Rozdział 6

6.5K 377 30
                                    

Łapcie dziś jeszcze jeden Kochani, bo chyba w sobotę i niedzielę nie uda mi się dodać ;*
Miłego weekendu i czytania ;). Buziaki! 💋💋
×××××××××××
Stałam przez chwilę gapiąc się, jak chłopak wychodzi z pokoju. W mojej głowie wciąż raz, za razem rozbrzmiewały jego ostatnie słowa. Nie wiedziałam, co mam o tym myśleć. Wolałabym raczej, żeby nie doszło do ślubu. Tak, zdecydowanie.
Otrząsnęłam się z szoku i ruszyłam za nim. Wychodząc na korytarz zauważyłam, że czeka przy schodach.
Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam się tym samym. W końcu pomagał mi w rozwiązaniu tej całej chorej sytuacji.
Schodziliśmy w milczeniu, ale ku mojemu zaskoczeniu, kiedy tylko znaleźliśmy się na dole, chłopak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej. Zaskoczona straciłam równowagę i musiał mnie przytrzymać.
-O co chodzi? - Spytałam szeptem.
-Jeśli moja matka zapyta mnie, o czym rozmawialiśmy. - Jego oczy wpatrywały się w moje. - Powiem, że pokazałaś mi swoją wiolonczelę.
Pokiwałam głową. To był dobry pomysł. Nie mogliśmy od razu pałać do siebie miłością. Nasz plan musiał być wprowadzany w życie powoli. Nikt nie mógł nabrać podejrzeń, że coś jest nie tak.
-Gotowa? - Zapytał.
Wzięłam głęboki oddech.
-Tak.
Weszliśmy do salonu ramię w ramię, chłopak puścił mi oczko, a ja nie wiem skąd, ale od razu wiedziałam, że zaraz coś odwali. Rozejrzał się dyskretnie po salonie, upewniając zapewne, że wszyscy na nas patrzą, po czym pochylił się do mojego ucha.
-Ale na twoje piersi, będę patrzył z prawdziwą przyjemnością.
Wciągnęłam z sykiem powietrze i czerwieniejąc, rzuciłam mu pełne oburzenia spojrzenie.
Musiałam, jednak przyznać, że to zagranie podziałało. Nasi rodzice wyglądali na zadowolonych. Pewnie pomyśleli, że moja czerwona twarz oznacza, że chłopak powiedział mi na ucho coś miłego.
Oczywiście ja, nie mogłam Conall'owi tego darować. Obiecałam sobie solennie, że jeszcze dziś mu się odpłacę, więc kiedy tylko przyszedł czas pożegnania, wywęszyłam doskonałą okazję.
Stanęłam przy chłopaku i dyskretnie, nadepnęłam go na nogę obcasem.
Skrzywił się, ale nie wydał żadnego, zdradzającego mnie odgłosu.
Posłałam mu triumfalne spojrzenie, ale nie zbyt długo nacieszyłam się swoją wygraną.
Cóż, trafiłam na równego sobie.
Zielonooki, obrócił się do mnie przodem i uśmiechając szeroko, spojrzał w mój dekolt. Wiedziałam, że w jego głowie układa się plan zemsty.
Cofnęłam się w tył, ale za moimi plecami była już tylko ściana.
-Lano? - Zapytał na głos tak, by słyszeli nasi rodzice. - W takim razie jutro kino?
Stał tyłem do nich, ale ja kątem oka widziałam, jak czekają na moją odpowiedź. Nie mogłam się nie zgodzić. Miał mnie i dobrze, o tym skurczybyk wiedział. Opanowałam w sobie rządzę mordu i posłałam mu szeroki, udawany uśmiech.
-Przyjedź o dziewiętnastej.
***
Kiedy tylko zamknęły się za nimi drzwi, matka klasnęła z zachwytem w dłonie.
-Umówiliście się! - Jej euforia nie miała granic. - To wspaniale, wiedziałam, że ci się spodoba!
Rzuciłam jej wściekłe spojrzenie i nie mogąc się powstrzymać, musiałam popsuć jej nerwy.
-Nie ciesz się tak, to tylko kino. I niczego nie zmienia! Nadal kocham Gawina. - Powiedziałam, perfekcyjnie opanowanym tonem, odgrywając się na niej, za przegraną rundę z Conall'em. To było nieuczciwe, ale co mogłam poradzić? Sama doprowadziła do takiej sytuacji, nie dając mi spotykać się z Gawinem.
Następnie obracając się na pięcie, pomaszerowałam schodami do swojego pokoju.
-Już nie długo! - Krzyknęła z dołu, ale wyraźnie była wkurzona, a jej entuzjazm trochę przygasł.
Weszłam do siebie, głośno trzaskając drzwiami. Byłam wykończona, więc od razu udałam się do łazienki, ściągając po drodze z siebie ubranie. Buty, sukienka, rajstopy, majtki, stanik - wszystko leżało rozrzucone po podłodze, ale miałam to gdzieś. Odkręciłam kran i rozpuszczając włosy, weszłam pod strumień ciepłej wody. Cieszyłam się, że miałam łazienkę, tylko i wyłącznie dla siebie. Mogłam spędzać w niej godziny relaksując się i rozmyślając.
Złapałam za różany żel pod prysznic i mydląc ciało, oddałam się ponurym myślom.
***
Tej nocy śnił mi się Conall, a dokładniej, śniło mi się, że bezczelnie wlepia, swoje zielone oczy w moje piersi. Rano obudziłam się strasznie tym poirytowana i raz, dwa nakazałam sobie, że więcej nie będę o nim śniła. Oczywiście było to kompletne wariactwo, bo przecież nie miałam absolutnie żadnego wpływu na to, co mi się śni.
Ubrałam się w krótkie szorty i wpuściłam w nie białą, na ramiączka koszulkę. Włosy związałam w wygodnego kucyka, po czym kończąc makijaż, zabrałam z podłogi torbę i zeszłam na śniadanie.
Przy stole rodzice dla odmiany nie rzucali mi rozwścieczonych spojrzeń, a karcący wzrok matki, w końcu ustąpił na rzecz szerokiego uśmiechu.
-Pasujecie do siebie z Conall'em idealnie. - Powtarzała. - Może zbyt wiele nie mówił, ale widziałam, jak na ciebie patrzył.
Westchnęłam.
Żeby, tylko wiedziała, jak bardzo pasujemy do siebie pod względem poglądów, na temat tego cholernego małżeństwa.
-Mamo...
-Och, Lano! - Rozpływała się. - Nie bądź już taka skromna! Jesteś śliczna. Dobrze, że poradziłam ci, założyć tę sukienkę. Twój biust spisał się tak, jak powinien.
Nie wierzyłam własnym uszom.
Ojciec posłał jej oburzone spojrzenie. Może i chciał, żebym wyszła za Conall'a, ale nadal byłam jego córką.
-Margaret! - Warknął. - Nie przeginaj!
Kobieta machnęła lekceważąco dłonią, zupełnie tak, jakby tato niczego nie rozumiał.
Spojrzałam na niego błagalnie.
Zacisnął usta i wstał. Z ulgą podążyłam za nim. Poważnie! Wolałam już z matką, nasze poranne kłótnie.
Przed budynkiem szkoły, czekała na mnie Cam. Dojrzała mnie akurat wtedy, kiedy wysiadałam z samochodu, żegnając się z ojcem. Szturchnęła Dereka i mówiąc mu coś, ruszyła w moją stronę sama. Na jej twarzy widać było zaciekawienie.
-Widziałam przed chwilą Conall'a i wyglądał, jak zwykle. Dogadaliście się? - Zaczęła pierwsza, a ja przez chwilę nie rozumiałam, o czym ona mówi. Spojrzałam ze zdziwieniem w jej oczy, ale zaraz uprzytomniłam sobie, że przecież moja przyjaciółka nadal myśli, że moim przyszłym narzeczonym ma być nasz mistrz szachów. Cóż, mój Conall z pewnością nim nie był.
Posłałam jej szeroki uśmiech.
-Nie uwierzysz!
-Zakochałaś się? - Zapytała z po wątpieniem, a ja trzasnęłam ją w ramię.
-Chcesz wiedzieć czy nie?
-Mów!
-No więc! - W moim głosie dało słyszeć się radość i podniecenie. Sama właściwie nie rozumiałam dlaczego, ale nie miałam teraz czasu się nad tym zastanawiać. - To nie on!
Ciemnowłosa zmarszczyła brwi, za pewne myśląc, że pominęła w swoich poszukiwaniach jednego z Conall'ów, ale na litość, przecież nie musiała znać wszystkich!
Złapałam ją za dłoń.
-To niemożliwe, przecież... - Urwała, podnosząc na mnie głowę i otwierając szeroko oczy. - Chcesz mi powiedzieć, że on chodzi do Madox!?
Tym razem to, ja straciłam pewność siebie.
Madox i Renne były najlepszymi szkołami dla klas wyższych w naszym kraju. I mieliśmy to szczęście, że jedna z nich leżała w samym centrum naszego, jakże małego, spokojnego miasta. Do Madox uczęszczała elita, wybitnych uczniów z naszego okręgu i nie tylko. Słabsi szli do Prescott lub jeszcze innych, mniej znanych placówek.
Cóż, nie miałam pojęcia, do której chodzi Conall, ale z pewnością do jednej z nich. A, jeśli dobrze się uczył, to mogłam być skłonna ku Madox.
-Nie wiem. - Przyznałam. - Nie zapytałam go, ale to możliwe. - Ledwo skonczyłam zdanie, a ona już wpisywała jego imię w przeglądarkę.
-W Madox jest tylko jeden Conall.
Przygryzłam wargę.
-Laverence? - Zapytałam cicho.
-Tak! - Krzyknęła uradowana. - Ja pierdziuśkam! Jezu! Jaki czad! - Wyrzucała z siebie z radością słowo za słowem.
Stałam bezradnie i przyglądałam się, jak wchodzi w jego profil na Facebooku. Dane chłopaka były zablokowane i nikt, kto nie miał go w znajomych nie mógł ich zobaczyć. Rzecz jasna zdjęcie profilowe było ogólnodostępne.
Nacisnęła na nie, a kiedy wyskoczyło na ekranie, nieco powiększone, głośno wciągnęła powietrze.
-Jezus! - Zakryła usta dłonią.
Zerknęłam przez jej ramię.
Conall patrzył na nas ze zdjęcia, tymi swoimi czarnymi oczami z domieszką zieleni i uśmiechał się od ucha do ucha. A jaki on miał ten uśmiech! Pod pachą trzymał piłkę do nogi i miał na sobie koszulkę drużyny, reprezentującej naszej miasto.
Moja przyjaciółka powachlowało sobie ręką.
-Gawin może się przy nim schować. - Stwierdziła.
Przez chwilę nie docierało do mnie, co powiedziała, ale zaraz spojrzałam na nią ze złością.
-Gawin też jest przystojny! - Warknęłam, broniąc chłopaka. - A poza tym, wygląd nie ma tu, żadnego znaczenia.
-Proszę cię. - Wskazała na zdjęcie. - Może wygląd nie, ale te potargane włosy już tak!
-Cam! - Krzyknęłam, chcąc zabrać jej telefon.
-No już dobrze, już dobrze! - Próbowała mnie powstrzymać. - Więc, co mu powiedziałaś?
Odpuściłam, bo miałam dla niej takiego newsa, że padnie!
-Nie musiałam zbyt wiele mówić. On pierwszy powiedział, mi że nie chce tego ślubu.
Spojrzała na mnie.
-I ty mówisz to tak spokojnie!? Co za cham! - Burknęłam. - Nie wie, co traci!
Zaśmiałam się.
-Cam, przecież ja też nie chcę tego ślubu, zapomniałaś?
Wzruszyła ramionami.
-To nie ma znaczenia.
Wzniosłam oczy ku niebu.
-Posłuchaj lepiej dalej!
-No dobra. - Skrzyżowała ręce na piersi. - Jestem gotowa, mów.
-No więc wyjaśnił mi, bardzo grzecznie - podkreśliłam - że nie chce tego ślubu, bo uważa się trochę jeszcze na to za młodego. A ja powiedziałam mu, że kogoś mam i oboje zgodziliśmy się, że trzeba w takim razie, coś z tym zrobić.
Pochyliła się w moją stronę.
-Rozumiem, że wspólnie ułożyliście jakiś plan?
Rozejrzałam się, mówiąc nieco ciszej.
-Tak. - Odparłam, a potem dodałam prosto z mostu. - Uciekniemy z przed ołtarza.
Cam w tym momencie wyglądała, jak ryba. Jej szeroko otwarte oczy i malinowe usta sprawiały, że miałam ochotę się śmiać.
-Nie!?
-Tak!
-Matko kochana Lano! - Wykrzyczała, rzucając się na moją szyję. - To najbardziej szalony pomysł, jaki usłyszałam z twoich ust!
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję, ale to akurat wymyślił Conall.
-Już go lubię. Ma chłopak jaja.
-Szybko zmieniasz zdanie. - Zauważyłam.
Machnęła ręką.
-Wchodzę w to! - Zadeklarowała. - Ale na miłość! Dlaczego chcecie zrobić to w ten sposób? Czemu nie wcześniej, jakoś się wykręcić?
Westchnęłam.
-Też o tym myślałam, ale tu pojawia się problem. Nawet, jeśli udałoby się nam, jakimś cudem ich przekonać, to nie zmieniłoby niczego. Jego rodzice i moim dalej szukaliby nam kogoś do pary, a tak? Sama pomysł!
Pokiwała głową.
-Odechce im się swatania was z kimkolwiek.
-Tak. Zresztą, Conall ma już ułożony cały plan. Musimy tylko trochę poudawać wielce zakochanych, a potem zrobić sensacje na całe miasto, jak i nie dalej.
Dziewczyna uniosła brwi i wygląda tak, jakby chciała rzucić, jeden z tych swoich mądrych komentarzy, ale zaraz zmieniła zdanie i powiedziała coś oczywistego.
-Gawin się nie ucieszy.
Teraz, nagle martwiła się o jego uczucia?
Westchnęłam.
-Przecież i tak go nie lubisz.
Wzruszyła ramionami.
-Wiem, ale ty go lubisz. To wystarczy, żebym go tolerowała.
Wydęłam wargi.
-Cóż, mam nadzieję, że zrozumie.
Spojrzała na mnie zamyślona.
-No, co?
-Nic. - Odpowiedziała, ale była mało przekonująca.
-Przecież widzę!
Patrzyła prosto w moje niebieskie oczy.
-Jesteś pewna, że wiesz, co robisz?
Pokiwałam głową.
-Długo to nie potrwa.
-Chodzi mi raczej o to, czy jesteś na tyle silna, żeby się w nim nie zakochać?
Osłupiałam.
Jej słowa trafiły we mnie, jak strzała i przez chwilę zalała mnie fala paniki, bo przecież wcześniej nawet, o tym nie pomyślałam, ale zaraz przewróciłam oczami. Co za niedorzeczności! Przecież kochałam Gawina i nic tego nie mogło zmieniać.

Aż Do Śmierci ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz