Nocne wyprawy

6.4K 316 85
                                    


Dziewczyna zerwała się z krzykiem. Mocno zacisnęła palce na atłasowej, czarnej pościeli. Oddychając ciężko przyciągnęła kolana do klatki piersiowej. Nieustannie powtarzała sobie, że to tylko sen, starając się uspokoić. Cholerny Slytherin nie chciał dać jej spokoju. Pomimo upływu tylu lat...Odgarnęła przylepione do twarzy włosy. Chciała tego, czy nie wciąż wracała myślami do tamtych dni. Odległej, kłamliwej przeszłości i zdarzenia, które zniszczyło jej życie. Zniszczyło ją...Musiała zająć myśli czymś innym. Czymkolwiek. Wszystko było lepsze od tysięcznego zadręczania się tymi samymi pytaniami, na które i tak nigdy nie pozna odpowiedzi. Westchnęła przeciągle. Serce przestało łomotać jej, jak oszalałe, co wzięła za dobry znak. Odrzuciła mokrą od potu kołdrę i ześlizgnęła się z łóżka. Stojąc już na podłodze zawahała się przez chwilę. Kilka nieprzyjemnych myśli zmąciło dopiero co odzyskany spokój. Drobne ciało drżało pod wpływem nagłej fali emocji. Nie mogąc znieść tego dłużej, uderzyła obiema dłońmi w porcelanowe policzki. Delikatne pieczenie poczerwieniałej skóry przywróciło jej w pełni trzeźwy osąd. To był tylko sen. Wyblakły cień przeszłości, o której musiała zapomnieć. Lekko chwiejnym krokiem weszła do swojej prywatnej łazienki. Nie miała pojęcia czemu ktoś umieścił w Hogwarcie ukryte sypialnie, ale chwała mu za taki pomysł. Wątpiła, czy zdołałaby przez 7 lat ukrywać się na tyle dobrze, żeby żadna ze współlokatorek nie nabrała podejrzeń. Zwłaszcza nocami. To nie był pierwszy, a nawet nie milionowy raz, gdy budziła się z krzykiem. W jej posiadłości skrzaty już do tego przywykły - jedynie Sten za każdym razem z tą samą udręczoną miną stawiał się przy łóżku swej pani. Kochany, dobrotliwy Sten. Musiała napisać do tego staruszka o złotym sercu. Zapewne martwił się o nią. Nie lubił, gdy Lady opuszczała rezydencję bez niego. Płomiennowłosa uśmiechnęła się. Sten darzył ją niemalże ojcowską miłością. Wciąż myśląc o swoim domu oparła dłonie na krawędzi umywali, wykonanej z czarnego szkła. Z subtelnym oporem spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zdecydowanie nie wyglądała najlepiej. Pobladła skóra kontrastowała z sińcami pod oczami. Potargane, płomienne włosy przypominały stóg siana. Najbardziej jednak martwiły ją oczy. Wydawały się przygasłe i matowe. Choć była mistrzynią ukrywania emocji, ktoś kto dobrze ją znał, potrafił wszystko wyczytać z błękitnych tęczówek - odbijały się w nich wszelkie troski, które tłumiła głęboko w sobie. Albus na pewno by zauważył. Koniecznym było doprowadzenie się do porządku. To powinno zając ją na tyle długo, żeby wszelkie obawy ucichły. Podeszła do staroświeckiej, marmurowej wanny. Odkręciła mosiężny kurek z ciepłą wodą. Gorący strumień koił nerwy swoim uspokajającym szumem. Para unosząca się znad wanny oblepiła delikatną mgiełką skórę dziewczyny. Już po chwili mogła zanurzyć się w relaksującej kąpieli. Patrzyła w sufit. W myślach powtarzała plan Dumbledore'a - powód, dla którego tu była. Coraz bardziej interesował ją ów pan Potter. Znała Albusa na tyle długo, żeby wiedzieć, że nie powiedział jej całej prawdy o Harrym i tym, czego się obawiał. Nie miała zamiaru naciskać. Bardziej niż lęki starego przyjaciela, martwiła ją reakcja braci na jej obecność w szkole. Zaśmiała się w duchu. Przynajmniej dwóch zacznie wariować - z zupełnie innych powodów. Woda zaczęła nieprzyjemnie stygnąć, więc wyszła z wanny i ciasno owinięta ręcznikiem, wróciła do sypialni. Jej wzrok mimowolnie skierował się ku symbolowi domu węża, wyrytemu nad drzwiami. Cholerny Salazar. Poczuła, jakby zaczęło brakować jej powietrza. Nagle pokój wydał jej się tak malutki. Klaustrofobiczny. Kątem oka zerknęła na barokowy zegar, stojący obok biblioteczki. Wskazywał 2:17. Wszyscy zapewne już spali. Tym lepiej. Potrzebowała chwili oddechu i świeżego powietrza. Wyciągnęła z szafy pierwsze lepsze ubrania, jakie wpadły jej w ręce - czarne spodnie, bordowy podkoszulek i długi, zapinany na guziki sweter. Powinno wystarczyć na nocne chłody. Wciągnęła skórzane, czarne oficerki. Odruchowo rozejrzała się po pokoju. Zdecydowanie była sama i nikt nie mógł jej przyłapać na tym, co planowała. Teleportowała się na błonia. Dla czarodzieja przezwyciężenie zabezpieczeń Hogwartu było rzeczą niewykonalną, jednak ona nie była ani czarodziejem, ani tym bardziej zwyczajną istotą. Albus doskonale o tym wiedział, dlatego poprosił ją tylko, by starała się nie nadużywać naginania zasad bezpieczeństwa szkoły. Cóż...teraz to był nagły wypadek. Nie mogła zostać w pokoju ani chwili dłużej, a nocna wycieczka przez korytarze wydawała jej się zbyt niebezpieczna. Nie wypadało, by wnuczka dyrektora została przyłapana na łamaniu regulaminu już pierwszego dnia. Idąc po wilgotnej trawie zastanawiała się, czy powinna powiedzieć Dumbledore'owi o dzisiejszej nocy. Zdecydowała się tego nie robić. Przyjaciel już miał dość wyrzutów sumienia... nie chciała go dodatkowo niepokoić. Zatrzymała się w tym samym miejscu, które widziała we śnie. Obserwowała Zakazany Las. Uśmiechnęła się blado. Tak jak kiedyś powiedziała, stał się imponujący. Usiadła na wilgotnej ziemi. Odegnała od siebie wszelkie pytania i bolesne domysły. Po prostu siedziała patrząc na las. Albus zaproszeniem do Hogwartu świadomie, czy też nie, podarował jej coś bardzo cennego. Odskocznię. Mogła skupić się na pomocy przyjacielowi i wreszcie przestać żyć przeszłością. Zamyślona straciła poczucie czasu. Z tego stanu wyrwał ją czyjś głos.

Córa rodu Phoenix.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz