Harry i Ron pod peleryną niewidką powolutku przedzierali się przez puste, skąpane w wieczornym mroku korytarze. Chcieli wymknąć się ukradkiem ze szkoły, żeby odwiedzić Hagrida. Początkowo miała iść z nimi Hermiona, jednak koniec końców zrezygnowała, woląc poświęcić więcej czasu na solidne przygotowanie do zajęć. Tak było coraz częściej - Granger ciągle gdzieś znikała i pojawiała się nagle, jakby nigdy nie opuszczała ich boku. Idący przodem Weasley zatrzymał się i przyłożył palec do ust, na znak, że przyjaciel powinien być cicho. Wykradanie się z zamku mieli opanowane niemalże do perfekcji, jednakże za każdym razem taka wyprawa budziła niemałą ekscytację - nigdy nie było wiadomo, gdzie dokładnie znajdowali się nauczyciele. Dzisiejszy dyżur zapowiadał się mocno problematycznie. Jak inaczej nazwać duet McGonagall - Snape? Niezmiernie rzadko zdarzało się, by opiekunowie Gryffindoru oraz Slytherinu wspólnie odbywali wieczorne spacery po Hogwarcie w poszukiwaniu niesubordynowanych podopiecznych, których mogliby stosownie ukarać za łamanie regulaminu. Najwidoczniej Gryfoni od samego początku skazani byli na pecha i jakoś musieli sobie z tym poradzić. Ron, upewniwszy się, że mają wolną drogę, skinął ostrożnie w kierunku Harry'ego. Uważnie przemykali koło kamiennych parapetów, zbliżając się metodycznie ku upragnionemu wyjściu. Zamarli, gdy z bocznego korytarza dał się słyszeć charakterystyczny stukot obcasów. Chłopcy przywarli ciasno do ściany, wstrzymując oddechy. McGonagall przeszła tuż obok nich kierując się - o ironio - w tę samą stronę co oni. Potter uśmiechnął się przepraszająco do kolegi - dziś zdecydowanie czekało na nich ciężkie wyzwanie. Zielonooki namówił przyjaciela na wieczorne wyjście w jednym, konkretnym celu: chciał podpytać gajowego o Syriusza Blacka. Z dnia na dzień coraz częściej rozmyślał o Blacku...kim był ten człowiek? Czego tak właściwie mógł od niego chcieć? Dlaczego włamał się do Hogwartu, skoro musiał doskonale wiedzieć o tym, że właśnie tutaj będą go najintensywniej poszukiwać? Te pytania (choć usilnie starał się wyrzucić je ze świadomości) niestrudzenie powracały, domagając się przynajmniej pobieżnych odpowiedzi. Harry wiedział o tym, że póki nie dowie się czegokolwiek, nie zazna spokoju, a wszędzie spotykał się z jakąś zmową milczenia. Nikt tak na dobrą sprawę nie chciał mu pomóc, ani wyjaśnić, co tak właściwie się działo i skąd to ogromne poruszenia. Nie czuł, żeby mógł polegać na dorosłych, więc przestał to robić, decydując się dotrzeć do prawdy o własnych siłach. Pani profesor oddaliła się od swoich wychowanków na tyle, by mogli podjąć próbę ruszenia przed siebie, jednak po raz kolejny zmuszeni byli zastygnąć w bezruchu. Od zimnych, wysokich ścian znów odbił się odgłos kroków tyle, że lżejszych i szybszych niż te należące do McGonagall. Młodzi czarodzieje dostrzegli wyraźnie zarysowaną postać wysokiego, smukłego mężczyzny kroczącego dumnym, równym rytmem. Blask księżyca wlewający się przez strzeliste okna, oświetlił strój przybysza, dzięki czemu Gryfoni dostrzegli dobrze znany emblemat domu węża. We wszechobecnej szarudze zalśniły jedyne w swoim rodzaju, turkusowe oczy, których nie można było pomylić z żadnymi innymi - ku nim szedł Dragan. W tym momencie dla młodych czarodziei nie liczyło się, co kruczowłosy tu robił i czemu wymykał się w równie arogancki, bezczelny sposób. Harry chciał wyjść spod peleryny, by zatrzymać kolegę, lecz Ślizgon był już za blisko, żeby McGonagall go nie zauważyła. Potter nie pomyślałby o wycofaniu się, jednak od popełnienia głupoty powstrzymała go zdecydowana dłoń Weasley'a, zaciśnięta na jego barku. Ron skinął w stronę wejścia ostatecznie udowadniając zielonookiemu, że za późno było na akty heroizmu - opiekunka Gryffindoru już namierzyła nieproszonego gościa. Mieli wybór: mogli zostać pod peleryną, wywijając się z kłopotów, lub spróbować zareagować, co zapewne skończyłoby się podzieleniem niewesołego losu Luthera. Decyzja dla młodzieńców była prosta - już wystarczająco narazili się nauczycielom przez swoje wybryki, więc pozostało im w ciszy obserwować, co się wydarzy. Przywarli ciaśniej do ściany.
![](https://img.wattpad.com/cover/109702743-288-k235835.jpg)
CZYTASZ
Córa rodu Phoenix.
FanfictionLady Vallerin Crown, córa rodu Phoenix - kobieta, której miłość do czarodzieja już raz złamała życie, po raz kolejny daje się wciągnąć w świat magii. Na prośbę swego przyjaciela, Albusa Dumbledore'a, wraca do Hogwartu, żeby mieć tam na oku młodego...