Albus siedział jak zawsze przy swoim biurku, porządkując szkolne dokumenty. Ostatnimi czasy pozwolił sobie na bałagan w papierach, bowiem zajmowały go poważniejsze sprawy. Czas było najwyższy doprowadzić dokumentację do satysfakcjonującego ładu. Przeglądał kolejne pergaminy, nanosząc na nie niezbędne poprawki, lub akceptując swą oficjalną pieczęcią. Nic nadzwyczajnego, ot nudna, administracyjna robota, która była jednak w jakiś sposób odprężająca. Można było oddać się niemalże mechanicznym czynnościom, uwalniającym umysł od przytłaczającej potrzeby ciągłego analizowania. Potrzebował takiej odskoczni...czegokolwiek, żeby się zrelaksować. Niestety nie było mu dane nacieszyć się spokojem. Przewało mu stanowcze, energiczne pukanie. Nim zdążył zaprosić do środka nieoczekiwanego gościa, próg przekroczyła dwójka nauczycieli.
- Profesorze Dumbledore! Niech pan przemówi temu człowiekowi do rozsądku!
Zdenerwowana Minerva wskazała palcem na uśmiechającego się promiennie Gilderoy'a. Zacisnęła mocniej usta, gdy profesor Obrony swoim upiornym, tanecznym krokiem podszedł do biurka dyrektora, posyłając jej ukradkowe, radosne spojrzenia. Lockhart oparł dłoń o krawędź blatu, wychylając się nieprzesadnie w stronę Albusa - ten człowiek zdecydowanie nie znał pojęcia przestrzeni osobistej. Mrugnął do dyrektora, jak miał nadzieję, porozumiewawczo i przeniósł wzrok na McGonagall.
- Ależ droga Minervo, po co te nerwy? Zaproponowałem tylko, żeby wnieść trochę życia w te mury! Niech się młodzież pobawi.
- Pobawi? - warknęła kobieta.
- Uspokójcie się proszę. Kto mi wyjaśni co się dzieje?
Dumbledore odłożył dokumenty, poprawiając okulary zasadniczym ruchem. Patrzył czujnie to na Minervę to na Gilderoy'a. Widząc minę przyjaciółki spodziewał się, że łatwo mu nie przyjdzie załagodzenie tego konfliktu - z czegokolwiek by nie wynikał. Lockhart usłużnie pospieszył z wyjaśnieniami, nie chcąc, żeby to McGonagall przemówiła pierwsza.
- Już mówię! Chciałbym w tym roku zorganizować w szkole święto zakochanych z prawdziwego zdarzenia! Zabawy walentynkowe, wysyłanie kartek, kupidyny...
Albus uniesioną dłonią przerwał nauczycielowi wyliczanie na palcach kolejnych atrakcji. Dość już usłyszał, żeby pojąć skąd wzięła się niechęć Minervy.
- Kupidyny? - zapytał rozbawiony.
- Och, jak najbardziej! Będą roznosić kartki wśród uczniów! Może i nauczycielom się poszczęści. - mówiąc to odwrócił się i puścił pokraczne oczko do McGonagall.
Jeszcze bardziej rozsierdził tym czarownicę, której usta w tym momencie przypominały wąską, zaciętą kreskę. W zielonych oczach błysnęły ogniki szczerego gniewu. Głośno wypuściła powietrze i spojrzała ostro na dyrektora. Praca z Lockhartem była już wystarczająco uciążliwa bez znoszenia jego cyklicznych dziwactw.
- To niedorzeczne. - skwitowała sucho.
- Mnie się ten pomysł całkiem podoba. - uśmiechnął się Dumbledore, prostując się w fotelu.
- Albusie! - Pani profesor nie kryła zdumienia.
- Minervo, niech Gilderoy się tym zajmie. Uczniowie zasługują na chwilę wytchnienia i trochę rozrywki, zwłaszcza w tym roku. Masz moje pozwolenie.
- Dziękuję, już się biorę za przygotowania! - Lockhart klepnął ramię dyrektora i wybiegł z jego gabinetu, mamrocząc coś pod nosem o serduszkach i kupidynach.
Minerva zamknęła drzwi za tym ekscentrycznym klaunem i wciąż niezadowolona, usiadła w fotelu naprzeciwko Albusa. Zaplotła ręce na piersi, wpatrując się w niego z wyrzutem.
CZYTASZ
Córa rodu Phoenix.
Fiksi PenggemarLady Vallerin Crown, córa rodu Phoenix - kobieta, której miłość do czarodzieja już raz złamała życie, po raz kolejny daje się wciągnąć w świat magii. Na prośbę swego przyjaciela, Albusa Dumbledore'a, wraca do Hogwartu, żeby mieć tam na oku młodego...