Rozdział 7

6.2K 351 62
                                    

Postanowiłam porozmawiać z Gawinem zaraz po szkole. W środy zawsze spędzaliśmy godzinę po zajęciach razem. Miałam nadzieję, że będzie tak i teraz. Stanęłam, więc przy siatce i czekałam, obserwując drzwi wyjściowe jego szkoły. Najpierw bałam się, że może już poszedł, ale wtedy w końcu wyszedł, a moje serce przyspieszyło swój rytm. On, jednak obrał zupełnie inny kierunek. Obrócił się do mnie plecami i ruszył do domu.
Zmarszczyłam brwi i w biegu wyciągnęłam z torby telefon. Dzwoniłam obserwując, jak wyciąga swój, a potem nie odbierając, chowa go z powrotem do kieszeni jeansów.
Rozłączyłam się i wystukałam sms'a.
Przecież cię widzę.
Znów sięgnął po komórkę, a kiedy odczytał wiadomość, zatrzymał się, klepiąc dłonią w czoło i zawrócił.
Wypuściłam z ust powietrze. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że je wstrzymuję.
-Lana, przepraszam! - Zaczął z niewinną miną. - Kompletnie zapomniałem o tym, że się widzimy.
Zamarłam.
Jak to zapomniał? Przecież środy zawsze były nasze i nigdy o mnie nie zapominał. 
Zacisnęłam usta w wąską linie, ale nie miałam zamiaru się kłócić. Wydarzenia ostatnich dni mogły w końcu, wyprowadzić go z równowagi.
Kilka osób standardowo zerknęło w naszą stronę, ale to, że się "przyjaźnimy" nie wywoływało już, aż tak dużego zdziwienia.
Niektóre dziewczyny nawet naśmiewały się, że jesteśmy parą, ale z tego, co mówiła Cam, Shawn i Derek skutecznie ucinali te plotki. Obaj byli moimi najlepszymi kumplami i czuli się w obowiązku bronić mojego honoru. Serce mi się krajało na myśl, o tym, że tak ich rozczaruję. Zresztą my sami z Gawinem nigdy, nikomu nie daliśmy potwierdzenia naszego związku. Zawsze byliśmy ostrożni w tym, co robimy.
-Nic nie szkodzi. - Powiedziałam spokojnie. - Możemy porozmawiać?
Puścił moje słowa mimo uszu.
-Poznałaś już go? - Zapytał, a ja wyczułam w jego głosie złość.
Westchnęłam.
-Tak, ale Gawinie! On też nie chce tego ślubu! Słyszysz? Nie chce go!
Tym razem w oczach chłopaka rozbłysła nadzieja.
-Więc nie wychodzisz za mąż? - Szepnął podekscytowany.
-Nie. - Powiedziałam ostrożnie. - Ale to nie jest takie proste.
Bez problemu wyczuł zmianę w moim tonie. Przyjrzał mi się uważniej i teraz oboje, byliśmy równie czujni.
Musiałam mu powiedzieć, to w jakiś delikatny sposób. Tylko czy tak się da?
Czułam, jak wszystko się we mnie napina. Każdy mięsień.
-Co masz na myśli? - Zapytał, kiedy cisza stawała się nie do zniesienia.
-Widzisz... - Zwilżyłam wargi językiem. - Ani moi, ani jego rodzice nie przyjmują tego do wiadomości. Conall wymyślił pewien plan, który nam pomoże to zakończyć, ale... to trochę potrwa.
Zmarszczył brwi.
-Jaki do cholery plan?
Wzięłam głęboki wdech, a potem po prostu wydusiłam to z siebie na jednym tchu.
-Musimy trochę po udawać, że cieszymy się na ten ślub, a kiedy oni już nam w to uwierzą m-my... - Ciężko było mi skończyć, widząc jego wyraz twarzy. Wyglądał, jakby dostała w twarz. I z pewnością zrozumiał, co mam na myśli mówiąc, że musimy udawać. -... my uciekniemy z przed ołtarza.
Jeśli wcześniej wyglądał na wstrząśniętego, złego lub urażonego, teraz był wściekły.
-Mam stać z boku i patrzeć, jak odgrywasz rolę ukochanej narzeczonej tego pajaca!? - Warknął.
Wkurzyłam się, że tak ocenia Conall'a. Nie znał go, więc nie miał do tego prawa, ale postanowiłam to przemilczeć.
Zrobiłam krok w jego stronę.
-Gawin wiem, że to pokręcone, ale nie mam innego wyjścia. Nie da się ich inaczej przekonać. Nawet, jeśli oboje z Conall'em powiemy nie, oni i tak będą nam szukać kogoś innego, a tak... Pomyśl! To będzie taka sensacja, że więcej się nie odważą!
Pokręcił głową.
-Możesz uciec z domu. Zostawiać to wszystko i żyć ze mną. Nie musiałabyś pracować. Zapewnił bym ci wszystko.
W tym właśnie tkwił problem. Gawin nie rozumiał, że ja chcę pracować. Serce mi się łamało, bo wiedziałam, że będę musiała odmówić mu po raz kolejny.
