Gorętszy niż piekło.

1.3K 78 16
                                    

Dragan leżał na podłodze, tuż obok biurka Syriusza. Zjawił się nieoczekiwanie w Indrahill dobre dwie godziny temu, wszedł do gabinetu kumpla i tak po prostu, bez słowa wyjaśnienia legł na zadbanych, solidnych deskach. Syriusz zdążył się już przyzwyczaić do jego dziwactw, ale przyjaciel wciąż potrafił go zaskoczyć. Oczywiście zadał pytanie czemu znowu zachowuje się jak wariat, jednak został zignorowany. Kruczowłosy leżał w całkowitym milczeniu, wpatrzony w sufit - jedynym jego ruchem było palenie kolejnych fajek. Czarodziej nie zamierzał na siłę dociekać. Najwidoczniej Luther potrzebował chwili na przemyślenie czegoś, ale nie chciał być sam z własnymi demonami, dlatego tu przyszedł. Potrafił to zrozumieć. Tę cudaczną chęć bycia samemu, lecz w towarzystwie osoby, której się ufało. Wyszedł na chwilę, żeby poprosić Charliego o to, by mu nie przeszkadzano - był pewny, że staruszek poważnie podejdzie do swojego zadania. Wrócił do gabinetu, zamknął drzwi na klucz, postawił szklankę szkockiej obok dłoni Dragana i skupił się na pracy, co jakiś czas szybkim zerknięciem sprawdzając, czy u kompana wszystko gra. Turkusowooki był mu wdzięczny. Długo zastanawiał się, gdzie powinien iść. Nie chciał odpowiadać na żadne durne pytania, ani przejmować się tym, że jego zachowanie wzbudzi zbędne emocje. Raven z całą pewnością byłby zaniepokojony. Podobnie jak Ogary i skrzaty w rezydencji. Vallerin była dobrą opcją. Wiedział o tym, że wczułaby się w jego nastrój i o nic nie pytała, ale nie potrafiłby znieść jej zatroskanego spojrzenia. Uśmiechnął się pod nosem, wciąż wpatrzony w sufit. Black był idealny. Jako jeden z niewielu potrafił doskonale wpasować się w jego cudaczny sposób bycia. Nigdy nie naciskał. Powstrzymywał się od zbytecznych komentarzy i nachalnego pchania się z troską. Zwyczajnie akceptował jego odchyły - jakkolwiek niepokojące by nie były. Czuł się przy nim komfortowo. Świadomość, że siedział tuż obok dawała mu przyjemny spokój, dzięki któremu mógł się skupić. Wziął głęboki wdech.

- Chyba zrobiłem coś głupiego - wyszeptał.

- Nic nowego - Syriusz wzruszył ramionami. - Co tym razem?

- Poprosiłem Griffina o rękę.

W gabinecie nastała cisza. Czarodziej przestał skrobać piórem po pergaminie, co przez ostatnie 2 godziny było jedynym dźwiękiem. Czuł na sobie spojrzenie srebrzystych oczu.

- Nie brzmi to jak głupota - uśmiechnął się lekko, odkładając pióro. - Czemu tak cię to dręczy? Odmówił?

- Zgodził się - usiadł i przesunął się tak, by móc oprzeć plecy o biurko. - Nie sądziłem, że się zgodzi.

Były skazaniec wstał z krzesła i usiadł tuż obok niego. Przez dłuższą chwilę obydwaj gapili się na ścianę, wspólnie w ciszy paląc papierosy.

- Co cię męczy? - w końcu Black zarzucił ramię na jego barki.

- Myślisz, że się nadaję? No wiesz... - zerknął na przyjaciela - że będę potrafił go uszczęśliwić?

- Pojęcia nie mam - westchnął cicho, uśmiechając się kącikiem ust. - Tak samo, jak nie mam bladego pojęcia, jak długo Vallerin będzie szczęśliwa ze mną. Jedyne co mogę, to starać się ze wszystkich sił i tobie radzę to samo.

Luther zaśmiał się delikatnie. Tak. Syriusz Black zdecydowanie był najlepszym możliwym wyborem. Nie oczekiwał pocieszania, ani zapewniania, że wszystko będzie dobrze i nie dostał tego. Otrzymał coś znacznie cenniejszego. Gorzkawą prawdę od osoby, która dość nieźle znała ich obydwu.

- Nie umiesz pocieszać - zakpił lekko.

- Nie miałem zamiaru. Ani cię pocieszać, ani kłamać, że wszystko zawsze będzie wspaniale, a ptaszki będą ćwierkać radośnie nad waszymi głowami. Raven zna cię na wylot. Jest też piekielnie inteligentny, więc raczej ma świadomość, na co się pisze.

Córa rodu Phoenix.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz