Ethan ocknął się jako pierwszy, z ludzkich uczestników ceremonii. Silny, drażniący ból głowy przez moment nie pozwolił mu skupić myśli na tyle, by przypomniał sobie gdzie jest i co tu robi. Tempe odrętwienie w końcu zelżało na tyle, że coś zaczęło mu świtać. Przerażający krzyk...smród palonej skóry...drobne ręce spalone do kości... Vallerin! Poderwał się na równe nogi – czego natychmiast pożałował – i rozejrzał na tyle uważnie, na ile pozwalał mu lekko zamglony wzrok. Spanikował, gdy nie ujrzał ani Lady, ani Ravena – opierał się dłonią o pusty, ociekający krwią ołtarz. Było jej znacznie mniej, niż mieściło się w amforach, co wydało mu się podejrzane.
– Tutaj.
Twardy, przyjemnie głęboki głos Shy'a skutecznie ściągnął jego uwagę. Upadli stali obok siebie w rogu sali, nie sprawiając wrażenia szczególnie zadowolonych – wyglądali na...zmieszanych? Podszedł do nich chwiejnym, niepewnym krokiem i skorzystał z uprzejmie przysuniętego ramienia Aramon, żeby nie upaść na twarz. Raven siedział, oparty plecami o ścianę klatki. Jego szeroka, oszpecona potworną blizną pierś unosiła się i opadała rytmicznie, więc Luther doszedł do wniosku, że rytuał się powiódł, choć nie mógł być tego całkowicie pewien. Co zaskakujące, nie było na nim widać śladów krwi. Gęsta ciecz wsiąkła w jego ciało, oddając mu, dobrowolnie podarowaną, iskrę życia. Uśmiechnął się delikatnie, widząc Vallerin, siedzącą między nogami byłego Łowcy, z głową opartą o jego bark. Wyglądali, jakby spali, ale coś mu się nie zgadzało w tym sielskim obrazku. Wyczuwał coś dziwnego – nieprzyjemnego i ostrzegawczego. Chciał się pochylić, jednak Aramon go powstrzymała.
– Nie pozwala się do niej zbliżyć – zerknęła na niebieskookiego.
– Widziała pani, co się działo – odparł stanowczo. – Może być poważnie ranna. Trzeba ją stąd jak najszybciej zabrać. Na górze czekają medycy.
– Wiem, ale on nie pozwoli ci jej dotknąć.
– Jest nieprzytomny, nie ma nic do gadania – warknął butnie.
– Mam dość! – Shy podniósł głos – Stój grzecznie i podziwiaj, niedowiarku.
Czerwonowłosy pochylił się w stronę Lady, z zamiarem ostrożnego chwycenia jej za ramię, lecz wystarczyło ledwie mgnienie oka, by potężny impuls energii odrzucił go na dobre 3 metry. Zgrabnie zebrał się z podłogi, przy okazji zauważając, że huk obudził pozostałych Lutherów i wrócił na swoje miejsce.
– To na pewno sprawka Ravena? – Ethan starał się zachować zimną krew.
– Tak – westchnęła upadła. – Próbowaliśmy kilka razy i za każdym razem jego lewa dłoń lekko drga, zanim pojawi się impuls. Dla nas jest tylko nieprzyjemnym ukłuciem, ale was mógłby połamać.
– Rozumiem – skinął głową, zamierzając zmienić temat. – Byliście przytomni przez cały czas?
– Nie – tym razem odpowiedział mu Święty. – Ocknęliśmy się niedawno. Jak miło, że wstała nasza demoniczna królewna!
Ethan nie musiał podążać za zerknięciem czerwonowłosego, żeby wiedzieć, do kogo mówił. Dragan podszedł do nich i przekazał mu ojca, który do tej pory opierał się na jego ramieniu. Starszy Luther objął ramieniem talię Uriena, chcąc zagwarantować mu jako taki komfort i spokojnie obserwował rozwój wypadków. Kruczowłosy znacznie swobodniej czuł się w kontaktach z upadłymi, którzy w nim wzbudzali oczywisty niepokój.
– Kiełki kogoś swędzą? – turkusowooki uśmiechnął się zadziornie. – Co tu się stało?
– Nie do końca wiemy, mieszańcu, ale przegapiliśmy coś spektakularnego! – Shy roześmiał się w głos, widząc jego pytające spojrzenie – Spójrz na ściany klatki.
CZYTASZ
Córa rodu Phoenix.
FanficLady Vallerin Crown, córa rodu Phoenix - kobieta, której miłość do czarodzieja już raz złamała życie, po raz kolejny daje się wciągnąć w świat magii. Na prośbę swego przyjaciela, Albusa Dumbledore'a, wraca do Hogwartu, żeby mieć tam na oku młodego...