Z bólem serca zostawiłam przyjaciół w samochodzie i żałując, że nie mogą na mnie poczekać, ruszyłam w stronę budynku. Następnie bez rozglądania się, pchnęłam drzwi, a kiedy ustąpiły, weszłam dzielnie do środka.
Moim oczom ukazał się ogromny, pomalowany na żółto hol. Na ścianach wisiały portrety jakiś profesorów, a oprócz tego rozpoznałam na nich Szekspira, Da Vinci'ego i Einsteina. Parapety zawalone były różnej wielkości i kształtów kaktusami. Po lewo stało obszerne, mahoniowe biurko, za którym siedziała młoda, ładna blondynka. Za nią stała niska, szeroka gablota z medalami, prawdopodobnie zdobytymi przez uczniów.
Dziewczyna uśmiechała się do mnie przyjaźnie, więc zachęcona jej, jak mi się zdawało szczerym uśmiechem, podeszłam bliżej.
-Dzień dobry. - Rzuciła, wstając. - W czym mogę pomóc?
-Dzień dobry, szukam hali gimnastycznej. - Przygryzłam wargę. - Właściwie to szukam jednego chłopaka z trzecich klas. Umówiliśmy się po jego treningu.
Nie byłam pewna czy to jej coś mówi, ale widocznie trafiłam w sedno, bo oczy dziewczyny rozbłysły zrozumieniem.
-Ciepło jest, więc trenowali na zewnątrz. Na pewno znajdziesz tego, którego szukasz na basenie.
Pokiwałam głową, rozglądając się dookoła.
-Basen? - Zapytałam. - Jasne!
Nie miałam zielonego pojęcia, gdzie to jest.
Blondynka zachichotała i wychodząc zza biurka, zaoferowała, że mnie zaprowadzi.
Wzruszyłam ramionami.
Skoro miała czas i chęci, to czemu nie?
Ruszyłyśmy pustym korytarzem, by chwilę później, skręcić po lewo za rogiem. I oto był!
Moim oczom ukazały się wysokie, od ziemi do prawie samego sufitu okna, wychodzące na sporej wielkości plac.
Stanęłam, jak wryta, ale nim dziewczyna zareagowała, doprowadziłam się do porządku.
-Macie odkryty basen!? - Zapytałam, choć to akurat było oczywiste.
Przede mną, po drugiej stronie szyb, w sercu otoczonego murem placu znajdował się, sporej wielkości basen. Kilku chłopaków kąpało się właśnie, grając w wodną siatkówkę, a jeszcze inni po prostu siedzieli na brzegu. Wśród nich zauważyłam Conall'a.
-O jest! - Powiedziałam do dziewczyny, dziękując za pomoc. Blondynka uniosła brwi i zaciekawiona, zerknęła w stronę grających osób.
-Który?
Miałam nie jasne wrażenie, że przyszła ze mną tu tylko po to, aby się tego dowiedzieć.
-Conall. - Odpowiedziałam, bo właściwie, czemu miałabym to ukrywać?
-C-co? - Wydukałam, obracając się w moją stronę. Tym razem przyjrzała mi się uważniej. Bardziej oceniając i wcale mi się to nie podobało. - Jesteś umówiona z Conall'em Laverence?
Zmarszczyłam brwi, zdziwiona jej reakcją.
-Tak, kazał mi tu przyjść.
-Mój Boże! - Wykrzyczała, zakrywając usta dłonią, po czym bez słowa wyjaśnienia, obróciła się na pięcie i oddaliła w zupełnie innym kierunku.
-O co chodzi!? - Zawołałam za nią, ale nawet się nie obejrzała.
Cóż, to było cholernie dziwne, ale nie miałam teraz czasu się nad tym zastanawiać.
Wzięłam głęboki oddech i kładąc dłoń na klamce, pchnęłam szklane drzwi.
Ustąpiły niemal od razu, a ja wychodząc na miękką, zieloną trawę, zwróciłam na siebie uwagę większej części osób.
Udając, że tego nie widzę, ruszyłam brzegiem basenu do siedzącego w wodzie Conall'a.
Spojrzała na mnie szeroko się uśmiechając, a potem rzucił coś do pływających obok niego kolegów. Obaj obrócili się do mnie.
Chwilę później, jakiś kretyn za mną, głośno zagwizdał i teraz już chyba wszyscy, gapili się w moją stronę. Prawdopodobnie była to wina tego, że byłam jedyną dziewczyną w pobliżu.
Miałam ochotę przewrócić oczami.
Jak dzieci!
Stanęłam przy krawędzi basenu, patrząc, jak chłopak podpływa bliżej. Następnie podciągając się na silnych, dobrze umięśnionych ramionach, wreszcie stanął na wprost mnie.
Uśmiechnęłam się, a on pochylił się do przodu i ku mojemu zaskoczeniu, pocałował mnie w policzek.
-Przyszłaś! - Rzucił, po czym posyłając mi pełne zadowolenia spojrzenie, wlepił bezwstydnie wzrok w moje piersi.
Och.
Czerwieniąc się odrobinę, również zerknęłam w mój mocno wycięty dekolt.
Na miłość! Kompletnie o tym zapomniałam! Mogłam jechać do domu i się przebrać! A tak!? Chłopak miał przed sobą swoje ulubione widoki podane, jak na tacy!
Zapomniałam też z wrażenia przed nim dygnąć, ale to chyba mógł mi wybaczyć. Ciągle przecież się krzywił, gdy tak robiłam.
I szczerze mówiąc, chociaż chciałabym, nie mogłam nie zauważyć, jak Conall dobrze wygląda. Musiał ostro ćwiczyć na siłowni, a ja musiałam przyznać, że jego wyćwiczony brzuch, robił wrażenie.
Przełknęłam ślinę i z trudem, przeniosłam wzrok na jego twarz. Świdrował mnie ciemnozielonymi oczami. Mogłam przysiąc, że dziś były bardziej zielone, niż czarne.
-Przecież obiecałam.
-Fajnie, że jesteś. Ubiorę się tylko i możemy iść. - Powiedział, a ja pokiwałam głową.
Ktoś za mną znów zagwizdał, więc chłopak posłał mi przepraszające spojrzenie.
-Nie zwracaj uwagi na tych kretynów.
Uśmiechnęłam się.
-Nie miałam nawet takiego zamiaru.
-No dobra. - Złapał w dłoń wiszący na poręczy ręcznik. - Zaraz wracam. - Obiecał i zostawiając mnie samą, pobiegł do drzwi z napisem "szatnia".
Rozejrzałam się, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić, ale na szczęście kawałek dalej była wolna ławka.
Usiadłam więc, zwracając twarz ku słońcu.
Dzień był taki, jak lubię. Ciepły i słoneczny.
-Czyżby nasz Conall znalazł wreszcie miłość życia? - Zawołał jeden z chłopaków w basenie, a kątem oka dostrzegłam, jak drugi rzuca w jego głowę piłką. Kilku innych wybuchnęło śmiechem, a uderzony blondyn, zaczął chlapać wodą kolegę.
Wyzywali się od "ciot" i tego typu podobnych określeń, a ja zastanawiałam się, jak u diabła będą oni, kiedyś prowadzić te wszystkie firmy swoich ojców?
Na szczęście nie musiałam długo czekać. Conall dwie minuty później, wyszedł z szatni i zapinając w biegu białą koszulę, ruszył w moją stronę.
-Gotowy? - Zapytałam, wstając. Chciałam, jak najszybciej opuścić to miejsce. Czułam się naprawdę dziwnie, będąc jedyną dziewczyną w gronie, tych napalonych nastolatków.
-Tak. - Odpowiedział, posyłając spojrzenie w stronę dwójki, z którą wcześniej pływał. - Widzimy się jutro?
-Jasne!
-Baw się dobrze! - Dodał brunet, a jego kumple głośno zachichotali, mówiąc coś o tym, żebyśmy za dużo nie świntuszyli.
Mój towarzysz wyglądał na odrobinę zniesmaczonego, zachowaniem kolegów.
-Przepraszam. - Powiedział, kiedy weszliśmy do budynku. Oczywiście przytrzymał mi drzwi. - Straciłem rachubę czasu i...
-Nic się nie stało. - Zapewniłam, wchodząc mu w słowo.
Ruszyliśmy korytarzem.
Byłam pewna, że wyjdziemy tą samą drogą, którą przyszłam, ale chłopak pociągnął mnie w zupełnie innym kierunku.
-Przyjechałaś samochodem? - Zapytał, kierując się w stronę drzwi z napisem "wyjście ewakuacyjne".
-Nie. - Powiedziałam, wychodząc na parking. - Podrzucił mnie kolega.
-Ten kolega? - Wiedziałam, że pyta o Gawina.
Pokręciłam głową i pomyślałam, że ten "kolega", obraził się na mnie, chyba na amen.
Szłam za chłopakiem, by wreszcie zatrzymać się przy czarnym, lśniącym Lexusie.
-W takim razie... - Zaczął, otwierając mi drzwi. - Podrzucę cię do domu i porozmawiamy w drodze, zgoda?
-Jasne. - Uśmiechnęłam się, wsiadając do środka. Urzekło mnie to, że zawsze pytał mnie o zdanie, dawał mi wybór, a nie narzucał własny.
Patrzyłam, jak zamyka za mną, a następnie szybkim krokiem, obchodzi samochód, by wreszcie zająć miejsce kierowcy.
-No dobra, ruszajmy. - Mruknął, odpalając silnik.
Zaciekawiona rozejrzałam się po wnętrzu. Przyciemniane szyby dawały spore poczucie prywatności i dyskrecji, a miliony, podświetlanych na niebiesko guzików, znajdujących się na desce rozdzielczej, za pewne przyprawiłyby o ból głowy osobę, pierwszy raz wsiadającą do tak luksusowego samochodu.
Chwilę później chłopak wycofał i wreszcie opuściliśmy parking szkoły.
-Więc... - Zaczął, skręcając. - Impreza jest w tę sobotę o dwudziestej. I nie będzie moich rodziców, więc wolałbym, żebyś nic, o tym wspominała swoim.
Pokiwałam głową.
Cóż wspominałam już, coś o wspólnym weekendzie, ale zawsze mogłam powiedzieć, że idziemy do kina, prawda?
-Będzie sporo osób. - Ostrzegł.
Przygryzłam wargę, przypominając sobie jego grono znajomych na Facebooku.
Towarzyski!
Co miał na myśli mówiąc sporo?
-W tym kilkoro, których rodzice znają się z moimi. - Ciągnął dalej. - Będziemy musieli trochę poudawać.
Słysząc to, westchnęłam.
-Wiem, wiem. Ja też chętnie zająłbym się czymś innym, niż zadowalaniem moich rodziców. - Mruknął, skręcając.
-Bardziej martwi mnie Gawin. - Przyznałam.
Zerknął na mnie.
-Twój chłopak, tak?
-Tak. - Wydęłam wargi. - Nie odzywa się do mnie już kolejny dzień. Przedstawiłam mu całą sytuację, nasz plan i ...
-Powinnaś dać mu czas. - Wszedł mi w słowo. - Sam nie wiem, jak zareagowałbym w takiej sytuacji.
Westchnęłam.
-Wiem, tylko... Zresztą nie ważne. - Nie chciałam zanudzać go moimi rozterkami, więc zmieniłam temat. - Moja przyjaciółka bardzo się ucieszyła, że ją zaprosiłeś.
Spojrzał na mnie, ale chyba zrozumiał, że nie chcę rozmawiać o Gawinie, bo zaraz się uśmiechnął.
-Prawidłowa reakcja! Nie pożałuje. I mam nadzieję, że ty też nie, a jeśli przyjdziesz w tej sukience...
Uderzyłam go w ramię.
-Ale z ciebie świnia!
Droga zleciała nam naprawdę szybko. I nim się obejrzałam Conall, parkował na moim podjeździe.
Zerknęłam w stronę domu, przewracając oczami, na widok poruszającej się firanki. Oczywiście ktoś nas obserwował.
-Patrzą?
Pokiwałam głową.
-Więc zagrajmy! - Zachęcił, wysiadając z samochodu.
Zaczekałam, aż otworzy mi drzwi, a kiedy wreszcie podał mi dłoń, przyjęłam ją, uśmiechając się od ucha do ucha.
Starałam się, żeby był to, jak najbardziej normalny uśmiech, ale tak naprawdę chciało mi się okropnie śmiać.
Stanęłam na wprost chłopaka, przygryzając wargę.
-Dzięki. - Rzuciłam, a on pochylił się do przodu, prawdopodobnie chcąc pocałować mnie w policzek. Niestety ja, kompletnie się tego nie spodziewając, odrobinę za wysoko podniosłam głowę i usta chłopaka, trafiły w czubek mojego nosa.
Odsunął się, a ja zachichotałam.
-Przepraszam. - Zaczęłam w tym samym czasie, co on i znów wybuchnęłam śmiechem.
Chłopak przesunął dłonią po swoich seksownie, potarganych włosach.
-To ja przepraszam. - Powtórzył.
-Nie ma za co. - Rzuciłam rozbawiona.
-Będę się jeszcze odzywał. - Dodał, znów zezując w stronę moich piersi.
Posłałam mu wkurzone spojrzenie.
Uśmiechnął się niewinnie.
-Świetna jest ta sukienka! - Powiedział i obracając się na pięcie, ruszył do samochodu.
Zaczekałam, aż się obejrzy, a potem pokazałam mu środkowy palec i zadowolona, udałam się do domu.
Wchodząc, słyszałam za sobą głośny śmiech chłopaka.
CZYTASZ
Aż Do Śmierci ✔
RomansaZmarszczyłam brwi. -Właściwie to był chyba remis. - Powiedziałam. - Jak na piłkarza jest cholernie dobrym koszykarzem. Cam wybuchnęła śmiechem. -Więc, jeśli dobrze rozumiem... Grałaś z nim w piżamie. - Wyliczała na palcach. - W środku nocy w kosz...