Pokręciłam głową, rzucając mu pełne skruchy spojrzenie.
-Nie mogę.
-Stara śpiewka.
-Przestań! - Warknęłam. Zaczynał mnie denerwować. - Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie w domu. To by mnie zabiło! - Powiedziałam śmiało. - Nie jestem z tych kobiet, które umieją siedzieć na czterech literach i dyrygować ludźmi! Chcę się rozwijać!
Był równie wkurzony, co ja.
-Więc się lepiej naucz, bo będziesz musiała wybrać między mną, a karierą!
-To nie sprawiedliwe! - Zacisnęłam dłonie w pięści. - Robię to dla nas. Myślisz, że mi jest łatwo?
Odwrócił głowę w bok.
-Dość. - Sapnął. - Mam tego dość!
Spojrzałam na niego przerażona.
-Dość czego?
-Nie wiem. - Burknął. - Muszę to przemyśleć. - Odsunął się. - Zadzwonię wieczorem.
Przygryzłam wargę.
-Wieczorem wychodzę.
Zamrugał, rzucając mi rozwścieczone spojrzenie.
-Z nim?
Mogłam skłamać, mogłam powiedzieć, że z Cam, ale jaki to miałoby sens? Nie odpowiedziałam, więc nic, ale moje milczenie było, tak oczywiste...
-Świetnie. - Burknął i odwracając się na pięcie, zostawił mnie samą.
-Gawin! - Krzyknęłam, ale nie zawrócił.
Westchnęłam.
Tylko spokojnie!
Tylko spokojnie.
Nie poszło najgorzej, prawda?
Przecież powiedział, że to przemyśli. Chwytałam się wszelkiej nadziei. 
Kochałam go, a on kochał mnie. Życie rzuciło nam pod nogi wielką kłodę, ale wierzyłam, że ją przetrwamy. Razem.
***
Siedziałam w pokoju, na małym taborecie, kiedy w końcu zabrzęczał mój telefon. Całe popołudnie pilnowałam go, jak oka w głowie, czekając na wiadomości od Gawina. Za każdym razem, zaglądałam w skrzynkę odbiorczą z rosnącym w sercu niepokojem. Bałam się, że będzie chciał mnie zostawić. Niby nie powinnam się martwić. Przecież mnie kochał, prawda? Jednak... sytuacja nie była prosta.
Z nutką zawodu w sercu zobaczyłam, że to Facebook.
Miałam jedno, nowe zaproszeniem do grona znajomych.
Zmarszczyłam brwi i wchodząc w nie, mało, co nie spadłam z taboretu.
Zaprosił mnie Conall.
Zaraz, jednak uprzytomniłam sobie, że to przecież nic takiego. W końcu mieliśmy udawać, że się do siebie zbliżamy!
Zganiłam się w myślach, za moje durne zachowanie i bez wahania, przyjęłam zaproszenie.
Miałam już odłożyć telefon, kiedy ciekawość wzięła górę.
Westchnęłam i nie mogąc się powstrzymać, zerknęłam na jego profil.
Chłopak faktycznie chodził do Madox. Był w ostatniej klasie sportowej, czyli był o rok starszy ode mnie. W dodatku liczba jego znajomych wynosiła dokładnie osiemset dwie osoby, co w oczach Cam na pewno, będzie czyniło go osobą towarzyską. Chciałam jeszcze przejrzeć, jakie dodaje posty i, co lubi, ale mała ikona chłopaka, wyskoczyła mi u góry po lewej stronie sygnalizując, że napisał właśnie do mnie wiadomość.
Zamrugałam czując, jak zalewa mnie dziwna fala ekscytacji.
Cześć Rudzielcu ;-) mam nadzieję, że nie zapomniałaś, o dzisiejszym kinie? Ja wybieram film!
Rudzielcu?
Zachichotałam.
Nie było to dla mnie obraźliwe.
Taki był fakt. Miałam rude włosy, ale byłam z tego zadowolona. Uważałam, że dobrze współgrały z bladą cerą i niebieskimi oczami. Po prostu czułam się sama ze sobą dobrze. Jasne, nie byłam idealna, ale to, co miałam mi wystarczało.
Odpisałam.
Jasne, mam tylko nadzieję, że nie zanudzisz mnie nim na śmierć, Panie Kocham Twoje Cycki ;-p.
Zadowolona, wcisnęłam "wyślij".
Z szerokim uśmiechem na twarzy czekałam na odpowiedź. I się nie zawiodłam. Przyszła nie całą minutę później.
Niestety nie mogę zaprzeczyć. Lubię je ;-). Do zobaczenia.
Przewróciłam oczami i odpisując, tylko krótkie "pa", od razu wybrałam numer do Cam. Zabiłaby mnie, gdybym nie dała jej znać na czym stanęło.
-Halo?
-Chcesz go poznać? - Zapytałam od razu przechodząc do sedna.
Oczywiście odpowiadało jej, to w stu procentach.
Wykrzyknęła głośne tak, następnie wyrzuciła z siebie kilka innych niezrozumiałych dla mnie słów, by piętnaście minut później, stanąć na progu mojego domu.
Rozbawiona wpuściłam ją do środka.
-Biegałaś?
-No coś ty! Tato mnie podrzucił. - Odpowiedziała, a ja pociągnęłam ją w stronę schodów, zanim moja matka wyszła z salonu.
-Lano? - Usłyszałam za nami, kiedy biegłyśmy po schodach, ale nawet się nie obejrzałam.
-Dzień dobry Pani Donovan! - Rzuciła przez ramię Cam, a potem wepchnęłam ją do pokoju, głośno trzaskając drzwiami.
Rozejrzała się dookoła.
-I gdzie go masz?
Przewróciłam oczami.
-Będzie o dziewiętnastej. - Powiedziałam, podając jej telefon. - Pisał do mnie.
Wyrwała mi go i z nieskrywaną ciekawością, zaczęła czytać naszą krótką wymianę zdań.
-O matko! - Wykrzyknęła wreszcie. - On cię lubi!
Przewróciłam oczami.
-On mnie nawet nie zna.
Uniosła brwi.
-Wiesz, że to trochę zajeżdża flirtem?
-Nie wygłupiaj się! - Skarciłam ją, ale nawet na mnie nie spojrzała.
-Och! I ma ponad osiemset znajomych. To dobrze wróży.
Westchnęłam.
-Cam, jestem z Gawinem pamiętasz?
Wreszcie na mnie zerknęła.
-No dobra, ale może, chociaż dzięki temu nawiążemy trochę nowych znajomości?
-Wystarczysz mi ty i mój chłopak. - Oświadczyłam zdecydowanie. 
Przekręciła w bok głowę.
-A właściwie, jak on zareagował na twoje rewelacje?
Wydęłam wargi, opadając na taboret.
-Sama nie wiem. Ma to przemyśleć i dać mi znać.
Dziewczyna pokręciła głową.
-Cały Gawin. - Jej głos wyraźnie wskazywał na poirytowanie. - Zamiast walczyć, to się obraża.
Zdenerwowałam się.
-A niby z kim ma walczyć? Z moimi rodzicami? To niemożliwe.
Popatrzyła na mnie z politowaniem.
-Nie z kim, Kochanie, tylko o kogo!
-O mnie nie musi. - Zapewniłam. - Jestem cała jego.
Popatrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Zastanawiałam się, co też siedzi w tej jej głowie. Ciągle robiła mi jakieś aluzje.
-Wiesz, że prościej byłoby uciec z domu? - Zmieniła temat.
-I zostać wykluczoną z jednej z najlepszych szkół dla naszej klasy majątkowej w kraju? Nie ma mowy!
Wzruszyła ramionami.
-Mogłabyś skończyć naukę u Gawina. Przecież jego szkoła też ma całkiem niezły system nauczania. Byliśmy, kiedyś jedną placówką, nie pamiętasz?
-Pamiętam, ale po pierwsze nie chcę żerować na Gawinie i jego rodzinie. Musieliby mnie utrzymać. Po drugie on musi zrozumieć, że nie mam zamiaru siedzieć w domu. A po trzecie, Cam ty wiesz dobrze, że dziekan Madelton to totalny palant i nikt z niższych klas, niż nasza, za jego sprawkami, nie dostaje się na tamtejsze studia.
Moja przyjaciółka westchnęłam i chociaż, obie nie zgadzałyśmy się z tymi zasadami, musiała przyznać mi rację.
-Wiem. - Pokiwała głową. - Moja ciotka i wuj ciągle powtarzają, że nie mogą uwierzyć w to, że kiedyś wszyscy chodzili razem. Mówią o tym tak, jakby to było coś strasznego.
-Właśnie.
Rodzina Camili w większej części zajmowała się nauczaniem. Jej tato był dyrektorem na uczelni King'a, drugiej po Midelton najlepszej uczelni w kraju. Był mniejszym burakiem, niż dziekan w szkole, do której chciałam się dostać, ale przyjaźnili się, więc Cam podsłuchując ich rozmowy, miała zawsze informacje z pierwszej ręki. Brat jej mamy i jego żona nauczali w Midelton.
-Świat stanął na głowie. - Mruknęłam.
-Ale ty masz najlepsze oceny i... - Moja przyjaciółka zawsze szukała pozytywów.
-Mogłabym uczyć się jeszcze lepiej, niż uczniowie z Madox, ale jeśli byłabym w klasie majątkowej Gawina, to nie miałoby żadnego znaczenia.
Wydęła wargi.
-W takim razie zajmijmy się czymś na, co mamy wpływ.
-To znaczy?
-Twoje włosy! - Rzuciła i zabierając z półki lokówkę, kazała mi obrócić się tyłem.
_______________
I jak tam oceniacie związek Lany i Gawina? Myślicie, że Cam ma rację, że chłopak powinien wziąć sprawy w swoje ręce i o nią walczyć?
Rozdział do NPCK mam nadzieję, pojawi się w tym tygodniu. Nadal nie zdecydowałam, jaka będzie końcówka i dlatego idzie, to tak wolno.
Miłego dnia!
Buziaki 💋💋💋.

Aż Do Śmierci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz