Chwilę później do pomieszczenia weszła moja matka. Zachwycona, rozglądała się dookoła i głośno komentując wystrój, witała się z siedzącymi przy stole osobami.
Chciałam zapaść się pod ziemię.
Może i moja matka robiła to z pewną nutą gracji, ale przesadzała. Uważała, że mając taką fortunę trzeba pokazywać innym swoją wyższość. I jak na mój gust, obnosiła się z tym za bardzo, a przecież była klasę niżej. Jeśli chciała się w nich wpasować, to nie był to najlepszy sposób. Cóż, rodzina Conall'a, owszem, miała pieniędzy, jak lodu - i widać było to gołym okiem, ale wystarczyła chwila, żebym zrozumiała, jak skromnymi ludźmi są.
Stałam przyglądając się, jak znajdujący się za matką ojciec od czasu do czasu upomina ją, żeby mówiła ciszej, ale ta kompletnie go lekceważyła.
Babcia Conall'a złapała mnie pod ramię i odciągając w bok, zaprowadziła nas do stołu. Zaczynałam żałować, że nie mogę usiąść koło matki. Mogłabym wtedy, gdyby przesadziła kopnąć ją pod stołem w nogę, a tak? Musiałam zdać się na tatę, którego ani trochę nie słuchała.
Podeszliśmy do stołu.
Siedzący mężczyźni oczywiście wstali, czekając aż kobiety zajmą miejsce, a kiedy wreszcie usiadłam, większość spojrzeń skierowała się w naszą stronę. Nikt jednak się nie odezwał i
było tak przez całą kolację. Jedynymi osobami, które do mnie mówiły byli rodzice mojego przyszłego "narzeczonego", moi oraz babcia chłopaka i wreszcie on sam.
Nie rozumiałam czemu tak jest i stresowałam się, że może to moja wina, bo się nie przywitałam. Może zrobiłam coś źle?
-Lana gra na wiolonczeli i fortepianie. - Wychwalała matka.
-Ale tylko w zaciszu domowym. - Zauważyła Elżbieta.
Posłałam jej wdzięczny uśmiech.
-Ciekawy jestem, jakie jeszcze umiejętności posiada wasza córka. - Rzucił tato chłopaka.
Z przerażeniem spojrzał w jego stronę. Jeśli wspomni coś o koszykówce, to matka mnie zabije.
-Umie jeszcze pływać. - Przyznała moja mama. - Zdobyła złoty medal w wieku jedenastu lat, ale potem nie chciała więcej jeździć na zawody.
Zacisnęłam usta w wąską linię.
-Tak to już jest z tymi dziećmi. - Rzuciła staruszka, przytulając mnie. - Raz czegoś chcą, a potem im się odwidzi i koniec!
-Tak. - Przyznał mężczyzna, siedzący po drugiej stronie stołu. - Conall kiedyś grał na gitarze, prawda?
Zerknęłam na chłopaka.
Miał naburmuszoną minę.
-Kiedyś, wuju.
-Cóż. - Zaczął mój ojciec, podnosząc kieliszek. - Za nasze dzieci, oby przeszły przez życie jeszcze lepiej, niż my.
-Tato. - Odezwałam się wreszcie. - Jeszcze masz trochę tego życia przed sobą.
Wszyscy przy stole zaczęli się śmiać, a ja poczułam na swojej ręce, którą trzymałam pod stołem, kurczowo zaciskając - ciepłą dłoń.
Zerknęłam w dół.
To był Conall.
Uśmiechnęłam się.
-Dobrze ci idzie. - Szepnął, kiedy reszta, zajęła się piciem toastów.
Obróciłam rękę i uścisnęłam jego palce.
-Dzięki tobie.
Patrzyliśmy na siebie przez moment, a potem wyrwana śmiechem mojej matki, wróciłam wzrokiem do talerza.
Nadal się stresowałam tymi wszystkimi nieznanymi mi ludźmi i tym, że ktoś zobaczy, że między mną, a chłopakiem nie ma tej przysłowiowej chemii, ale jego babcia, skutecznie odganiała wszystkie gnębiące mnie myśli. I dzięki niej wysiedziałam na miejscu dłużej, niż byłam początkowo w stanie.
Była naprawdę cudowna. Zresztą Conall i jego mama też. Jeśli moja matka czy ojciec palnęli jakieś głupstwo pod moim adresem, zaraz przychodzili mi na ratunek całą trójką. Nie, żebym nie umiała sama o siebie walczyć, ale nawet bym nie zdążyła, bo oni od razu rzucali się do boju.
-Napij się na rozluźnienie. - Powiedziała staruszka, podsuwając mi kieliszek wina.
Spojrzałam w jej stronę. Miała na twarzy urocze zmarszczki, a burza kręconych siwych loków na czubku głowy sprawiała, że nie potrafiłam określić jej wieku. Odrobinę pulchna, uśmiechała się do mnie ciepło.
Conall rozmawiał akurat z jakąś kobietą po swojej prawej stronie, więc miałam większe pole manewru.
Nachyliłam się do jego babci i szepnęłam, że nie mogę.
-Skarbeńku, nie odmawiaj mi! - Poprosiła.
Przygryzłam wargę.
Nie wiedziałam, co zrobić. Przecież nie dostałam kieliszka, więc teoretycznie nie powinnam pić. Z drugiej jednak strony... sama nalegała, więc chyba wiedziała co robi.
Spojrzałam w stronę rodziców, a kiedy upewniłam się, że nie patrzą w moim kierunku - upiłam spory łyk.
W moich ustach rozszedł się słodkawy smak winogron. Delikatny, kobiecy trunek. Odrobinę musujący.
-I jak? - Zapytała.
Uśmiechnęłam się.
-Dobre. - Powiedziałam, odstawiając lampkę. I dopiero teraz zorientowałam się, że mama Conall'a, patrzy w moją stronę.
Och, cholera.
Poczułam, jak się czerwienię i nie wiedząc, co ze sobą zrobić, rzuciłam jej przepraszające spojrzenie. Ona, jednak kompletnie mnie zaskakując, uśmiechnęła się szeroko i puszczając mi oczko, obróciła się w stronę mojej mamy, by zapytać ją, co sądzi o długich sukniach ślubnych.
Osłupiałam.
Co mnie ominęło?
Wyprostowałam się i rozejrzałam dokoła.
Towarzystwo rozmawiało o weselach, ale nie słyszałam ani razu swojego, czy Conall'a imienia. Więc może mówili o jakimś innym? Modliłam się w duchu, by tak było.
O ile dobrze zrozumiałam, osobami, których mi nie przedstawiono był brat, ojca mojego przyszłego narzeczonego z żoną, oraz jego siostra z mężem. Natomiast kobieta, z którą czasem rozmawiał Conall była kuzynką jego matki, a mężczyzna siedzący obok jej męża, był jego przyrodnim bratem, a dokładniej, jakąś szychą w kancelarii prawniczej.
Nie byłam tylko pewna, kim u licha była kobieta, siedząca po lewej stronie babci chłopaka. Córka tej Pani, jak mi się zdawało siedziała kawałek dalej i nie odzywając się do nikogo, ciągle polewała sobie wina. Sama.
Zrobiło mi się jej szkoda. Może miała problem z alkoholem?
Jakiś czas później, musiałam przyznać w końcu, że nie było, aż tak źle. Nikt nie zadawał nam pytań dotyczących związku, ślub czy zaręczyn, a ja nie zostałam nikomu przedstawiona. Zastanawiałam się dlaczego, ale widocznie ludzie tacy, jak oni nie zaprzątali sobie, aż tak głowy przedstawianiem młodzieży.
Chłopak tylko raz, na prośbę ojca opowiedział o naszym wypadzie do kina, a ja wcale nie musząc się wysilać, potwierdziłam jego wersję wydarzeń.
Wreszcie, pół godziny później, udało nam się opuścić towarzystwo, a mnie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, puścił stres. Moje ciało rozluźniło się momentalnie. Czułam się dobrze sam na sam z Conall'em i cieszyłam się, że pomyślał, o ulotnieniu się z sali, gdzie dyskusja potoczyła się w stronę biznesu. Babcia ciemnowłosego również skorzystała z okazji i wyszła z nami, ale na korytarzu udała się schodami w górę do swojego pokoju.
-Mam nadzieję dziecko, że jeszcze się spotkamy. - Powiedziała, głaskając mnie po twarzy.
-Babciu. - Wyrącił chłopak. - Na pewno się spotkacie. Myślę, że jeśli się zaręczymy Lana, będzie częstym gościem w naszym domu.
Wzięłam głęboki oddech i posłałam kobiecie w miarę, swobodny uśmiech.
-Och dzieci. - Zawołała, łapiąc nasze dłonie i złączając je razem. - Mam nadzieję, że w końcu zrozumiecie, co do siebie czujecie i tego nie zmarnujecie.
Osłupiałam.
On zresztą też.
-Z pewnością... Przecież dopiero się poznaliśmy. - Bąknął, a ona poklepała go po policzku i nic nie mówiąc, posłała w naszą stronę tajemniczy uśmiech. Następnie obróciła się w tył i ruszyła w górę.
Spojrzałam na chłopaka. Nadal trzymał moją dłoń i wodził wzrokiem za znikającą, na piętrze babcią.
-Czy ona... - Wyszeptałam. - Domyśliła się?
Zerknął na mnie.
-Nie ma mowy. - Powiedział. - Jest starsza, nie wiadomo, co sobie pomyślała.
Przygryzłam wargę i odrobinę uspokojona, pozwoliłam mu pociągnąć się w stronę szklanych drzwi.
Wyszliśmy na zewnątrz i dosłownie oniemiałam. U swoich stóp miałam przepiękny ogród, ciągnący się przez całą długość i szerokość na tyłach posiadłości.
-Och mój Boże! - Westchnęłam z zachwytem.
-Bogiem nie jestem, ale cieszę się, że ci się podoba. - Szepnął, gdzieś do mojego ucha, ale ja byłam zbyt oszołomiona widokiem, aby się odsunąć. - Podoba ci się?
Pokiwałam głową, obracając się w jego stronę.
-Tak. - Rzuciłam. - Nie znam się na kwiatach, ale to jest przepiękne.
Uśmiechnął się, puszczając moją dłoń.
-Chodź, oprowadzę cię. - Zaproponował i ruszył schodami w dół w stronę żywopłotu i wąskich alejek, usypanych z jasnych, drobnych kamyczków.
Szłam za nim rozglądając się dookoła i podziwiając różnego rodzaju kwiaty i młode, rosnące drzewka. Księżyc oświetlał wszystko, tworząc magiczną atmosferę.
-Chciałabym zobaczyć to wszystko za dnia. - Rzuciłam, zafascynowana.
-Załatwione! - Powiedział, obracając się w moją stronę. - I jak, daliśmy radę, prawda? Nie było tak źle.
Uśmiechnęłam się.
-Nie było, ale to dzięki temu, że właściwie nikt nie zwracał na mnie uwagi. Wiesz, nawet się do mnie nie odzywała reszta twojej rodziny.
Chłopak zmarszczył brwi.
-To nie tak. - Zaczął. - Moja mama nie przedstawiła cię celowo.
-Nie rozumiem. - Przyznałam.
-W mojej etykiecie, póki moi rodzice cię nie przedstawią, inni nie mają prawa się nas o nic wypytywać.
-Och. - Bąknęłam, czując odrobinę ulgi, w końcu pół wieczoru zastanawiałam się czy to, że się nie przedstawiłam nie było, oznaką braku kultury, ale zaraz spojrzałam na niego z przerażeniem. Nie powinien mówić mi o swojej etykiecie.
Rozumiejąc moje wahanie, wzruszył ramionami.
-Przecież nikomu nie powiesz, prawda?
Uśmiechnęłam się, skręcając za nim w kolejną alejkę.
-Aż tak mi ufasz?
-Szczerze mówiąc tak. - Przyznał. - Masz w sobie coś takiego, co sprawia, że człowiek czuje zaufanie. Dlatego byłem dziś taki spokojny.
-Dzięki. - Rzuciłam, odrobinę zawstydzona, a potem dodałam szczerze. - Masz fajną babcie.
Pokiwał głową.
-Chyba cię polubiła. Szkoda, że tak bardzo ją zawiedziemy.
Zamrugałam czując, jak coś ściska mnie za gardło.
Miał rację. Byłam tu tylko po to, by wcielić w życie nasz plan. Mieliśmy zawieść nie tylko ją, ale ich wszystkich.
-Chodź. - Mruknął, łapiąc mnie za nadgarstek. - Pokaże ci moje ulubione miejsce.
Zaskoczona pisnęłam, ale ruszyłam za nim. Biegliśmy, krętą ścieżką, między żywopłotem, a ja miałam wrażenie, że zaraz się zgubimy.
Obejrzałam się w tył, ale dom zniknął gdzieś za drzewami.
W między czasie Conall, opowiadał mi o swoich ulubionych potrawach i filmach, a ja opowiedziałam mu o tym, jak poznałam Camilię. Pytał mnie o ulubiony kolor i chłopaków, a kiedy powiedziałam mu, że Gawin jest moim pierwszym, nie chciał uwierzyć.
-Mówisz poważnie? - Zapytał, idąc już trochę wolniej. - I ani Derek, ani Shawn nie byli z tobą?
Przygryzłam wargę, rozbawiona jego miną.
-Nie.
-Współczuję im, jak cholera.
Zaśmiałam się.
-Chyba nie ma czego. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, inne relacje mógłby to zepsuć.
Pokiwał głową.
-Coś w tym jest. - Rzucił i stanął na wprost mnie. - Dobra zamknij oczy.
-Co?
-No zamknij! - Zawołał. - To trzeba zobaczyć z zaskoczenia.
Przewróciłam oczami, ale zrobiłam, o co prosił.
-Tylko nie podglądaj! - Ostrzegł.
-Nie mam za-zamiaru. - Wyjąkałam czując, jak stając za mną, kładzie dłonie na moich biodrach i delikatnie, popycha mnie do przodu.
-Conall... - Zaczęłam niepewna. - Wywalę się, tu jest nierówno!
-Trzymam cię. - Powiedział, a moją szyję owiał jego oddech.
Nie mogłam tego powstrzymać.
Moje ciało przeszedł delikatny wstrząs, a serce przyspieszyło bicie, powodując chaos w moim umyśle.
-Powoli. - Zamruczał, gdzieś za mną, prowadząc mnie do przodu.
Wyciągnęłam przed siebie dłonie i nie mając wyjścia, szłam tam gdzie mnie prowadził.
Gdzieś w oddali słyszałam świerszcze i chyba wodę, ale poza tym wieczór był cichy i spokojny.
Wreszcie poczułam, jak chłopak pociąga mnie w tył i przyciągając do siebie, przenosi dłonie z bioder na moje ramiona.
Nie rozumiałam czemu czułam się taka skołowana, a słysząc jego głos, moje serce po raz kolejny zgubiło rytm.
-Jesteśmy. - Wyszeptał, zadowolony. - Otwórz oczy.
Nie mogąc się doczekać, uchyliłam powieki i mimowolnie otworzyłam usta.
Przede mną znajdowała się przepiękna fontanna z marmuru. Woda spływała powoli z jej górnych części, niczym łzy po policzkach i gromadziła się u podnóży, otoczona dobrze zadbanym murkiem. Jednak to nie sama w sobie fontanna, czy rosnące dokoła niej róże sprawiały, że zaparło mi dech.
To siedzący na jej czubku anioł. Był przepiękny. Wyglądał, jak małe dziecko ze skrzydełkami, a w dłoniach trzymał łuk z naciągniętą strzałą.
Zakryłam usta dłonią.
-Conall, to jest... - Zabrakło mi słów.
-Stała tu już kiedy mój pradziadek kupił tę ziemię. On chciał ją wyburzyć, ale jego żona zakochała się w niej. - Wyjaśnił. - I została.
-To naprawdę niesamowite.
-Jej historia jest jeszcze bardziej niesamowita.
Oczarowana, podeszłam jeszcze bliżej fontanny.
-To znaczy?
Wskazał na siedzącego u góry anioła.
-Podobno siedzący na jej czubku amor sprawia, że ludzie, którzy tu przyjdą, zakochują się w sobie ze wzajemnością.
Uśmiechnęłam się i śmiało usiadłam na murku, otaczającym fontannę.
-Nie wierzę w takie rzeczy. - Powiedziałam, a potem zanim ugryzłam się w język, dodałam pół żartem. - Więc przyprowadziłeś mnie tu, bym się w tobie zakochała?
Usiadł obok mnie.
-Nie, miałem po prostu nadzieję, że fontanna wpłynie na twoje upodobanie do sukienek z zakrytym dekoltem.
Uderzyłam go w ramię.
-Zboczeniec z ciebie, wiesz?
Zaśmiał się.
Odchyliłam głowę w tył i z zachwytem zobaczyłam, że niebo jest usiane tysiącami gwiazd. Cudowna noc, zwiastująca równie piękny dzień.
-Powiedz mi coś. - Odezwał się wreszcie, po dłuższej chwili ciszy.
-Strzelaj! - Zachęciłam.
-Ty i Gawin... długo jesteście razem?
-Ponad pół roku. - Przyznałam.
-I jesteś szczęśliwa? - Zapytał, a ja zaskoczona spojrzałam w jego stronę. Jeszcze nikt mnie nigdy o to nie zapytał. Ludzie widzieli tylko jego niższe pochodzenie. Moi rodzice nawet raz nie zapytali, czy jest mi z nim dobrze.
-Skąd to pytanie? - Przyjrzałam mu się uważniej.
-Po prostu nie wyglądaliście na takich. - Przyznał, patrząc prosto w moje oczy.
Westchnęłam.
-To trudna sytuacja dla nas obojga. Ja nie chcę go zranić, a on... On po prostu się martwi.
Pokiwał głową.
-I twoja rodzina go nie akceptuje, ponieważ pochodzi z niższej klasy?
Jeśli wcześniej byłam zaskoczona, teraz musiałam gapić się na niego z szokiem wymalowanym na twarzy.
Otworzyłam szeroko usta.
Conall naprawdę był dobry w ocenianiu ludzi. Mówił mi, że uczą ich tego, ale nie sądziłam, że jest, aż tak domyślny. Widział Gawina tylko raz, a nawet ja widząc go z początku nie połapałabym się, gdyby mi nie powiedział, że jest niżej ode mnie.
-Tak. - Powiedziałam zgodnie z prawdą, przyglądając się, jak zareaguje, ale nie drgnęła mu nawet powieka. Nie wydawał się tym zgorszony, więc dodałam. - Wyobraź sobie minę mojej matki, kiedy się o nas dowiedziała.
Zmarszczył brwi, a potem otworzył szeroko oczy, krzywiąc się.
-Cholera, to mogło być kłopotliwe.
-Nadal takie jest. - Przyznałam. - Chociaż myślałam, że będzie gorzej. Wiesz, myślałam, że kiedy się dowie, to się wścieknie, ale ona... - Urwałam, zatapiając się we wspomnieniach. - Ona po prostu oświadczyła nam, że znalazła mi narzeczonego.
Słysząc to, Conall rozłożył szeroko ramiona.
-I o oto jestem o Pani! - Powiedział poważnym głosem, chociaż kąciki jego warg drżały z rozbawienia. - Twój wybranek serca!
Zachichotałam, ale nim odpowiedziałam przez ciszę nocy, przebił się głos mojej matki.
-Lano! Jedziemy!
Śmiejąc się, zeskoczyłam na miękką trawę. Chłopak poszedł w moje ślady.
-Dzięki za dotrzymanie towarzystwa. - Powiedział, kiedy wreszcie stanęliśmy na wprost siebie.
-Dziękuję, że nie zostawiłeś mnie z tym wszystkim samej.
Przechylił w bok głowę.
-Prawdę powiedziawszy po twoim pytaniu, o to czy lubię koronkę, nie mogłem doczekać się naszego spotkania.
Rozbawiona, ruszyłam w drogę powrotną. Szedł za mną.
-I co czujesz się rozczarowany?
-Nie. - Powiedział i nagle, podchodząc bliżej, oplótł mnie od tyłu ramionami w pasie, po czym, ku mojemu zaskoczeniu przyciągnął mnie do siebie.
-Och. - Cichy jęk mimowolnie wyrwał się z moich ust.
-Szczerze mówiąc. - Mruknął figlarnie, odgarniając mi z policzka włosy i krążąc ustami, gdzieś przy moim uchu. - Wyglądasz dziś ślicznie, ale...
Zalała mnie fala ciepła.
-Ale? - Wyjąkałam.
-Ale jestem pewien, że mnie nie dogonisz koszykarko! - Zawołał i ściskając mnie mocniej w pasie, podniósł do góry i obrócił tak, że teraz ja byłam za nim.
Nagle jego dłonie zniknęły.
Obróciła się w jego stronę.
Biegł już w kierunku domu.
-To oszustwo! - Zawołałam i ściągając z nóg koturny, wzięłam je w ręce i rzuciłam się za nim biegiem.
Ciszę nocy rozdarły nasze śmiechy.
_______________
No Kochani! Żeby wynagrodzić Wam moją nieobecność, połączyłam dwa rozdziały w jeden! Żeby był dłuższy ;).
Napiszcie mi koniecznie swoje odczucia, co do tej dwójki 😍.
Kocham Was bardzo mocno!
Tęskniliście? ;*;*

CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
RomanceZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...