Dragan i Syriusz zaszyli się w sypialni kruczowłosego. Wczesnym rankiem Vallerin wyruszyła do Hogwartu, ponieważ dotarła do nich wieść, że Albus się nie pojawi, z powodu nagłego wezwania do Ministerstwa Magii. Chociaż Black od jakiegoś czasu się nie wychylał, panika wśród przedstawicieli władz oraz rodziców cały czas rosła. Sprawy nie ułatwiali dziennikarze, którzy postanowili wyciągnąć z tematu ucieczki więźnia ile tylko się dało, a coraz to bardziej sensacyjne tytuły podsycały napięte nastroje. Dumbledore, jako dyrektor, nie mógł odmówić. Erin postanowiła wrócić do szkoły, żeby namówić Severusa na udział w ostatniej fazie przygotowań, do wieczornej ceremonii. Był im potrzebny ktoś, kto mógłby skoordynować i przeprowadzić proces warzenia kilku skomplikowanych, potężnych mikstur, koniecznych do ustabilizowania stanu Ravena, podczas samego rytuału. Syriuszowi nijak nie odpowiadała obecność Smarkeusa, ale ugryzł się w niewyparzony jęzor, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Czego by nie mówić o Ponurym, był mistrzem w swoim fachu i tego odmówić mu nie można. W chwili obecnej szarooki obserwował, jak Luther starannie wyciąga z obszernej szafy wieszaki, z dość specyficznymi szatami. Przypominało to długie, ciemnofioletowe płaszcze z bardzo obszernymi kapturami, a do każdego z nich dołączona była śnieżnobiała, pozbawiona zdobień oraz jakiegokolwiek wyrazu maska.
- Paskudztwo - Kolekcjoner zaśmiał się szyderczo.
- Co to jest?
- Szaty ceremonialne, skarbeńku - turkusowooki wyszczerzył się prześmiewczo. - Zostały stworzone wieki temu, z myślą o przeprowadzaniu rytuału wyboru Strażnika. Dotknij!
Black przewrócił oczami, podszedł do przyjaciela i zacisnął dłoń na rękawie płaszcza. Początkowo nic się nie działo, ale po chwili ręka zaczęła mu nieprzyjemnie drętwieć. To dziwaczne uczucie rozprzestrzeniało się błyskawicznie, sprawiając wrażenie, jakby wysysało z niego siły. Zdezorientowany cofnął rękę, przypatrując jej się podejrzliwie.
- Czy wy macie cokolwiek nie pojebanego? - rzucił z przekąsem.
- A czy to byłoby zabawne, przystojniaku? - roześmiał się Dragan - Te ciuszki uszył arcymistrz magicznego krawiectwa, korzystając z materiału, który stworzyli Damon i Vallerin. Jest cholernie wytrzymały i odporny na duże dawki magicznej energii, dlatego służy jako ochrona ludzkich uczestników ceremoniału. Stylówa ohydna, ale lepiej wyglądać przez chwilę jak pajac, niż nie przeżyć całej zabawy.
- Ty we wszystkim wyglądasz bosko - czarodziej uśmiechnął się zadziornie.
- Nie bajeruj, flirciarzu - Luther puścił mu oczko. - Aż tak widać, że się stresuję?
- Nigdy nie widziałem cię bardziej zesranego - wzruszył ramionami, po czym położył dłoń na barku kumpla. - Vallerin wie, co robi.
- Problem w tym, że ja nie wiem - westchnął ciężko. - To cholerstwo - przytknął dłoń do rany na piersi - nie chce się zagoić. Nie jestem w pełni sił.
- Nawet gdybyś miał połamane wszystkie kości i poharatane pół ciała, to i tak byłbyś najsilniejszym skurwielem w całym towarzystwie - szarooki uśmiechnął się pocieszająco. - Nie licząc Vallerin.
- Dzięki, cukiereczku.
- Nie ma sprawy, kochanie - mocno klepnął plecy przyjaciela. - O której ma się zjawić Q?
- Około dwunastej - doceniał zmianę tematu. - Vallerin zdecydowała, że nie będziemy czekać do północy. Zaczniemy tuż po zachodzie słońca. Do tego czasu wszyscy powinni być już obecni i gotowi do działania. Widziałeś gdzieś Stena?
- Erin kazała mu odprowadzić skrzaty do jakiegoś domku, po drugiej stronie ogrodu. Pewnie niedługo wróci. Potrzebujesz czegoś?
- Flaszki! - roześmiał się melodyjnie.
![](https://img.wattpad.com/cover/109702743-288-k235835.jpg)
CZYTASZ
Córa rodu Phoenix.
أدب الهواةLady Vallerin Crown, córa rodu Phoenix - kobieta, której miłość do czarodzieja już raz złamała życie, po raz kolejny daje się wciągnąć w świat magii. Na prośbę swego przyjaciela, Albusa Dumbledore'a, wraca do Hogwartu, żeby mieć tam na oku młodego...