocjami miłosnymi. Chyba muszę przestać też dogryzać Rozell, bo naprawdę nie chce mieć w dziewczynie wroga. Swoją drogą, nie wiadomo do czego jest zdolna, i czy przypadkiem nie wyniknęła by z tego jakaś większa afera.
Thomas znów się nad czymś zamyślił, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. Przez chwilę mu się przyglądam. Mimo wszystko muszę stwierdzić, że chłopak jest przystojny. Dziwiłem się, że nie znalazł sobie dziewczyny, ale teraz nie dziwię się nawet czemu jego przyjaciel się w nim zakochał. Gęste, jasnobrązowe włosy lekko opadające na czoło, jasne, piwne oczy w których teraz mogę dostrzec smutek i niemoc. Obserwuję jego ruchy, gdy podnosi butelkę do ust, by upić trochę jej zawartości. Gdy oddala naczynie od swoich ust, mimowolnie skupiam na nich swoją uwagę. Są pełne, lekko wydęte, po oderwaniu się od ustnika butelki.
Piękny.
Naprawdę nie wiem co mną kieruję, kiedy łapie Thomasa za rękę i przyciągam go w swoją stronę. Chłopak jest zaskoczony moim ruchem, ale na pewno nie spodziewał się tego, co zrobię teraz. Z lekką natarczywością zbliżam swoją twarz do jego, i łącze nasze usta w pocałunku. Widzę zaskoczenie w jego oczach, po czym czuję lekki ruch jego warg, i odczuwam to samo uczucie, wiedząc, że chłopak oddaje mój pocałunek. Nie wiem kiedy ten niespodziewany całus przeradza się w coś głębszego, mój język jest już w jego ustach, i zaczyna się drażnić ten należący do Thomasa. A chłopak odpowiada na to z zapałem, całkowicie mi się poddając, pozwalając bym go zdominował.

Thomas:
Nie umiem tego wyjaśnić Clarkowi, ale od czasu gdy straciłem kontakt z Markiem, nie potrafiłem odnowić z kimś innym tak bliskiej przyjaźni. Miałem znajomych, ale nikogo nie mógłbym nazwać przyjacielem. Przyjacielem, którego miałem w Marku.
Znów biorę łyk alkoholu, naprawdę chcąc znów o tym zapomnieć. Mimo wszystko nie chciałem ciągle o tym pamiętać, bo gdy znów sobie o tym przypominam, czuję się winny, winny tego, że to przeze mnie Mark został wyrzucony ze stada. Bo to przecież przeze mnie, przez, uczucie do mnie, wziął winę na siebie.
Odsuwam od ust butelkę, przełykając jej zawartość, a następnie czuję jak Clark przyciąga mnie do siebie, a potem czuję jego usta na swoich. Jestem zaskoczony, ale z jakiegoś powodu oddaje jego pocałunek. Przez chwilę jest on dość delikatny, ledwo muśnięcie warg, lecz czuję jak chłopak robi się pewniejszy w tym co robi, przez co po chwili czuję jego język w ustach. Nie jestem pewny tego co robię, ale decyduje się oddać pocałunek, który z każdą chwilą robi się coraz pewniejszy. Muszę przyznać, że Clark naprawdę dobrze całuje. Nie mam podstaw by przerwać to co się teraz dzieje, mimo że potem możemy tego żałować. On również nie chce tego przerywać, ciągnie więc to dalej, cały czas mnie całując. A ja mimo wszystko pozwalam na to, delektując się kontaktem z jego ustami, który z każdą sekundą zaczyna mi się coraz bardziej podobać.
-Thomas? - oboje słyszymy czyjś głos, który powoduje, że odrywamy się od siebie. Mój wzrok pada na postać w drzwiach, którą jest moja siostra Lana. Dziewczyna patrzy się na nas z zaskoczeniem. A ja wiem, że nie potrafię jej tego wytłumaczyć. Clark patrzy się na mnie, jakby chciał znów mnie pocałować. Lana wciąż się nie odzywa, lecz po chwili odwraca się w stronę drzwi, i wybiega z pokoju. A ja, mimo że powinienem za nią pójść, spróbować wyjaśnić, jakoś to wytłumaczyć, nie potrafię się ruszyć. Bo mimo wszystko czuję, że to nie było błędem.

Przeznaczona Alfie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz